Armstrong, siedmiokrotny zwycięzca Tour de France, któremu później wszystkie tytuły odebrano, zapowiedział, że podejmie współpracę ze wszystkimi służbami. Chce w ten sposób pomóc oczyścić kolarstwo, ale i skrócić okres dyskwalifikacji do ośmiu lat. Musi jednak zeznawać pod przysięgą. Na to nie był gotowy i dlatego poprosił USADA o spotkanie za dwa tygodnie. Jednak w środę nie stawił się na nim. - W ciągu ostatnich kilku tygodni doprowadził nas do przekonania, że chce do nas przyjść i pomóc. Może jednak martwić widmo karnej i cywilnej odpowiedzialności, jeśli dopuścił się tych czynów. Z mediów dowiedziałem się, że jednak nie przyjdzie do nas, aby chociaż spróbować naprawić krzywdy, jakie wyrządził w sporcie - powiedział dyrektor generalny USADA Travis Tygart. Według niego agencja prowadzi dalej śledztwo bez udziału i pomocy Armstronga, ściśle współpracując natomiast ze Światową Agencją Antydopingową (WADA). "Jesteśmy pełni nadziei, że międzynarodowe wysiłki przyniosą odpowiedni skutek, a my zrobimy wszystko co możemy, aby to ułatwić. Z kilku powodów Armstrong nie będzie uczestniczył w działaniach USADA, które zmierzają do selektywnych oskarżeń wobec niego. Działania te demonizują indywidualne przypadki, choć w 95 procentach tych przypadków USADA nie ma odpowiedniej jurysdykcji" - napisał w oświadczeniu adwokat byłego kolarza Tim Herman. Armstrong przez lata był bohaterem i wzorem dla młodych kolarzy. Ponad miesiąc temu wyznał w wywiadzie z Oprah Winfrey, że oszukiwał i stosował doping. Jego oświadczenie pojawiło się jednak już po tym, jak USADA ogłosiła, iż jest winny i odebrano mu wszelkie tytuły.