W drugim meczu 7. kolejki Lotto Ekstraklasy Wisła Kraków została rozbita u siebie przez Śląska Wrocław 1-5. Koncert dali Łukasz Madej i strzelec dwóch goli Ryota Morioka.
Ranking zawodników Lotto Ekstraklasy - kliknij i sprawdź!
Śląsk awansował na szóste miejsce w tabeli, a Wisła zakotwiczyła na ostatnim.
W dotychczasowych sześciu spotkaniach podopieczni Mariusza Rumaka strzelili tylko dwie bramki. Wisła okazała się być na tyle gościnną, że bez większego wysiłku i marnowania okazji, znacząco poprawili swój dorobek bramkowy.
Dawniej spotkania między tymi klubami były demonstracją przyjaźni. Gdy Śląsk przyjeżdżał do Krakowa, wiślacy podejmowali go grillem i namiotem z napojami chłodzącymi, rozłożonym na dawnym boisku kortowym. Przed tym sezonem wszystko uległo zmianie. Decydenci wśród ultrasów Wisły zawiązali zgodę z Ruchem, przez co siłą rzeczy zerwali tę ze Śląskiem i Lechią Gdańsk.
Nie do wszystkich przy Reymonta nowe porządki trafiły. Gdy "młyn" skandował Ruch i Widzew, na pozostałych trybunach rozlegały się gwizdy. Gdy Śląsk rozłożył flagę: "Śląsk i Lechia pozdrawiają wiślaków z krwi i kości, tych bez płetw i bez ości", wiele osób na trybunie E i F na stojąco biło brawa wrocławianom.
Trybuna C (na niej siedzą ultrasi Wisły) odpowiedziała transparentem: "Słabi jesteście każdy to czuje, tych pozdrowień nikt nie przyjmuje".
Wracając do wydarzeń boiskowych, to początek należał do krakowian, którzy w 8. min mogli objąć prowadzenie. Boban Jović zapędził się w pole karne, podał na 16. metr do Patryka Małeckiego, który uderzył bez przyjęcia, lecz niecelnie. Odpowiedział strzałem z 30 m Łukasz Madej, po którym piłka również minęła bramkę.
Śląsk był cofnięty, przyczajony, polujący na błędy w rozegraniu piłki wiślaków. Ekipa Dariusza Wdowczyka starała się grać odważnie i ofensywnie.
W 21. min kibice z Wrocławia przerwali spotkanie, rzucając na murawę race. Po trzech minutach przerwy je wznowiono.
W 30. min goście wyprowadzili kontrę, w walce o piłkę doszło do zderzenia Kamila Bilińskiego z Arkadiuszem Głowacki. Piłkarz Śląska bardziej odczuł ten incydent. Dopiero po udzieleniu mu pomocy przez masażystów podniósł się z murawy.
Dziewięć minut później Alvarinho uciekł Krzysztofowi Mączyńskiemu, by z 25 m "kropnąć", ale niecelnie. W rewanżu, po pieczołowicie założonym ataku pozycyjnym przez Mączyńskiego i Jovicia, zza pola karnego mocno kopnął Sadlok. Zabrakło metra, by piłka wpadła do siatki.
Najgroźniej było w 41. min, po szybkim wypadzie wrocławian, zwieńczonym "bombą" pod poprzeczkę Łukasza Madeja, po której Michał Miśkiewicz z trudem przeniósł piłkę nad poprzeczkę.
Później na solową akcję zdobył się Jović, jednak z lewej nogi strzelił tak niecelnie, że sam na siebie przeklinał.
W 45. min Śląsk dopiął swego. Alvarinho "związał" defensywę Wisły, wystawił piłkę Bilińskiemu, a ten strzałem z 15 m w lewy róg nie dał szans "Miśkowi".
Od II połowy wiślacy ruszyli do natarcia, ale o ile udało im się opanować środek pola, o tyle przedostanie się pod bramkę było orką na ugorze.
