Polska Agencja Prasowa: Damian Zieliński dziesięć lat temu był bardzo obiecującym torowcem, zdobył m.in. Puchar Świata. Potem gorzej mu się wiodło. I nagle w ubiegłym tygodniu na Gwadelupie wywalczył srebrny medal w najbardziej prestiżowej konkurencji torowej - w sprincie indywidualnym. Czy zgodzi się pan z opinią, że jest to nowe otwarcie w jego karierze? Andrzej Tołomanow: - Jest to przykład, że starszych zawodników nie wolno skreślać. W momencie, gdy miałem objąć polską kadrę sprinterów, postawiłem warunek, żeby zostawić w niej starszych zawodników, żeby im jeszcze nie dziękować. Byłem przekonany, że nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Znam Damiana od juniora, sam go wysłałem do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Żyrardowie. To bardzo utalentowany zawodnik. Jako trener kadry chciałem dać mu szansę, spróbować znaleźć do niego odpowiednie podejście. I chyba się udało. Czasami zmiana metody, klimatu, sposobu przygotowań, technologii czy czegokolwiek innego może spowodować postęp. Jakie nowości wniósł pan do kadry? - Przede wszystkim wprowadziłem rywalizację. Obecnie w kadrze jest siedmiu zawodników: trzech starszych - Zieliński, Maciej Bielecki i Kamil Kuczyński, oraz czterech młodszych - Rafał Sarnecki, Mateusz Lipa, Krzysztof Maksel, Grzegorz Drejgier. A napierają jeszcze młodsi, jak Patryk Rajkowski i Mateusz Rudyk. Kto będzie lepszy, ten będzie miał miejsce pod słońcem. Rywalizacja motywuje, a szansę na wyjazd na igrzyska. Potencjał w tej grupie jest bardzo duży. Czy stać pana podopiecznych na medal olimpijski? - Głęboko w to wierzę. Inaczej nie zacząłbym tej gry. Przygotowania tylko i wyłącznie są motywowane perspektywą medalu na igrzyskach w Rio de Janeiro. Oczywiście myślę o medalu drużyny, ale nie wiadomo czy nie będzie szans medalowych w konkurencjach indywidualnych. Ci młodsi zawodnicy mają od 20 do 23 lat i nie wiem jak się rozwiną. Na dziś mogę powiedzieć, że Mateusz Lipa może w przyszłości odnosić sukcesy w keirinie. Jest bardzo utalentowany, ambitny, odważny. Jeszcze niedawno jako junior wywalczył tytuł mistrza Europy właśnie w keirinie, a na Gwadelupie ścigał się w już ścisłym finale, zajmując piąte miejsce. W finale nie było przypadkowych zawodników, a skoro on tam się znalazł... Lipa ma dopiero 20 lat. W przeszłości przez wiele lat trenerem polskiej kadry sprinterskiej był pana ojciec Aleksander Tołomanow. Czy często panu dziś doradza? - Jesteśmy rodziną i nie możemy sobie nie doradzać. Często rozmawiamy o kolarstwie, wymieniamy się informacjami. Mój ojciec był moim najważniejszym nauczycielem. Dziś współpracuje z kadrą narodową Rosji i opiekuje się oczywiście sprinterami. Na Gwadelupie właśnie Rosjanie pokonali moją drużynę w wyścigu o brązowy medal. Doszło więc do rywalizacji ojca z synem. Pochodzą panowie z Ukrainy. - Urodziłem się prawie 40 lat temu w Charkowie. Dziś moim domem jest Polska, choć boli mnie to, co się teraz dzieje na Ukrainie. Wolałbym, żeby Rosjanie z Ukraińcami się dogadali, żeby zapanował tam pokój. W Polsce mieszkam od 18 lat. Pracowałem z kolarzami torowymi najpierw w Szczecinie, a potem przeprowadziłem się do Pruszkowa na zaproszenie byłego prezesa PZKol. Wojciecha Walkiewicza. Mieszkam blisko toru. Mam żonę Katarzynę i dwie córki: 16-letnią Aleksandrę i 11-letnią Alicję. Starsza córka chce spróbować sił w ... kolarstwie. Właśnie poszła do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Żyrardowie. Czy pan także uprawiał kolarstwo? - Uprawiałem kolarstwo torowe i szosowe. Startowałem nawet w wyścigu Dookoła Polski. Miałem średnie wyniki, dlatego teraz jako trener mam większe aspiracje. Rozmawiał Artur Filipiuk