Michał Białoński (Interia), Krzysztof Kawa ("Dziennik Polski"/"Gazeta Krakowska"): Ojciec Aleksandra Buksy wydał oświadczenie, wyliczając listę przewin klubu, które doprowadziły do tego, że zawodnik nie zdecydował się na przedłużenie kontraktu. Jak pan to skomentuje? - W sumie nawet cieszę, że to się ukazało, bo wszyscy mogą teraz zapoznać się ze stylem argumentacji i jakością argumentów, z jaką zarząd Wisły musiał się borykać od dłuższego czasu. Przykro mi wyłącznie ze względu na Dawida Błaszczykowskiego i Maćka Bałazińskiego, którzy starają się profesjonalnie zabezpieczać interesy klubu, a musieli przeczytać na swój temat taki zestaw pomówień. Wiele z nich kwalifikuje się do, relatywnie łatwego do wygrania, procesu o zniesławienie. Ja nie będę się szczegółowo odnosił do wszystkich manipulacji, jakie zaprezentował nam Adam Buksa. Skupię się na dwóch - myślę, że świetnie wyjaśnią one charakter tej osoby i zgodność z prawdą całego tego oświadczenia. Po pierwsze Aleksander nie był zmuszany na spotkaniu do podpisania żadnej wersji umowy. Wymagano od niego jedynie jasnej deklaracji, czy przedłuży kontrakt z klubem. Po długiej rozmowie, kiedy kategorycznie oświadczył, że nie jest skłonny podpisać żadnego kontraktu z Wisłą Kraków, został poinformowany, że klub ma dla niego dwie propozycje - jedną wynegocjowaną z jego ojcem pół roku temu i drugą, oddającą rozmowy z agentem w styczniu w stanie takim, jaki został po tym, gdy zablokowane zostały dalsze negocjacje. Został też poinformowany, że jeśli nie jest gotowy w najbliższym czasie żadnej z tych umów podpisać, to powinien podpisać oświadczenie o odmowie podpisania kontraktu. Taka formalność, przedstawienie umów i uzyskanie potwierdzonej odmowy, jest wymagana przez przepisy FIFA, aby klub miał prawo do ekwiwalentu za wyszkolenie. Również rozmowa z agentem nie dotyczyła już negocjacji umów, a jedynie konsultacji i zatwierdzenia treści oświadczenia o odmowie podpisania zaproponowanego kontraktu. To standardowa procedura konieczna po tym, gdy zawodnik już odmówi podpisania umowy. Druga manipulacja to kwestia bonusu za podpis. W kontrakcie zapisano, że zostanie ona wypłacona w połowie bieżącego sezonu, a nie zaraz po podpisaniu. To częsta praktyka. Dlatego nie ma jeszcze potwierdzenia przelewu, o który pyta pan Buksa, przy czym świetnie wie, że jest on zagwarantowany w kontrakcie i będzie musiał zostać wypłacony ze względów licencyjnych. Podobnie jak wynagrodzenie za drugą rundę - też nie poszły jeszcze przelewy, ale zgodnie z kontraktem pójdą, bo muszą i czujemy, że zostały one wyłudzone tak samo, jak te z pierwszej rundy. Pozostałe tezy, a właściwie pomówienia Adama Buksy mają mniej więcej taką wartość merytoryczną, jak dwa przypadki, o których wspomniałem. Szkoda czasu na ich omawianie. Na koniec chciałbym panu Buksie przekazać, że znam dzieciaki, które w 2019 roku rozbijały skarbonki, żeby sobie kupić jakiś gadżet i ratować klub. Za drobne pieniążki, ale dla nich cały majątek. Pamiętając o tym, mam absolutny absmak czytając łzawe opowieści o oddaniu Aleksandra Wiśle i malowaniu ręcznie pokoju w barwy klubu. Chyba czas już przemalować na inny kolor. