Według Sarapty Wisła wychodzi na prostą, a przy Reymonta nie spodziewają się już żadnych niemiłych niespodzianej związanych z poprzednimi zarządami. - Mogę zapewnić, że wszystkie szafy zostały otwarte i wszystkie trupy już się wysypały, więc nic nas już chyba nie zaskoczy. Jestem przekonana, że największe problemy udało się rozwiązać i zostaje jeszcze zadłużenie wobec miasta i będzie dobrze - podkreślała prezes. Mimo to w Wiśle nie mogę jeszcze spać spokojnie, bo na klubie ciągle ciążą milionowe długi. Za wynajem stadionu klub zalega miastu około pięciu milionów złotych, a władze Krakowa są coraz bardziej zdeterminowane, by te pieniądze jak najszybciej odzyskać. - Musimy zmierzyć się z tą sprawą i ją załatwić. Z obu stron jest przekonanie, że uda nam się dogadać w ten sposób, żeby jedna i druga strona była zadowolona. Nie wyobrażam sobie, żeby Wisła Kraków grała na innym stadionie. Myślę, że również miasto nie wyobraża sobie tego stadionu bez Wisły Kraków. Pewne zaszłości trzeba będzie uregulować. To w tej chwili absolutny priorytet - zapewnia Sarapata. Prezes jest już także po rozmowach z zawodnikami, ale te do najłatwiejszych nie należą, bo Wisła wobec graczy również ma zaległości. Prezes zapewnia jednak, że gra z piłkarzami w otwarte karty i nie należy się obawiać, by z szatni wychodziły jakieś niepokojące sygnały. - Są zaległości wobec piłkarzy, ale oni mają świadomość kiedy i w jakich terminach będą regulowane. Rozmawiamy z nimi i wprowadziliśmy nowy system, że będziemy się bardziej przyjaźnili, by obie strony miały więcej śmiałości i mogły zapytać o pieniądze, ale nie tylko - zaznacza Sarapata. PJ