Śląsk kontrował i strzelał z każdej okazji, jak w 51. min Ostoja Stjepanović, który kropnął z wolnego, mimo ostrego kąta i Miśkiewicz musiał się wysilić, by wybić.
W 60. min do krakowian uśmiechnęło się szczęście, bo za rękę w polu karnym Piotra Celebana arbiter podyktował rzut karny, który wyrównującą bramkę zamienił pięknym strzałem w okienko Adam Mójta.
Wisła nie nacieszyła się długo remisem.
W 69. min prawą flanką szarpnął Madej, zagrał przed bramkę, podanie przedłużył Biliński, a Ryota Morioka ze spokojem kopnął z trzech metrów do pustej bramki. Obrona "Białej Gwiazdy" została ograna jak małe dzieci.
Dwie minuty później cały Kraków był w szoku. Z wolnego podał Stjepanović, a niepilnowany Filipe zagłówkował do siatki i było 1-3.
Jak zwykle, gdy się ostatnio Wiśle pali, najaktywniejszy w próbach ratunkowych był Patryk Małecki. Dryblował seriami, podawał, strzelał na bramkę. Pewnie zdobyłby gola w 75. min, gdyby nie wspaniała robinsonada Pawełka.
W 82. min Śląsk rozegrał popisową akcję, rodem z mistrzów Playstation. Piłka wędrowała jak po sznurku od środka na prawą stronę, aż po lewą. Większość podań na jeden kontakt. W finale Lasza Dwali dośrodkował, Biliński przedłużył piłkę głową, a Ryota Morioka ze stoickim spokojem uderzył po ziemi w lewy róg. Miśkiewicz był bez szans, a obrońcy krakowscy wpadli na siebie. Dla całej defensywy wiślackiej było to dramatyczne spotkanie.
W doliczonym czasie do II połowy za zagranie ręką Bobana Jovicia rzut karny dostał Śląsk. Z 11 m do siatki trafił eks-wiślak Ostoja Stjepanović. Na 1-6 mógł jeszcze podwyższyć Mateusz Idzik, lecz po wzorowej kontrze nie trafił na bramkę z 10 m.
Trener Dariusz Wdowczyk ma olbrzymi problem: ofensywa nie kreuje zagrożenia, a gra defensywna całego zespołu woła o pomstę do nieba. Jeśli coś się drastycznie nie zmieni, w roku jubileuszowym "Biała Gwiazda" może pożegnać się z Ekstraklasą.
Lotto Ekstraklasa - sprawdź terminarz, wyniki oraz tabelę!
7. kolejka Ekstraklasy:
Bramki:
0-1, Kamil Biliński (45. z podania Alvarinho).
1-1, Adam Mójta (60. z rzutu karnego)
1-2, Ryota Morioka (69. z podania Łukasza Madeja)
1-3, Felipe Goncalves (71. z podania Stjepanovicia)
1-4, Ryota Morioka (81. z podania Kamila Bilińskiego)
1-5, Ostoja Stjepanović (91. z rzutu karnego)
Żółta kartka - Wisła Kraków: Alan Uryga, Arkadiusz Głowacki, Richard Guzmics. Śląsk Wrocław: Adam Kokoszka.
Sędzia: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa). Widzów 13 607.
Wisła Kraków: Michał Miśkiewicz - Boban Jovic, Arkadiusz Głowacki, Richard Guzmics, Maciej Sadlok (46, Adam Mójta) - Rafał Boguski, Alan Uryga (75, Petar Brlek), Krzysztof Mączyński, Mateusz Zachara (57, Krzysztof Drzazga), Patryk Małecki - Paweł Brożek.
Śląsk Wrocław: Mariusz Pawełek - Mariusz Pawelec, Piotr Celeban, Adam Kokoszka, Lasza Dwali - Łukasz Madej (90, Kamil Dankowski), Ryota Morioka, Filipe Goncalves (90, Mariusz Idzik), Ostoja Stjepanovic, Alvarinho - Kamil Biliński (90, Bence Mervo).