Kadencja Słowaka to sportowa porażka. Dla niego, dla Wisły, ale przede wszystkim dla zarządu. Gdyby Gul’a mógł, pewnie wyciąłbym z CV ostatnie siedem miesięcy. Co prawda w Krakowie żyło mu się dobrze, czuł się elementem czegoś dużego, był pod wrażeniem kibiców i popularności Wisły. Przykładał się do pracy, stawiał ją ponad rodzinę, dla klubu chciał wykorzystać każdą godzinę. Zgadzało się wszystko, ale nie wyniki. Dla trenera takie porażki wkalkulowane w są zawód. Oczywiście, że notowania Gul'a spadły i to mocno, ale trener ma na tyle mocną markę, że na oferty długo czekał nie będzie. Bo skoro skompromitowany po odejściu z Wisły Peter Hyballa od tamtej pory prowadził już dwa kluby, to do Gul’i tym bardziej ktoś zaraz zadzwoni. Po Słowaku w Wiśle zostanie jednak kilku zawodników, których odbudowanie wydaje się niemal niemożliwe, więc nowego trenera czeka kolejne sprzątanie szatnie. Zostanie też bardzo mizerny dorobek punktowy, bo Gul'a drużynę zostawia tuż nad strefą spadkową. Różnie bywało też z promowaniem i wprowadzaniem młodzieżowców, bo wielkiego skoku nie zrobili Piotr Starzyński czy Konrad Gruszkowski, ale już Mikołaj Biegański dał mocne argumenty, że Wisła będzie miała z niego pożytek. Kadencję Gul’i należy jednak ocenić też przez pryzmat bardzo dobrych transferów z klubu, bo Wisła od lat nie zarobiła tylu pieniędzy, co po sprzedaniu Yawa Yeboaha i Aschrafa El Mahdiouiego. To ogromny plus szkoleniowca, na który często nie zwraca się uwagi, ale dla zadłużonej Wisły pieniądze z tych transferów są jak butelka wody znaleziona na pustyni. Wisła Kraków. Adrian Gul’a zwolniony. Co dalej? Decyzja dotycząca Gul’i została już podjęta i nie ma czasu na rozwodzenie się nad jej trafnością, bo teraz w Wiśle muszą zająć się ucieczką przed spadkiem. A problem jest większy niż by się mogło wydawać, bo obecni właściciele Wisły podczas wybierania trenerów na razie podejmują złe decyzje. Jakub Błaszczykowski, Jarosław Królewski i Tomasz Jażdżyński zatrudniali trzech już szkoleniowców: Adrian Gul’ę, Petera Hyballę i Artura Skowronka, którzy odpowiednio zdobywali 1,25, 1,11 i 1,29 punktu na mecz. To mało, często nie wystarczałoby nawet do utrzymana, a w ostatnich latach lepsi od nich byli choćby Joan Carillo (1,5) i Kiko Ramirez (1,42), a słabszy tylko Maciej Stolarczyk (1,11), ale on akurat statystyki popsuł sobie już pod rządami obecnego szefostwa. Nawet, jeśli uznać, że Carillo i Ramirez mieli lepszych piłkarzy od Gul’i czy Hyballi, to przecież to również jest wina zarządu. To szefostwo dawało zielone światło na każdy transfer, a zawodnicy często wybierani byli z propozycji podsuwanych przez "ich" trenerów. Efekt jest jednak taki, że w dwóch ostatnich sezonach Wisła zajmowała 13. i 12. miejsce w Ekstraklasie, a obecnie jest 13. Mimo że za każdym razem spodziewano się co najmniej 10. pozycji, z aspiracjami na górną część tabeli. W klubie dzieje się sporo dobrego: zaczęto mocniej stawiać na szkolenie, promować w składzie młodych zawodników, sprzedawać piłkarzy za poważne pieniądze. Szkopuł jednak w tym, że Wisła sportowo od lat jest w kryzysie i nikt przy Reymonta jeszcze nie wpadł na pomysł, jak ją z niego wyciągnąć. A kolejny plan w niedzielny wieczór wylądował w koszu. Piotr Jawor