Justyna Krupa, Interia: Jak pierwsze wrażenia po przenosinach do Wisły Kraków? Joan Goku Roman, Wisła Kraków: - Bardzo dobrze się tu czuję. Już wcześniej, obserwując z zewnątrz, byłem przekonany, że Wisła to wielki klub, a po transferze poczułem to na własnej skórze od samego początku. Chodzi o warunki, jakie oferuje do pracy zawodnikowi, o kibiców, o to, jak się tu pracuje. Mam już ochotę zaczynać sezon. Czuję się gotowy na 200 procent, mentalnie i fizycznie, by zainaugurować rozgrywki. Gdy zerka się na pana piłkarskie CV, wrażenie robi to, gdzie zaczynał pan karierę - w rezerwowych drużynach Manchesteru City czy FC Barcelony. Co - z perspektywy patrząc - dał panu pobyt w tych dwóch klubach? Oczywiście nie przebił się pan do pierwszych zespołów, ale mimo wszystko zetknął się pan z wielkimi futbolowymi firmami. - Miałem szczęście mogąc się w nich znaleźć. Było to już dawno, minęło od tamtej pory sporo czasu, ale ostatecznie te doświadczenia pozwoliły mi stać się tym zawodnikiem, którym jestem obecnie. Mogłem grać, trenować i dzielić szatnię z zawodnikami wielkiej światowej klasy. Pozwoliło mi się to również rozwinąć jako człowiekowi. Wisła Kraków. Goku Roman: Mecz towarzyski z Leo Messim W Barcelonie podobno "załapał się" pan na treningi z Andresem Iniestą, czy Leo Messim. - Zagrałem nawet w Gdańsku w meczu towarzyskim, w którym wystąpił też Lionel Messi. Miałem również okazję trenować z takimi legendami, jak Xavi, Iniesta, Messi. Andres Iniesta był dla mnie zawsze sportowym idolem. Ze względu na to, jak funkcjonował na boisku i poza nim. Mógłbym zresztą wymienić więcej znakomitych graczy, z którymi spotkałem się w karierze w szatni i od których starałem się uczyć. To doświadczenie bardzo mi pomogło. W ekipie rezerw Barcelony miał pan też okazję współpracować z Chorwatem Alenem Haliloviciem, czyli zawodnikiem, który miał potencjał na wielką gwiazdę, trafił do Barcelony, ale potem jego kariera potoczyła się w zaskakujący sposób, najpewniej nie tak, jak chciał. Jak pan myśli, z czego to wynikało? Ma dopiero 27 lat, a do niedawna był bez klubu... Teraz ogłoszono, że trafił do Fortuny Sittard. - Doskonale pamiętam Alena. Miał niesamowite warunki. Dla mnie to był zawodnik najbardziej przypominający Messiego - pod względem prowadzenia piłki, kontroli nad nią - jakiego widziałem. Jest lewonożny. Nie zamierzam wtrącać się w czyjeś życie. Na piłkarską karierę mogą wpływać rozmaite czynniki. Nie jestem więc w stanie stwierdzić dokładnie, co się stało i dlaczego tak to się potoczyło. Miał jednak brutalnie świetne warunki, co do tego jestem przekonany. Ja mu życzę jak najlepiej. Pewnie pan nie wie, ale w Wiśle swego czasu grał jego kuzyn, Tibor Halilović. - Poważnie? Nie miałem pojęcia. Ostatni sezon spędził pan w Podbeskidziu Bielsko-Biała. Co sprawiło, że nie udało wam się awansować do Ekstraklasy, a do tego relatywnie szybko straciliście na to szansę? - To jest skomplikowana kwestia, bo uważam osobiście, że mieliśmy ekipę na awans. Zwłaszcza na poziomie indywidualnym, być może zabrakło nam tej zespołowości. Zabrakło nam też nieco więcej mentalności zwycięzców w niektórych momentach. Wisła Kraków ma nowego piłkarza. Już wszystko jasne Wisła Kraków. Goku Roman: Zmiana imienia miała głębsze znaczenie Podbeskidzie było pańskim trzecim polskim klubem w karierze, po Śląsku Wrocław i Miedzi Legnica. W którymś z wywiadów z panem czytałam, że stara się pan unikać ludzi o negatywnej mentalności, narzekających, krytykujących. Tak sobie pomyślałam: "to jak on tak długo w Polsce wytrzymał?" Przecież ponoć narzekanie to nasza cecha narodowa. - Ja tego tak nie odczuwam (śmiech). Myślę, że różnych ludzi można