Mecz Wisła - Sandecja był dowodem na jedno: "Biała Gwiazda" po spadku z Ekstraklasy nadal może liczyć na wysoką frekwencję i wsparcie swoich fanów. Na pierwszy mecz krakowian w Fortuna I Lidze w tym sezonie sprzedano aż 15 811 wejściówek. Jednak część z kibiców - co istotne - sygnalizowała od razu w mediach społecznościowych problemy z dostaniem się na trybunę na czas. Już na samym początku spotkanie zostało przerwane w wyniku masowego rzucenia na murawę serpentyn. Dopiero po ich uprzątnięciu derby Małopolski, czyli starcie krakowian z ekipą z Nowego Sącza, mogły zostać wznowione. W pierwszym składzie krakowian dość niespodziewanie wybiegł 18-letni pomocnik Kacper Duda. Wisła - Sandecja. Kibice skandowali: "Gdzie jest napastnik?" W przypadku Wisły oswajanie się z I-ligowymi realiami było początkowo dość nieśmiałe i oporne. Wiślacy niemal nie potrafili wykreować sobie przed przerwą okazji podbramkowych. Mieli problem z utrzymaniem na dłużej piłki, słabo funkcjonowała zwłaszcza linia pomocy. Ratowali się np. długimi piłkami z pominięciem drugiej linii, jak ta od Adiego Mehremicia do Luisa Fernandeza. Hiszpan jednak odbił się tylko od rosłego obrońcy Sandecji, Dawida Szufryna. Zdesperowany Fernandez w pewnym momencie spróbował strzału z okolic linii środkowej boiska. Oczywiście wiele to nie dało. W pewnym momencie z trybun poniosło się gromkie "Gdzie jest napastnik!" Był to apel w stronę działaczy Wisły, bo drużyna ma bardzo okrojone możliwości kadrowe w ofensywie. A snajpera, o którym sporo przed startem sezonu opowiadał Jerzy Brzęczek jak nie było, tak nie ma. Drugą połowę z animuszem rozpoczęli goście. Ekipa z Nowego Sącza stworzyła sobie błyskawicznie dogodną okazję podbramkową i tylko interwencji Mikołaja Biegańskiego Wisła zawdzięczała fakt, że nie przegrywała 0-1. Zirytowany obrazem gry Jerzy Brzęczek sięgnął po zmiany. Wpuścił na plac gry m.in. powracającego do Wisły po rocznej przerwie pomocnika Vullneta Bashę, a także Momo Cisse. Z kolei trener Dariusz Dudek sięgnął po Giorgio Merebaszwiliego. W 66. minucie Biegański dokonał prawdziwego cudu, najpierw uniemożliwiając Krystianowi Wachowiakowi strzelenie samobója, a potem dokładając kolejne interwencje. W odpowiedzi nowy kapitan Wisły Igor Łasicki trafił w poprzeczkę bramki Sandecji. Niezłą sytuację Wisła stworzyła sobie jeszcze w 81. minucie, ale napierw w polu karnym przerwrócił się Cisse, a potem koledzy też nie zdołali zamknąć tej akcji. Warto zaznaczyć, że w końcówce spotkanie po raz drugi przerwano - znów z powodu rzucanych na murawę serpentyn. I to akurat wówczas, gdy gospodarze zaczęli łapać rytm. Pierwszy mecz w Fortuna I Lidze dobitnie pokazał, że jeżeli Wisła marzy o szybkim powrocie do Ekstraklasy to musi wzmocnić jeszcze kadrę. Bez tego wiele nie zdziała. Wisła Kraków - Sandecja Nowy Sącz 0-0 (0-0) Czytaj także: Nowy gracz Wisły trenował z Laudrupem i Petrescu