Spóźniona interwencja policji zastanawiała nie tylko Wawrę, ale także niemal wszystkich obecnych na meczu z Ruchem. - Na odprawie przedmeczowej, trzy godziny przed spotkaniem, poinformowaliśmy policję o zagrożeniu, że takie zajścia mogą nastąpić i skąd one mogą nadejść - powiedział tuż po feralnym spotkaniu prezes Wisły SA Jacek Bednarz. Mimo tej informacji, policji nie udało się zatrzymać szaleńców przed odpaleniem na ślepo pirotechniki, która mogła zrobić komuś krzywdę! - O ile podczas meczu z Cracovią osoby rzucające na murawę race miały nad nimi kontrole, o tyle tym razem odpalane były one na oślep. Mogło się zdarzyć pechowo, że któraś z nich oślepiłaby jakieś dziecko i mielibyśmy problem - dodawał prezes Bednarz. - Mam nadzieję, że policja złapie winnych i ktoś za to pójdzie do więzienia. Z tego wynika, że Wisła poinformowała o godz. 15:30 policję o ryzyku ataku na stadion, jaki miał miejsce o godz. 18:33 - w trzeciej minucie meczu. Funkcjonariuszom nie udało się jednak temu zapobiec. - Policja przed obiektami TS Wisła Kraków miała wystarczające siły, by na gorącym uczynku wyłapać winowajców. 50 metrów od boiska treningowego, z którego odpalane były race, stał policyjny wóz bojowy i kilkuset funkcjonariuszy. Policja wolała jednak interweniować trzy godziny po fakcie, zaczepiając grupę około 40 Bogu ducha winnych klientów restauracji "U Wiślaków" - opowiada wiceprezes Wawro, który został zatrzymany o godz. 21:50. Usłyszał zarzut utrudniania czynności, ukrywania sprawców i zacierania śladów. - A może to policja zaciera ślady swoich zaniedbań w trakcie ochrony meczu? A może na siłę szuka winnego, który przykryje jej niekompetencję i nieudolność? - zastanawia się Wawro. - W środku było kilkaset osób. W podobnych sytuacjach nie praktykuje się wchodzenia siłowego, bo jest to bezcelowe i może wywoływać agresję. To zbyt duży tłum, by się przez niego przeciskać. Lokal był zbyt zatłoczony i trudno byłoby się dostać do osób popełniających przestępstwo - tłumaczy Katarzyna Cisło z małopolskiej policji. Wiceprezes TS Wisła został zatrzymany za blokowanie wejścia do restauracji "U Wiślaków". - Przeczy temu zapis wideo. Siedziałem z żoną i znajomymi przy stoliku, gdy około godziny 21:30 wtargnęło do lokalu ok. 20-30 ciężko uzbrojonych policjantów. Nie blokowałem im wejścia, jedynie stanowczo zażądałem opuszczenia terenu prywatnego należącego do TS Wisła Kraków i nakazywałem opuszczenie restauracji. Czego oni szukali po godz. 21? - dziwi się Piotr Wawro. <a href="http://sport.interia.pl/klub-wisla-krakow/news-oswiadczenie-zarzadu-ts-wisla-krakow,nId,1355363" target="_blank">Przeczytaj oświadczenie TS Wisła Kraków</a> Przez chuligańskie ataki pirotechniką, które doprowadziły do przerwania dwóch kolejnych spotkań przy Reymonta, wiceprezes zastanawia się nad sensem dalszej działalności. - Od zawsze podkreślam, że jestem przeciwny jakimkolwiek formom protestu, uderzającym w klub. Zdania nie zmieniam, wręcz przeciwnie - jestem bliski zrezygnowania ze wspierania TS Wisła Kraków przez zajścia, jakie miały miejsce na derbach i podczas meczu z Ruchem. Takie działania jak rzucanie i odpalanie rac, zakłócanie meczu, to niszczenie i deprecjonowanie także mojej pracy dla tego klubu - podkreśla Piotr Wawro. Autor: Michał Białoński