Michał Białoński (Interia), Krzysztof Kawa ("Dziennik Polski"/"Gazeta Krakowska"): Czy tli się jeszcze w panu nadzieja, że Aleksander Buksa zostanie w Wiśle Kraków dłużej niż do końca czerwca? Tomasz Jażdżyński, przewodniczący Rady Nadzorczej TS Wisła Kraków SA: - Nie, nie tli się już żadna nadzieja. Mocne stwierdzenie. - Aleksander Buksa został wezwany w miniony piątek przez zarząd, aby zrealizować obietnicę, którą złożył wraz z ojcem i podpisać kontrakt w takiej wersji, w jakiej został w sierpniu ubiegłego roku uzgodniony. I odmówił podpisu. W związku z czym żadnych dalszych rozmów z Aleksandrem Buksą prowadzonych nie będzie. Sprawa jest zamknięta. Wypełni kontrakt do czerwca, a następnie odejdzie. Może pan odsłonić kulisy tego spotkania? Buksa wszedł i powiedział "nie", czy była to dłuższa rozmowa? - Mnie tam nie było, bo spotkał się z dwoma osobami z zarządu. Z tego, co wiem powtarzał wszystkie te - w mojej ocenie - mocno nieprawdziwe argumenty, które wcześniej przedostawały się do opinii publicznej i tyle. Ale ponieważ to jest ważna sprawa, to zrobię coś niekonwencjonalnego i opowiem dokładnie jak to było. Od samego początku? - Od momentu, gdy my, jako właściciele Wisły, zaczęliśmy się zajmować sprawą kontraktu tego piłkarza. Na początek drobne zastrzeżenie - ja nie brałem udziału w rozmowach z panem Buksą i jego synem. Znam je z relacji osób zaangażowanych. Dlatego, że pan nie chciał? - Między innymi dlatego, że miałem informacje, jak te rozmowy mogą wyglądać, a jestem człowiekiem, który dużą część swojego sukcesu biznesowego odniósł między innymi dlatego, że nie tracił czasu na bezowocne negocjacje. Zostałem uprzedzony, że z moim podejściem mogę te rozmowy zamknąć w ciągu kilku spotkań. Uznałem więc, że warto, by - nie szkodząc klubowi - dać innym szansę na być może jednak dojście do jakiegoś porozumienia. Nie brałem więc udziału w rozmowach, ale ze wszystkimi osobami, które w nich uczestniczyły, byłem w ścisłym kontakcie. Kiedy rozpoczęły się negocjacje? - Pierwsze porozumienie nastąpiło, a przynajmniej nam się tak wydawało, mniej więcej w wakacje 2019 roku, kiedy strony umówiły się na relatywnie wysoką kwotę, z której 100 procent przypadnie klubowi, a wszystko co powyżej niej będzie podzielone 50 na 50 pomiędzy klub a zawodnika. Rozpoczęły się rozmowy o kształcie kontraktu, ale opornie to szło. Zbliżał się koniec września, a Aleksander Buksa miał umowę tylko do końca roku 2019. W związku z czym władze klubu, zgodnie z posiadanymi uprawnieniami z umowy, przekazały zawodnikowi i jego opiekunom dokument z opcją przedłużenia. Z niezrozumiałych dla nas wtedy przyczyn ruch ten został uznany przez drugą stronę jako wrogi i wypaczający zasady, podczas gdy to jest standardowa procedura - po prostu klub wysyła zawodnikowi przedłużenie kontraktu, jeśli ma zapisaną taką opcję. Tyle że to wywołało pierwszy kryzys w waszych stosunkach. - I to bardzo poważny. Druga strona wyrażała pretensje o niepoważne traktowaniu itp. Doszło do tego, że otrzymaliśmy informację, że żadnych dalszych negocjacji nie będzie, zawodnik wypełni kontrakt i odchodzi. Ale w rozmowy postanowił wyjątkowo włączyć się osobiście Kuba Błaszczykowski, który na co dzień takimi sprawami się nie zajmuje i nawet ja uznałem, że to jest jakaś szansa. Kuba po pierwsze objął zawodnika swoim wsparciem, a dodatkowo osobiście przejął kontakty z panem Buksą. A kontaktował się często - kiedyś nawet usłyszałem od niego, że rozmawia z nim przez telefon więcej niż z własną żoną. Więc to nie było tak, że spotkali się raz, czy dwa, lecz był to stały kontakt. I panowie doszli ostatecznie do porozumienia. Było ono jednak gorsze