znaleźć pod każdą szerokością geograficzną. W Hiszpanii też znajdę ludzi, którzy lubią narzekać. Moja partnerka jest z Polski. I zarówno ona, jak jej rodzina to wspaniali ludzie. Nie lubię generalizować, mówić: Polacy są tacy, a Hiszpanie - tacy. Ludzie bywają różni. Natomiast faktem jest, że nie lubię negatywnego myślenia. Oczywiście, ja też miewam momenty, gdy nie jestem zbyt pozytywnie usposobiony. Ale przynajmniej próbuję znaleźć te dobre strony rzeczywistości. Staram się też nie koncentrować na tym, na co nie mam wpływu. Ponoć takie nastawienie miało też związek z tym, że jakiś czas postanowił pan... zmienić imię. Wybrał pan imię "Goku". Czytałam, że stała za tym też chęć "odcięcia się od negatywnych myśli z przeszłości". - Dla mnie ta zmiana imienia oznaczała tak jakby rozpoczęcie mojego życia od nowa, wzięcie lejców w moje ręce. Wybrałem taką formę przypieczętowania tej zmiany. Chciałem rozstać się z wieloma negatywnymi wzorcami i sytuacjami. Dlaczego wybrał pan dokładnie to imię, a nie inne? - Jak wiadomo, "Goku" to postać z anime Dragon Ball. Od małego byłem fanem Dragon Ball. Ale nie jest tak, że zmieniłem imię, by nazywać się jak postać z kreskówki. Dla mnie to imię ma konkretne znaczenie, łączy się z tym pozytywnym myśleniem w obliczu trudności. Tak, by próbować widzieć zawsze tę dobrą stronę. Chodzi też o to, aby być tą lepszą wersją samego siebie. Ludzie mają tylko skojarzenie z Dragon Ballem. Rozumiem to, ale znaczenie tego kroku ze zmianą imienia w moim przypadku było głębsze. Nie chodziło o to, że oglądałem sobie kreskówkę i postanowiłem od tego zacząć nazywać się inaczej. Dla mnie to symbol mający pewną moc, która mi pomaga. Częścią tej pańskiej przemiany było przejście na dietę wegańską? Na ile utrzymywanie takiej diety jest wyzwaniem w życiu zawodowego piłkarza? - Mija już sześć lat od kiedy zdecydowałem się przejść na weganizm. To była jedna z najważniejszych zmian, jakich dokonałem w moim życiu. Bardzo mi pomogła. Zaczęło się od kwestii odżywiania, ale potem doszły do tego argumenty dotyczące wpływu produkcji mięsa na środowisko naturalne. Można żyć, nawet zdrowiej, nie poświęcając przy tym życia zwierząt. Spodobała mi się ta idea i dla mnie obecnie weganizm to styl życia. To nie jest specjalnie trudne, kwestia zdobycia wiedzy. Jak się ma wiedzę, jak funkcjonować jako weganin, można sobie z tym doskonale radzić. Novak Djoković też jest weganinem [Djoković sam nie określa się jako weganin, ale stosuje się do wielu założeń tej diety - przyp. red.]. Wielu sportowców z elity jest weganami. Problem jedynie w tym, że brakuje nieco wiedzy w społeczeństwie dotyczącej możliwości odżywiania. A bywa dla pana wyzwaniem skorelowanie tej diety z wymogami sztabów trenerskich w kolejnych klubach? Czasem trenerzy czy ich asystenci mają bardzo konkretne oczekiwania dotyczące diety piłkarzy. Miewał pan problemy z przekonaniem ich do swoich racji? - Nie, tak naprawdę w futbolu to, co przede wszystkim ludzi obchodzi, to wyniki. Twojego trenera przede wszystkim obchodzi, byś radził sobie na boisku. Jeżeli coś ci w tym pomaga i dla ciebie jest dobre, to tylko wynik ich w tym wszystkim ostatecznie interesuje. Osobiście od lat współpracuję ze specjalistą od żywienia, który obecnie pracuje dla Olympique Marsylia. On też jest weganinem. Oczywiście ktoś, kto nie jest weganinem, a jest zawodowym sportowcem, też musi dbać o swój organizm. To jest temat, przy którym cały czas otrzymuję różne pytania. Wiele osób, gdy tłumaczę, o co w tym chodzi, jest zaciekawiona i nawet sami zaczynają tego próbować. Ostatecznie widzą, że mam wyniki na zawodowym poziomie i ludzie chcą działać podobnie. Inspiruje pana