Spotkanie ekstraklasy pomiędzy Wisłą Kraków i Legią Warszawa (1-2) to kolejny przykład, że niekoniecznie sześcioosobowe zespoły sędziowskie lepiej sobie radzą niż mniejsze, składające się z głównego, dwóch asystentów i technicznego. Zbigniew Przesmycki: Mam mieszane uczucia i między innymi o tej sprawie będę dziś rozmawiał z prezesem PZPN Zbigniewem Bońkiem. Jeśli uznamy, że szkoda wysiłków oraz pieniędzy i dojdziemy do wniosku, że trzeba zrezygnować z dodatkowych sędziów bramkowych, to zakończymy ten eksperyment. Możemy to uczynić w dowolnym momencie rozgrywek. I wtedy zostanie czwórka sędziów jako optymalny zespół. Anglicy stwierdzili, że im wystarczy mniejsza liczba. Niedawno podczas meczu Ligi Mistrzów w Dortmundzie (Borussia z Malagą - przyp. red) też były kontrowersje i pomyłki, więc problem jest szerszy, nie dotyczy tylko naszego kraju. Mnóstwo kontrowersji wywołały dwie sytuacje z meczu w Krakowie. Pierwsza to akcja Artura Jędrzejczyka, w której piłka wyraźnie opuściła boisko. Sędziowie bramkowy i asystent tego nie wychwycili i padł gol dla Legii. - Wydawało się, że dwie pary oczu więcej pomogą sędziom w prowadzeniu spotkań. Sam byłem entuzjastą tego pomysłu. Okazuje się, że wszystko jest kwestią współpracy, psychiki, samopoczucia lidera, który jednak trochę w takiej grupie przestaje pełnić swą rolę. Gdyby nie było sędziego bramkowego i asystent był sam, wówczas powinien odpuścić linię spalonego, na której się skoncentrował i pobiec za piłką do linii. Stojąc przy chorągiewce Radosław Siejka widziałby, czy piłka opuściła boisko. Z kolei stojący obok bramki Sebastian Jarzębak został - w jego ocenie - odrzucony od linii. Popełnił błąd, bowiem miał czas przesunąć się w bok, a wtedy wychwyciłby wyjście piłki. Kolejna sporna kwestia, to zagranie ręką w polu karnym obrońcy warszawskiej drużyny Tomasza Jodłowca. - Nie ma mowy o "jedenastce", sędzia główny Hubert Siejewicz i jego asystenci zachowali się prawidłowo. Przecież piłkarze nie są robotami i nie będą biegali po boisku z rękami przyklejonymi do ciała. Przepisy mówią, że należy zachować naturalne ich ułożenie gdy stoi się w świetle bramki, na linii strzału, czy wrzutki w pole karne. Wtedy kontakt ręki z piłką mógłby mieć charakter rozmyślny. W opisywanej sytuacji tak nie było. W ogóle nie mówi się natomiast o zagraniu Sergeia Pareiki, który sfaulował Jakuba Koseckiego. Czy bramkarz Wisły zasłużył na czerwoną kartkę? - Tak, powinien dostać kartonik w tym kolorze. Bramkarz ma prawo skoczyć do dośrodkowania, ale nie kopnąć rywala. Uderzył korkami w pierś Koseckiego. Piłkarz Legii początkowo też wyciągnął nogę, ale później ją schował. Karnego nie powinno być, bo Kosecki znajdował się na pozycji spalonej. Więc czerwona kartka i rzut pośredni dla Wisły. Jaka jest ocena pracy arbitra Siejewicza? - Generalnie dobrze prowadził zawody, chociaż oczywiście były wspomniane błędy zespołu, więc z nimi też jeszcze będę rozmawiał. Nie zostanie ukarany i odsunięty od prowadzenia meczów, ale być może sam uzna, iż potrzebuje odpoczynku. To bardzo wrażliwa osoba, przecież zaraz po spotkaniu przeprosił za zaistniałą sytuację z początku gry. Być może kolejny wniosek jest taki, że trzeba będzie inaczej rekrutować sędziów-liderów, bo - jak już mówiłem - oni niejako przestają być liderami. Muszą mieć zdolność do natychmiastowej syntezy boiskowych wydarzeń. Co pan sądzi o pomyśle, aby wzorem trenerów, którzy dokonują roszad w składzie, można było zmienić także sędziego, który jest w słabszej formie. - Nie wiem, co ustalą władze światowe i europejskie, przecież my sami nic takiego nie będziemy wprowadzać. Sędziowanie nie powinno iść w tym kierunku. Zastanawiam się, kto miałby dokonać zmiany arbitrów? Chyba obserwator. Ile klubów ekstraklasy wystąpiło w tym sezonie z prośbą o niedelegowanie jakiegoś sędziego na spotkania z jego udziałem? - Takie pismo otrzymaliśmy od GKS Bełchatów i dotyczyło arbitra Roberta Małka. Oczywiście, nie ma takiej możliwości, aby kluby decydowały, kto będzie sędziował mecz.