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! Porozmawiajmy o innych zawodnikach. Czy istnieje ryzyko odejścia Felicio Brown Forbesa już zimą? - Każdy zawodnik może odejść z Wisły, gdy pojawi się dla niego propozycja, którą uznamy za korzystną dla klubu. Ale są tacy, których chce się bardziej zatrzymać i są tacy, których zatrzymać się chce mniej. - Za tych, których się chce zatrzymać, bardziej oczekuje się większych pieniędzy, a za tych drugich mniejszych. Nie mamy tak komfortowej pozycji, żeby powiedzieć, że ktoś na pewno nie odejdzie. Transfer Tima Halla, z którym kontrakt rozwiązaliście 11 dni po jego podpisaniu, przejdzie do historii. - Robicie z igły widły. Rozumiem, że to jest niecodzienne wydarzenie i prześmiewcze portale mają z tego pożywkę, ale to jest bardzo prosta opowieść. Tim Hall przyszedł do Wisły. Miał swoje problemy, ale mamy na tyle wrażliwości, aby o nich publicznie nie informować. Na nie nałożył się trudny i ciężki trening, jaki zarządził trener Hyballa. Tim wpadł w ten reżim nagle i znienacka, i po paru dniach stwierdził, że tego nie wytrzyma. Takie rzeczy się zdarzają. Lepiej, że od razu to powiedział, niż żeby miał miesiącami symulować kontuzje i kasować pensję. Podobno wpadł w depresję po dwóch dniach, zamknął się w mieszkaniu i nie wychodził. - Odmawiam podawania tego typu szczegółów. Tim stwierdził, że nie da rady. Próbowaliśmy go namówić do podjęcia kolejnych prób. Nie zdecydował się. To nie jest tak, jak piszą, że ściągnęliśmy człowieka nie wiadomo skąd. Hall rok wcześniej bardzo dobrze grał i chcieliśmy go sprowadzić już w lecie. Wtedy się nie udało - Gil Vicente przebił nas może nie kwotowo, ale klimatem i bliskością topowych menedżerów, jacy oglądają ligę portugalską. W Portugalii Hallowi się nie udało, miał tam również problemy zdrowotne, związane z pandemią. Tam się nie przebił, więc trafił do nas. Można się z niego wyśmiewać, ale można też sprawę potraktować po ludzku i przyjąć, że czasami ktoś nie daje rady. Z wieliu powodów. Czym innym by było, gdybyśmy zapłacili za ten transfer dużą kwotę ewentualnie zapłacili zawodnikowi za podpis. Wówczas wiązałoby się to dla nas z dużą stratą. W tym przypadku jedyne, co straciliśmy, to wydatki na bilety i pobyt zawodnika przez kilka dni w Krakowie, czyli tak jakbyśmy go sprowadzili na testy, których by nie przeszedł. I gdzie tu jest afera? Rzadko się zdarza zerwanie kontraktu po 11 dniach i to nie z powodu kontuzji. Menedżer zawodnika narzekał na trenera Hyballa za rzekomo niegodne potraktowanie piłkarza, - Nie byłem przy tych rozmowach, nie powinienem więc tego komentować. Trener ma inną opinię na ten temat. Jedni powiedzą, że u Hyballi jest zbyt ciężko, że jest zbyt wymagający, a z drugiej strony niedawno jeden z naszych młodych zawodników stwierdził, że jeżeli ktoś przykładnie pracuje na treningach, to z Peterem Hyballą nie ma żadnych problemów. Nie bywam regularnie w szatni, więc nie powinienem komentować tej sprawy. Souleymane Kone nie grał w piłkę od ponad roku, a jednak go zatrudniliście. - To jest piłkarz sprowadzony, aby go odbudować, taki którego zna trener. Wiemy, że długo nie grał w piłkę. Trener Hyballa go trenował i twierdzi, że ma duży potencjał, a on postara się go obudzić. Prawie nic nas to nie kosztuje, nie płaciliśmy za transfer, pensja jest relatywnie niska. Jeżeli przez najbliższe kilkanaście tygodni okaże się, że Kone rokuje, to z nim podpiszemy dłuższy kontrakt. W przeciwnym razie po prostu się