Przed losowaniem mistrzostw świata w Moskwie, minister sportu i turystyki po raz kolejny zaatakował władze polskiego kolarstwa. Było to następstwem konferencji prasowej, na której w ostry sposób prezes kolarskiej centrali polemizował z Witoldem Bańką. - Postanowiłem odnieść się do tej kuriozalnej konferencji. Gdybym traktował pana Banaszka poważnie, pewnie wytoczyłbym mu proces, ale uważam go za osobę rozchwianą emocjonalnie. Szkoda tylko, że panowie organizując tę konferencję, zapomnieli rozliczyć się z ministerialnej dotacji w terminie, który minął wczoraj. Ponieważ nie wszyscy członkowie zarządu zrezygnowali ze swoich stanowisk, nie ma w tej chwili możliwości współpracy z PZKol-em - powiedział Bańka. Oznacza to, że ministerstwo nie wyrazi zgody na prolongatę terminu rozliczenia. Banaszek i spółka muszą znaleźć więc szybko fortunę. Wcześniej umowy z PZKol. Zerwały Orlen i CCC (jej właścicielem jest skonfliktowany z władzami związku Dariusz Miłek). Związek stoi na skraju bankructwa. Kilka godzin wcześniej w obecności władz związku i dziennikarzy prezes PZKol ostro zaatakował ministra: - W sierpniu wzywał mnie pan na dywanik za to, że zwolniłem pana kolegę. Uchroniłem pana wtedy od upokorzenia. Chodzi o osobę podejrzaną o te wszystkie haniebne czyny. Na pytanie Interii o znajomość ze zwolnionym przez Dariusza Banaszka pracownikiem związku, który - w domyśle - jest winnym skandalu obyczajowego, dokonywania gwałtów na zawodniczkach, upajania ich alkoholem i faszerowania środkami dopingowymi, minister odpowiedział: - Jestem byłem lekkoatletą. Nie mam kolegów kolarzy. Nie będę zniżał się do tego poziomu. To kuriozalne oskarżenia. Adam Drygalski *** W piątek wieczorem do dymisji podał się Rafał Jurkowlaniec, ósmy z członków zarządu Polskiego Związku Kolarskiego. O swojej decyzji poinformował na Facebooku. To oznacza, że jedynym, który nie zdecydował się na taki krok jest prezes Dariusz Banaszek.