- Chcę, mimo wszystko, podchodzić do życia pozytywnie. Myślę, że tylko w ten sposób można jakoś układać przyszłość. Na to, co już się stało, nie mamy wpływu. Ten wrodzony optymizm jakoś pozwala mi w tym czasie funkcjonować. Ale są cięższe momenty - rozpoczął trudną rozmowę Rzeźniczak. Czytaj także: Rzeźniczak i Stępień pożegnali zmarłego synka. Wyjątkowy gest żałobników W dalszej części rozmowy piłkarz ekipy z Płocka przyznaje, że Wisła jako klub, a także ludzie, z którymi ma tam do czynienia, dali mu olbrzymie wsparcie. Sportowiec stwierdza, że "Muszę coś robić. Siedzenie w domu i myślenie o tej sytuacji mi nie pomogą". Jakub Rzeźniczak i Magdalena Stępień poinformowali w lipcu, że zmarł ich syn "Bardzo chciałbym podziękować trenerowi Maciejowi Bartoszkowi, bo był wtedy bardzo wyrozumiały. Miałem takie apogeum... Psychicznie siadałem i dałem upust emocjom w meczu z Radomiakiem Radom. Nie panowałem wtedy nad sobą. Następny mecz graliśmy z Rakowem Częstochowa. Wtedy poprosiłem już trenera, żeby mnie nie wystawiał. Wytłumaczyłem, że po prostu nie jestem w stanie grać" - opowiadał Rzeźniczak. Następnie dodał, że choć usiadł na ławce, musiał wejść na plac gry w wyniku kontuzji kolegi z drużyny. Określił to jako najgorszy moment w jego karierze. 35-latek przyznaje, że w okresie żałoby wiele rzeczy go zdziwiło. "Miałem też bardzo ciężki moment po samej śmierci. Chłopaki wygrały później z Lechem Poznań i zrobiły sobie zdjęcia w koszulkach "Kuba, jesteśmy z tobą". Za ten gest na Rzeźniczaka i jego kolegów spadła krytyka. W internecie pojawiły się komentarze na temat tego, że nie jest to właściwa reakcja i wyraz okazywania wsparcia. "Pewnych czynów się wstydzę, ale ten okres mam za sobą i wyciągnąłem wnioski z tego, co zrobiłem źle. Każdy popełnia błędy, ale te moje - z racji tego, jak medialny dotychczas byłem - były bardziej widoczne" - stwierdził Rzeźniczak na temat swojego życia prywatnego, dotyczącego związków z kobietami.