Pamiętam czasy, gdy kibice Wisły wyrywali sobie bilety na mecz z Realem Madryt. Gdy przed spotkaniem z Barceloną pod kasami ustawiały się kolejki. Albo gdy tłumy chciały obejrzeć spotkanie, w którym Wisła przypieczętowała mistrzostwo Polski. I te wspomnienia wróciły teraz. Nie przed meczem z wielką europejską drużyną, czy walką o upragnioną Ligą Mistrzów, ale przed finałem Pucharu Polski z Pogonią Szczecin. Za złotych czasów Bogusława Cupiała PP był często kulą u nogi, ale teraz stał się odskocznią od codziennych utrapień. Do Warszawy pojedzie co najmniej kilkanaście tysięcy kibiców z Krakowa. Ślęczeli godzinami przed komputerami, by kupić bilet lub stali w długiej kolejce pod stadionem, by odebrać pakiet wstępu. Jak przed meczem z Realem o Ligę Mistrzów. Tyle że teraz i rywal, i stawka są zupełnie inne. - Jestem wielkim szczęściarzem, że żyłem w tamtych czasach - zagadnął mnie niedawno kibic Wisły. I ma rację, bo takie panowanie w polskiej piłce nie zdarza się często. Wisła pozyskiwała niemal każdego polskiego piłkarza, którego chciała. Ogrywała niemal każdego polskiego rywala, jak chciała. Na krajowym podwórku robiła, co chciała. Tyle, że ta historia zakończyła się 13 lat temu, ostatnim mistrzostwem za czasów Bogusława Cupiała. Później nie było nawet za wiele czasu na przyzwyczajenie się do nowej rzeczywistości, tylko brutalne z nią zdarzenie. By zrozumieć, co ten finał PP znaczy dla kibiców Wisły, trzeba pamiętać, przez co w ostatnich latach przeszli. Cupiał ich klub oddał Jakubowi Meresińskiemu, który okazał się oszustem, oskarżonym nawet za podrobienie matury. Później pojawił się kolejny zbawiciel - Vanny Ly. Biznesmen kambodżańskiego pochodzenia miał wprowadzić Wisłę na piłkarskie salony, a stał się tym, przez kogo z Wisły szydzili wszyscy i wszędzie. I tak z klubu, który niedawno patrzył z góry na całą piłkarską Polskę, 13-krotni mistrzowie kraju stali się ogólnopolskim pośmiewiskiem. Okazało się jednak, że może być jeszcze gorzej. Tak źle, że z czasem Wiśle zaczęto nawet współczuć. Stało się tak, gdy zaczęli nią rządzić nią bandyci, a klub był regularnie okradany. Na szczęście znaleźli się jeszcze ludzie, którzy pamiętali złote czasy i chcieli wprowadzić normalność. Jakub Błaszczykowski stanął na czele trójki ratowników i postanowił ustrzec klub przed degradacją do czwartej ligi. Zadaniu podołano, ale niedługo później nie sprostano inne misji - utrzymania Wisły w Ekstraklasie. I znów porażka, i znów wstyd. Dziś 13-krotnie mistrzowie Polski i druga najbardziej utytułowana polska drużyna XXI w. walczą o powrót do Ekstraklasy. Miejsce Realu i Barcelony zajął Chrobry Głogów oraz Odra Opole, a walkę o Ligę Mistrzów - walka o jedno z dwóch pierwszych miejsc premiowanych awanse z zaplecza Ekstraklasy. To właśnie dlatego dziś Pogoń rośnie do roli wielkiego rywala, a Stadion Narodowy staje się wielką piłkarską arenę. To wszystko z tęsknoty i chęci przeżycia tego, co działo się już grubo ponad dekadę temu. Dziś ojcowie zabierają synów, by pokazać im, jak kiedyś żyło się Wisłą. I sami też chcą się poczuć jak dzieci, które fetowały bramki Macieja Żurawskiego i Tomasza Frankowskiego. Szczególnie, że dziś sytuacja sportowa i finansowa Wisły nie wskazuje, by jej pozycja w krajowym futbolu szybko miała się diametralnie zmienić. Po 13 latach, w których sukcesami było ratowanie klubu przed oszustami, przebierańcami, kryminalistami i degradacją do czwartej ligi, finał Pucharu Polski urasta dla Wisły do rangi piłkarskiego święta. Ten sam Puchar Polski, który kiedyś był tylko dodatkiem, a czasem nawet kulą u nogi. Finał PP Pogoń - Wisła. Gdzie i kiedy oglądać mecz? Finał Pucharu Polski Pogoń Szczecin - Wisła Kraków w czwartek o godz. 16. Transmisja w Polsat Sport 1, stream online na Polsat Box Go, relacja na Sport.Interia.pl. Piotr Jawor