Brytyjska Agencja Antydopingowa trzykrotnie bezskutecznie próbowała skontrolować Armitstead, ale kontrolerzy nie zastali zawodniczki w miejscu, w którym - zgodnie z przepisami - wcześniej zgłosiła, że będzie. Agencja domagała się surowej kary dla mistrzyni świata, jednak od dyskwalifikacji uratował ją Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu (CAS). Podstawą korzystnego dla niej wyroku były błędy proceduralne podczas pierwszej próby przebadania zawodniczki. Wymowny jest fakt, że Armitstead przyjęła właśnie taką linię obrony dopiero wtedy, gdy zagroziła jej dyskwalifikacja. Wcześniej nie kwestionowała sposobu przeprowadzenia kontroli. Armitstead nie zdobyła medalu w Rio de Janeiro. Zakończyła rywalizację na piątym miejscu, tuż przed Polką Katarzyną Niewiadomą. Wyścig koszmarnie zakończył się dla Annemiek van Vleuten, która prowadziła, lecz upadła na zjeździe i odniosła poważne obrażenia. Holenderka trafiła do szpitala ze wstrząśnieniem mózgu, pękniętymi kręgami w odcinku lędźwiowym kręgosłupa i wieloma ranami na całym ciele. Wykazała jednak wielki hart ducha i już miesiąc po wypadku, który o mało nie przypłaciła życiem, wygrała Lotto Belgium Tour! Holenderka jest twardą zawodniczką i ma wyraziste poglądy. Przyznała, że jadąc na igrzyska była wściekła, że władze pozwoliły startować Lizzie Armitstead. "Byłam zła z tego powodu, bo reguły obowiązują wszystkich i nie można robić wyjątków. To część pracy i musisz traktować to poważnie" - tłumaczyła w wywiadzie dla BBC Sport. "Uniknięcie trzech testów antydopingowych w ciągu jednego roku to coś niesamowitego. To naprawdę wielkie osiągnięcie. Może udało się jej, bo jest mistrzynią świata i dlatego zrobili dla niej wyjątek, ale nie uważam, aby to było uczciwe" - podkreśliła.