rozstaniemy. To dowodzi, że macie duże zaufanie do trenera. - Jak już powiedziałem koszty są na tyle niskie, że ryzyko jest stosunkowo niewielkie, a jeśli trenerowi się uda zrealizować plany względem zawodnika to możemy bardzo dużo zyskać. Zamierzacie zatrzymać bramkarza Kamila Brodę, ale rozmowy z menedżerem Kołakowski ponoć idą opornie... - Nie wiem skąd te informacje. W mojej ocenie teraz te rozmowy są znacznie lepsze niż miesiąc temu. Czy Adi Mehremić zostanie w klubie? - Mogę powiedzieć o nim dokładnie to samo, co przy Brown Forbesie. To kwestia wyłożenia za niego 100 tysięcy euro? - Nie, za tyle na pewno go nie puścimy. Ale za 200 tysięcy już tak? - Bez komentarza - jak potwierdzę albo zaprzeczę poda Pan kolejną kwotę. Przy okazji zwrócę uwagę, że przypadek Mehremicia to kamyczek do ogródka wszystkich tych ekspertów, którzy z transferów z ostatniego lata robili sobie żarty i nie zostawiali za nie suchej nitki na zarządzie. Można się mocno pomylić w takich bezkompromisowych osądach. Wygląda na to, że Alan Uryga nie trafi do Krakowa zimą, tylko dopiero latem. Wisła Płock stwierdziła, że nie zdecydowaliście się na aktywowanie klauzuli. - Nie znam kontraktu Alana z Wisłą Płock. Z tego, co kojarzę ta klauzula jest bardzo wysoka. Jeśli mówimy o półrocznym przyspieszeniu transferu, to nawet niewarta rozważenia. Chcieliśmy sprowadzić Alana od razu i gdyby Wisła Płock była skłonna podjąć rozmowy o rozsądnych kwotach, to byśmy je podjęli. Nie udało się, a ponieważ Alan Uryga z szacunku dla Wisły Płock powiedział, że nie będzie żadnych nagłych ruchów wykonywał, my to szanujemy i nie będziemy naciskać. Staramy się traktować innych tak, jak sami chcielibyśmy być traktowani. Ostatecznie Alan przyjdzie do nas w lecie, z czego się niezmiernie cieszymy. Chcemy, aby Wisła Kraków była klubem wartości. Wisła nie chce być zespołem, w którym gra dziesięciu obcokrajowców i jeden polski młodzieżowiec, bo on akurat grać musi ze względu na przepisy. Nawet jeśli ma to trochę więcej kosztować. Dla nas wychowanek, gwarantujący poziom i dający perspektywy budowania wokół niego kolejnego pokolenia piłkarzy, jest bardzo cenny. Mamy taki moment, że ikony poprzedniej epoki powoli odchodzą - ostatnio Paweł Brożek. Jesteśmy zdeterminowani, aby budować kolejne mocne postaci kojarzące się z klubem, bo chcemy, żeby Wisła Kraków była Wisłą Kraków. Budowanie zespołu w oparciu o Polaków, a zwłaszcza wychowanków przełoży się na większą identyfikację kibiców z drużyną, a to z kolei pociągnie za sobą większe wpływy do klubowej kasy. - To jest druga strona tego samego medalu. Oczywiście uważamy, że to tak działa i w dłuższym terminie nam pomoże. Chcemy, żeby ten klub miał tożsamość. Wisła Kraków to miejsce, do którego się wraca. Tak było i tak będzie. Mateusz Młyński trafi do Wisły jeszcze zimą? - Rozmawiamy o tym, ale nie jest łatwo. Biorąc pod uwagę, że chodzi o półroczny okres, słyszymy na razie żądania kompletnie nierealne. Negocjujemy dalej, bo fajnie by było go mieć już teraz, ale jeśli się nie uda poczekamy cierpliwie do lata. Młyński to kolejny dowód na to, że mocno już myślimy o tym, jak będzie zespół wyglądał w przyszłym sezonie. I w kolejnych sezonach także. Właśnie pod tym kątem sprowadzamy zawodników młodych i perspektywicznych, tym bardziej, że wielu piłkarzy odejdzie.