W czwartek Tomasz Marzec zastąpił Jacka Kruszewskiego na stanowisku prezesa Wisły Płock. Nowy sternik mazowieckiego klubu został rzucony na głęboką wodę i od razu musi mierzyć się ze sporym problemem. W jego klubie pojawił się bowiem przypadek zakażenia koronawirusem. O taki stan rzeczy Marzec obwinia m.in. PZPN. Twierdzi, że związek nie wydał żadnych rekomendacji na temat postępowania epidemiologicznego i kluby były skazane same na siebie. - To wszystko powinno być ustalone i przesłane do klubów przed wyjazdem piłkarzy na urlopy. Niestety, komuś zabrakło wyobraźni - powiedział prezes Wisły "Przeglądowi Sportowemu". - Gdyby ktoś z władz piłkarskich wydał podobne rekomendacje czy zakazy, to moglibyśmy coś takiego wprowadzić. Jako klub mieliśmy zawodnikom zakazać wyjeżdżania z Płocka? Przypomnę, że od marca piłkarze w zasadzie cały czas byli w izolacji. A to wszystko o czym mówimy zwyczajnie nie zostało ustalone - dodał. Marzec przyznał też, że klub zrobił testy na koronawirusa na własną rękę. Płocki zespół poniósł w związku z tym ogromne koszty. - Nie chcieliśmy czekać na wyniki badań przesiewowych. W przeszłości wiele z nich było niepewnych. Wybraliśmy więc droższe testy wymazowe głównie dlatego, żeby mieć od razu pewność czy wszyscy nasi zawodnicy i pracownicy są zdrowi. Za przebadanie wszystkich osób, w tym piłkarzy i osób współpracujących z pierwszą drużyną zapłaciliśmy ok. 20 tys. zł. Wiadomo już, że zakażony jest piłkarz Karol Angielski. Prezes przyznał, że zawodnik czuje się dobrze i nie ma żadnych objawów. MP