Odbywający się w Andaluzji Clasica Jaen mimo krótkiej historii bardzo szybko buduje swoją renomę. Wygrywał go już między innymi Tadej Pogacar, a wymagająca, pagórkowata i pełna szutrowych odcinków trasa jest niemal gwarantem ciekawej rywalizacji. Już przed rokiem "Kwiato" spisał się nieźle - dojechał do mety na siódmej pozycji, a wynik ten mógł być zdecydowanie lepszy, gdyby nie defekt w końcówce. To, co zrobił w poniedziałek przerosło jednak najśmielsze oczekiwania kibiców. Niemal 60 kilometrów przed finiszem Polak ruszył do ataku. Wraz z nim zrobił to Amerykanin, Brandon McNulty. W duecie dopędzili oni pozostałości zawiązanego na początku rywalizacji odjazdu i zbudowali kilkudziesięciosekundowy zapas. Z grona uciekinierów dnia utrzymał się z nimi jedynie Hiszpan, Ibon Ruiz. Nie dawał im jednak zmian, a raczej walczył o przetrwanie. Trudno się przy tym dziwić - "swoje" miał już w nogach. Wielki triumf Michała Kwiatkowskiego Grupka razem pokonywała kolejne kilometry, zbliżając się do decydujących rozstrzygnięć. Za jej plecami pogoń nie mogła się zorganizować. Koledzy z drużyn Polaka i Amerykanina skutecznie mieszali jej szyki. 14 kilometrów od finiszu, na jednym z szutrowych sektorów McNulty złapał jednak defekt koła, po którym został dogoniony przez główną grupę. Z przodu zostali tylko Kwiatkowski i zmęczony Ruiz. Polak nie czekał. Błyskawicznie zaatakował rywala i samotnie pognał w kierunku mety. Pojawiające się za jego plecami próby skoków w większości paliły na panewce. Najbardziej wytrwały był Meksykanin, Isaac del Toro, który zdołał przegonić Ruiza, ale jednocześnie tracił dystans do naszego rozpędzonego rodaka. Ostatecznie "Kwiato" przeciął linię mety samotnie, z przewagą 26 sekund nad del Toro i 42 nad Ruizem. Dla Kwiatkowskiego to pierwsza wygrana od 14 lipca 2023 roku. Wtedy to, po ucieczce okazał się najlepszy na 13. etapie Tour de France z metą na Grand Colombier. Jak wiele poniedziałkowy sukces dla niego znaczył najlepiej świadczył fakt, że tuż po finiszu... uronił łzę. Zwycięstwo i dobra dyspozycja Polaka cieszą, zwłaszcza że już za kilka tygodni jeden z jego ulubionych wyścigów - Strade Bianche. Na szutrach Toskanii zwyciężał dotąd dwukrotnie - w 2014 i 2017 roku. Gdyby ta sztuka udała mu się po raz trzeci, doczekałby się własnego, imiennego sektora "białych dróg".