dla klubu od poprzedniego. Dlaczego? - Po pierwsze kwota z transferu, która w całości przypadała klubowi była niższa od tej z pierwotnych ustaleń. Po drugie kwota powyżej tego progu powyżej nie była już dzielona tylko w całości przypadała zawodnikowi aż do poziomu dwukrotności kwoty bazowej. Dopiero kwota powyżej tej dwukrotności była dzielona pół na pół. Strony się umówiły, podały sobie ręce. Bardzo szybko okazało się jednak, że nie możemy podpisać kontraktu. Z jakiego powodu? - Usłyszeliśmy, że przeszkodą jest to, iż klub jeszcze nie należy do naszej trójki (Tomasz Jażdżyński, Jarosław Królewski, Jakub Błaszczykowski - przyp.) i że ryzyko negatywnego obrotu sytuacji, gdy ten klub zostanie przejęty przez kogoś nieodpowiedzialnego jest zbyt duże... Ja zawsze myślałem, że zawodnicy podpisują kontrakty z klubami, a nie właścicielami, ale trudno. Byliśmy wówczas w trakcie negocjacji ze stowarzyszeniem TS Wisła i nawet w ich trakcie dawaliśmy do zrozumienia, że czas biegnie i za chwilę mogą nastąpić nieodwracalne straty. Nawiązywaliśmy właśnie do tej sprawy. Ale przecież na początku 2020 roku doszliście z TS Wisła do porozumienia, więc argument o niejasnej strukturze właścicielskiej odpadł. - Dlatego znów zwróciliśmy się do pana Buksy: podpisujmy kontrakt zawierający ustalone warunki. Wtedy okazało się, że jednak nie możemy go podpisać, bo jest pandemia koronawirusa. A to powoduje zagrożenie, że liga może nie dograć sezonu do końca i klub popadnie w tarapaty... Po drodze były też oczywiście argumenty, że możemy spaść z ekstraklasy, ale widmo spadku na szczęście w miarę szybko przestało straszyć. Dograliśmy więc do końca sezonu i w wakacje zaczęło się precyzowanie zapisów trzyletniego kontraktu, z bardzo wysoką podwyżką i z pieniędzmi za podpis na umowie. Gdy wszystko zostało uzgodnione, pan Adam Buksa zorientował się, że jednak nie może złożyć podpisu, bo klauzula odstępnego w kontrakcie juniorskim w przypadku wrogich działań ze strony klubu może zostać podważona. Oczywiście nawet przez moment nie mieliśmy takiej intencji, ale w związku z tym niuansem prawnym uznał, że możemy zawrzeć kontrakt tylko na rok, czyli przedłużyć o pół roku ten, który obowiązywał do końca 2020. Jednocześnie usłyszeliśmy zapewnienia, że oczywiście jesteśmy umówieni na trzy lata, a syn podpisze przedłużenie kontraktu, gdy tylko 15 stycznia 2021 roku skończy 18 lat. My oczywiście znów zgodziliśmy się na takie rozwiązanie, bo cóż innego mieliśmy zrobić? Umawiający się podali sobie ręce i kontrakt został podpisany. Dlaczego, choć kontrakt obowiązywał tylko do 30 czerwca 2021 roku, w sierpniu klub wraz z Aleksandrem Buksą ogłosili, że jest on ważny do 2023 roku? - I tu zaczyna się nasz poważny wyrzut sumienia. Biorąc pod uwagę przebieg rozmów i to, co się w ich trakcie wydarzyło, powinniśmy postawić twarde weto po pojawieniu się pomysłu na ogłaszanie daty kontraktu 2023. Jest faktem, iż Aleksander mógł wtedy podpisać kontrakt z innym klubem. To, iż tego nie zrobił wzmacniało wiarę w zapewnienia drugiej strony i stąd niestety rozważana była taka idea. Nie był to zresztą pomysł klubu. A czyj? - To nie był pomysł klubu. Tyle mogę powiedzieć. To był pomysł mający, że zacytuję jednego z członków zarządu, który mi go przekazał, "doprowadzić do tego, żeby agenci przestali już dzwonić". Dzisiaj się mówi, że klub oszukał fanów i podał nieprawdę. Z punktu widzenia kibica niestety tak to wygląda i za to chciałbym wszystkich gorąco przeprosić - to chyba najgorszy błąd, jaki do tej pory zrobiliśmy w naszych relacjach z sympatykami. Ja z tym czuję się wyjątkowo fatalnie. Przy czym chciałbym publicznie zapytać: kto trzymał