Czwartek miał wiele wyjaśnić. Swój przyjazd do Krakowa zapowiadali figurujący jako pełnomocnik firmy Norbert Bernatzky oraz przedstawiany w charakterze szefa transakcji Joerg Loeser. Z dużej chmury spadł mały deszcz, bowiem obaj dżentelmeni z Niemiec nie dotarli pod Wawel. Powód miał być banalny. "Przedłużył się ich pobyt w Holandii, gdzie finalizowali inne ważne rozmowy" - czytamy na łamach Przeglądu Sportowego", który cytuje anonimową osobę, mającą kontakt ze stroną niemiecką. Według informacji "PS" doszło do telefonicznego porozumienia pomiędzy Tele-Foniką, a niemiecką firmą, ale i to ustalenie wydaje się być obarczone ryzykiem. W swoim oświadczeniu ze środy, które jednak do tej pory nie zostało opublikowane (tu pojawiają się rozbieżne powody), Stechert Group zaakcentował, że wstrzyma się z dalszymi informacjami. "Podczas trwania audytu firma nie będzie informowała nikogo o jakichkolwiek faktach" - napisano. "Przegląd Sportowy" podnosi argument, że bierna i niezrozumiała postawa Niemców może wynikać z faktu, że do firmy rozdzwoniły się telefony z Polski, część od kibiców, którzy "delikatnie mówiąc nie zachęcali do sfinalizowania transakcji". W wyrobieniu sobie klarownego zdania na temat procesu sprzedaży klubu nie pomaga też postawa Tele-Foniki, byłego właściciela klubu, której kolejne oświadczenia nie mają jednolitej retoryki. Mimo zamieszania, klub z ulicy Reymonta stopniowo wychodzi z kłopotów finansowych. W ciągu tygodnia piłkarze dostali dwie wypłaty, regulujące pensje do końca maja. Zarząd w tej chwili zalega zawodnikom za czerwiec wraz z premiami. Art