nieco Robert Lewandowski, który znany jest z tego, że ogromną wagę przywiązuje do kwestii żywienia? Hiszpańskie media często wskazują, że to sekret jego wysokiej formy fizycznej w wieku 35 lat. - To prawda. Lewandowski, Cristiano Ronaldo, wszyscy ci sportowcy mogą być inspiracją w tej kwestii. To właśnie dlatego są zdolni do funkcjonowania tak długo na tak wysokim poziomie. Moim celem też jest grać na wysokim poziomie, najdłużej, jak to możliwe. Dla mnie ci zawodnicy jak najbardziej są inspiracją. W Bielsku-Białej odwiedzał pan jakieś wegańskie lokale? W Krakowie też na pewno nie będzie miał pan z tym problemu. - Od kiedy jestem w Polsce, zawsze miałem mnóstwo opcji, jeśli chodzi o wizyty w restauracjach serwujących wegańskie jedzenie. W Bielsku często wpadałem do restauracji "Jarmuż", jestem przyjacielem właściciela, to świetny człowiek. W Krakowie pewnie będę mógł "zwiedzić" jeszcze więcej takich miejsc. Zresztą w weganizmie podstawą są produkty ogólnodostępne, warzywa, zwłaszcza rośliny strączkowe, owoce, orzechy. Zorganizowanie tego nie jest wcale trudne. Joan Goku Roman: W Hiszpanii widzimy skutki kryzysu klimatycznego Wspominał pan o korzyściach dla środowiska naturalnego związanych z weganizmem. Kwestie dotyczące dbania o ochronę klimatu i dotyczące kryzysu klimatycznego też są dla pana istotne? - Tak, zdecydowanie. To istotny temat. Te gwałtowne zmiany zachodzące wokół nas nie dzieją się przypadkiem, bez przyczyny. Niektórym wydaje się, że to jest kłamstwo, ale nie. W Hiszpanii widzimy obecnie skutki, w niektórych częściach kraju są ekstremalne temperatury, kiedy indziej obserwujemy gwałtowne powodzie. Osobiście staram się dołożyć moją cegiełkę do poprawy sytuacji. Zarówno poprzez mój weganizm, jak i poprzez wspieranie marek takich, jak Vegtus - to firma produkująca wegańskie buty, ze skórki z kaktusa. Staram się też promować pewne postawy poprzez media społecznościowe, by ludzie wiedzieli, że funkcjonowanie w ten sposób jest możliwe. Świat jest naszym domem i musimy o niego dbać, jeśli chcemy przetrwać. Z kim współpracuje pan w kwestii wspomnianej marki? - Jestem jednym z socio-inwestorów tej marki. To rozwijająca się firma, produkująca obuwie. Ale zamierzają rozszerzyć asortyment. To marka stawiająca na zrównoważony rozwój. Obuwia typowo futbolowego jeszcze nie produkują, na razie koncentrują się na butach codziennego użytku. Bardzo fajnie im to wychodzi. Czasem ludziom się wydaje, że piłkarze koncentrują się tylko na pieniądzach, Instagramie i czubku własnego nosa. Dobrze pokazać, że zdecydowanie bywa inaczej. - To łatki i stereotypy, które się piłkarzom przykleja. Jesteśmy normalnie funkcjonującymi ludźmi, też martwimy się wieloma kwestiami. W Polsce funkcjonuje pan już kolejny rok. Fakt, że pana partnerka jest Polką to oczywiście ważny czynnik przemawiający za pozostaniem w naszym kraju? - Od dawna miałem z Polską "miłosną" relację. Bardzo szybko się tu zaaklimatyzowałem, od pierwszej chwili czułem się tu bardzo dobrze. Życie tu mi odpowiada, podobnie, jak energia ludzi. I to przekładało się na to, że grałem tu mój najlepszy futbol. Miałem też to szczęście, że poznałem moją obecną partnerkę, jesteśmy bardzo szczęśliwi. Na pewno nie martwiłaby mnie wizja pozostania w Polsce na wiele lat. Teraz zostałem jeszcze częścią wielkiej marki futbolowej, jaką jest Wisła Kraków. Od kiedy trafiłem do Polski, ten klub budził we mnie jakąś iskrę w środku, nie do końca potrafię to wyjaśnić. Bardzo się cieszę, że tu trafiłem. Myślę, że jestem w stanie pomóc Wiśle wrócić na należne im miejsce. Rozmawiała: Justyna Krupa Burza po wpisie. Djoković nazwany "płaskoziemcą i przyjacielem ludobójców"