do zdjęcia koszulkę z napisem 2023? Kto występował w spocie z tą datą? Kto na prywatnym koncie na Instagramie napisał "Wisła 2023"? Po nagraniu filmu reklamowego Aleksander Buksa był odwożony przez Kubę Błaszczykowskiego do domu. Został zapytany, czy rozumie, na co się tak naprawdę umówiliśmy. Odpowiedział, że tak. Efekt widzimy. Kuba rozmawiał wtedy z niepełnoletnim chłopcem, bez jego ojca, który prowadził negocjacje i podpisał w imieniu syna kontrakt. - Z chłopcem, który miał podpisać umowę po ukończeniu 18. roku życia, czyli za niecałe pół roku. Chłopcem, który potwierdził, że wie, na co umówił się z nami jego ojciec i zapewnił, że tę umowę uszanuje po uzyskaniu pełnoletności. Obydwaj panowie Buksa znali ustalenia z klubem i żonglowanie pojęciami niewiele tu zmienia. W którym momencie zorientowaliście się, że ta słowna umowa nie wejdzie w życie? Czy wtedy, gdy w mediach pojawiła się informacja, że menedżerem Aleksandra Buksy został Pini Zahavi? - Zauważyliśmy, że dzieje się coś niedobrego, gdy poprzedni agent Buksy dał nam znać, że jego umowa z piłkarzem nie została przedłużona i prawdopodobnie pojawi się inny agent. Kiedy to było? - Jesienią ubiegłego roku. Można odnaleźć wywiad z byłym agentem, w którym jest na ten temat więcej informacji. Wkrótce potem w mediach pojawiły się wypowiedzi Jerzego Kopca, przedstawiciela Zahaviego, który powiedział, że ustne ustalenia z Wisłą dla nowego menedżera Buksy w żaden sposób nie są wiążące. - Dokładnie tak było. Po jakimś czasie skontaktowaliśmy się bezpośrednio z Pinim Zahavim. I od niego usłyszeliśmy, że według niego najlepszym rozwiązaniem dla Buksy jest zostać w Wiśle! Bezpośrednie rozmowy z agentem trwały w sumie wiele godzin i zakończyły się wypracowaniem propozycji nowych zapisów. Przedłużenia kontraktu Buksy? - Tak, przy czym znów na zasadach gorszych od poprzednich. Mocno uzależniających kwotę odstępnego od liczby minut spędzonych przez zawodnika na boisku. Ta kwota bardzo szybko miała spadać wraz z brakiem realizacji liczby minut. Pomimo, że taka umowa nie do końca jest uczciwa w stosunku do reszty drużyny i pomimo, że kolejny już raz ktoś pogorszył nasze warunki, my znów byliśmy gotowi dojść do porozumienia. Tylko że po jakimś czasie agent zawodnika poinformował nas, że wprawdzie on podtrzymuje swoje zdanie i chciałby się z nami porozumieć, ale osoby decyzyjne przekazały, że nie zgadzają się na dalsze negocjacje z Wisłą Kraków. Czyli po raz kolejny zadecydowała wola ojca piłkarza? - Tego nie wiemy, agent nie przekazał tej informacji. Kiedy to się wydarzyło? - Niedawno. W styczniu tego roku. Kto ze strony klubu rozmawiał z Pinim Zahavim? - Zarząd. Z Adamem Buksą nie próbowaliście się kontaktować? - Pan Adam Buksa, po tym, jak opublikowano informacje, że jest nowy agent i jest niezadowolony z liczby minut, jakie piłkarz spędza na boisku, odbył z nami tylko jedną rozmowę. Bo oczywiście prezes Dawid Błaszczykowski natychmiast do niego zadzwonił. Pan Buksa przedstawił wiele - w mojej ocenie - bardzo niesprawiedliwych zarzutów. Poza zbyt małą liczbą minut na boisku dla swojego syna miał np. pretensje, iż wykorzystywaliśmy go zbyt mocno marketingowo. Z całym szacunkiem, ale jeszcze bardzo długo Aleksander robiący sobie zdjęcie, czy występujący na jednym filmie z Kubą będzie beneficjentem, a nie darczyńcą. Powiedział też w mojej ocenie rzecz niedopuszczalną, że Wisła nic Aleksandrowi nie dała! Ta Wisła, w której grał od 11. roku życia, w której w wieku juniora debiutował w Ekstraklasie. Nawet trudno to skomentować. Na koniec stwierdził, że on już z nami rozmawiał nie będzie, że jest nowy agent i z nim należy się kontaktować.