To, że klubów z przedrostkiem "Al" nie wolno lekceważyć, pokazało wtorkowe spotkanie z udziałem Flamengo. Reprezentanci Ameryki Południowej przegrali po dogrywce z saudyjskim Al-Hilal. Sensacyjnie więc to ekipa z Azji zameldowała się w finale Klubowych Mistrzostw Świata i oczekiwała na poznanie rywala. Miała przy tym przewagę już na starcie - podczas gdy Real toczył bój z Al-Ahly, piłkarze z Rijadu mogli się regenerować i przygotowywać na decydującą potyczkę. Tymczasem "Los Blancos" - wbrew suchemu wynikowi - wcale nie mieli z Egipcjanami łatwo. Trener Al-Ahly, Marcel Koller, mówił na przedmeczowej konferencji prasowej o tym, że wielu piłkarzy Realu to idole jego podopiecznych. Na boisku Afrykańczycy nie przejawiali jednak jakichkolwiek kompleksów. Spotkanie rozpoczęli odważnie i chcieli podjąć równą rywalizację z "Królewskimi". Podopieczni Carlo Ancelottiego co prawda szybko ochłodzili rozgrzane głowy rywali, przejmując inicjatywę, ale niesprawiedliwością byłoby napisać, że ich stłamsili. Real Madryt wykorzystał błąd defensywy Madrytczycy mieli dużo wyższe posiadanie piłki, którą rozgrywali, korzystając z całej szerokości boiska. Brakowało im jednak przyspieszenia, przełamania schematu, a nade wszystko - Karima Benzemy. Francuski napastnik nie przyleciał z drużyną do Maroka, gdzie odbywa się klubowy mundial, ale jest zgłoszony do rozgrywek. Sztab szkoleniowy liczy bowiem na to, że drobny uraz, na który narzeka zdobywca Złotej Piłki, uda się wyleczyć do soboty. Spotkanie z drużyną z Kairu Real zaczął więc bez nominalnej "dziewiątki". Ofensywny tercet stworzyli mobilni Vinicius Junior, Rodrygo i Federico Valverde. Nie byli oni przypisani do konkretnych pozycji, czym mieli zaskoczyć Egipcjan. Wraz z upływem czasu obrońcy Al-Ahly istotnie mieli coraz większe problemy z tym, aby powstrzymywać szybkonogich atakujących. Po niespełna 30 minutach gry Rodrygo trafił w słupek i był to kolejny poważny sygnał ostrzegawczy. Afrykańczycy starali się odgryzać, kiedy tylko mogli. Kilkukrotnie udało im się stworzyć zagrożenie - przede wszystkim po kontratakach i stałych fragmentach gry. Od 42. minuty przegrywali jednak 0:1. Sami pomogli Realowi strzelić gola - popełnili fatalny błąd w rozegraniu piłki we własnej strefie obronnej, a Vinicius nie mógł nie skorzystać z takiego prezentu. Klubowe Mistrzostwa Świata: Real Madryt zagra w finale Druga połowa zaczęła się tak, jak skończyła pierwsza - od gola dla madrytczyków. Tym razem na listę strzelców wpisał się Federico Valverde, który dobił uderzenie Rodrygo. Tuż po przerwie reprezentanci Starego Kontynentu mieli więc wynik 2:0 i wydawało się, że mogą powoli myśleć o sobotnim finale. Egipcjanie nie zamierzali się jednak poddawać. Niezależnie od wyniku, podopieczni Kollera grali cały czas w podobny sposób. W końcu ich konsekwencja została wynagrodzona. W 65. minucie sędzia podyktował rzut karny dla Al-Ahly, a na bramkę zamienił go Ali Maaloul. Afrykańczycy złapali kontakt z rywalem i znów zrobiło się ciekawie. Real to jednak zespół zbyt doświadczony, aby stracić zimną krew w takim momencie. W 87. minucie "Królewscy" mieli znakomitą okazję, aby zwiększyć przewagę do 3:1, ale rzutu karnego nie wykorzystał Luka Modrić. Strzał Chorwata z 11. metra obronił Mohamed El-Shenawy. Zwycięstwo przypieczętowali jednak Rodrygo i Sergio Arribas. Dwaj młodzi piłkarze trafili do siatki w doliczonym czasie gry i ustalili wynik na 4:1. W sobotnim finale "Los Blancos" zmierzą się z Al-Hilal z Arabii Saudyjskiej. Jakub Żelepień, Interia