23-letni bramkarz niedawno przedłużył umowę z Wisłą Kraków do końca przyszłego sezonu. Interii opowiada o planach na przyszłość, marzeniach, a także oczekiwaniu na narodziny dziecka. Piotr Jawor, Interia: Jak spędziłeś urlop? Mateusz Lis: - Spokojnie i rodzinnie. Odpocząłem od piłki i całkowicie skupiłem się na tym, by odreagować i spędzić czas z najbliższymi. Nie brakowało wyjazdu do jakiegoś ciepłego kraju? - Właśnie rozmawialiśmy z narzeczoną, że ubiegłorocznego Sylwestra spędziliśmy w Dubaju i było świetnie. Wspominaliśmy, gdzie byliśmy i jak było przyjemnie... Trochę nam tego brakowało, ale w tym roku i tak byśmy nie polecieli, bo spodziewamy się dziecka. Gratulacje. Kiedy narodziny? - Planowo 30 stycznia, więc w sumie lada dzień. Ale już jesteśmy gotowi, bo w każdym momencie coś może się zacząć dziać. Na razie jest jednak spokojnie. Jesteś gotowy na nowe obowiązki? - Tak, zarówno mentalnie, jak i pod kątem życia codziennego. W mieszkaniu już wszystko gotowe, na dziecko czeka pokoik. Życie pewnie wywróci się do góry nogami, ale nie ma nic piękniejszego niż narodziny dziecka. Już nie możemy się doczekać. Jeśli więc wszystko pójdzie zgodnie z planem, to rundę wiosenną zaczniesz już jako ojciec. - Tak, ale śmiejemy się z narzeczoną, że jak dziecko przyjdzie na świat dzień później, to może się to stać w trakcie meczu z Piastem Gliwice. Cóż, zobaczymy, jak to wszystko się poukłada. Tak się też złożyło, że nie lecimy na zgrupowanie zagraniczne, więc jesteśmy spokojniejsi, bo będę na miejscu. Gdybym np. był w Turcji, to trochę stresu by było. Trener Peter Hyballa zapowiadał, że przygotowania do rundy wiosennej będą ciężkie. Słowa dotrzymał? - Tak, pracujemy ostro, ale "kryzys" mamy już chyba za sobą. Najgorzej było w środę, ale teraz nogi już dochodzą do siebie. Rozmawialiśmy nawet w szatni, że niektóre kluby dopiero teraz zaczynają, więc cieszymy się, że mamy już ten trudny okres za sobą. Trener znany jest z tego, że specjalną uwagę zwraca na młodych zawodników. - Trenuje z nami trzech chłopaków z akademii i właśnie zwróciłem uwagę na to, że trener często bierze ich na bok i z nimi rozmawia. Zresztą na odprawach nie raz wspomina, że nie sposób rozmawiać tylko z tymi starszymi i znanymi, ale trzeba szanować także tych, których się mniej zna. To bardzo fajne podejście, buduje szacunek trenera. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie.Sprawdź! Hyballa mówił nawet, że dla niektórych zawodników musi być ojcem. - Da się wyczuć, że ma podejście psychologiczne. Potrafi do nas trafić, miło się go słucha. To nie są puste słowa, jest w nich sens. Cofnijmy się do ostatniego meczu jesieni. Spotkanie z Lechem w Poznaniu było twoim najlepszym w Wiśle? - Na pewno jednym z lepszych. Dało się odczuć, że chłopaki i trener są ze mnie zadowoleni. To było megafajne, gdy trener Hyballa po meczu do mnie podbiegł. Takich rzeczy się nie zapomina. Cieszę się, że tak zakończyłem rok. Mogłem spędzić święta w dobrym humorze. Na pewno? W końcu część rodziny pochodzi z Poznania... - No tak (śmiech). Mój teściu jest kibicem Lecha i dopytywał, czemu akurat w tym meczu wystrzeliłem z formą (śmiech). Zawsze trzymają za mnie kciuki, ale w tym meczu liczyli na 0-0. W Lechu spędziłeś cztery lata, ale w Ekstraklasie nie zadebiutowałeś. Zastanawiałeś się, co poszło nie tak? - Nie, po prostu przyszedł czas na zmiany. Powiedziałem sobie, że na Lechu świat się nie kończy. Gdy byłem młodszy, to nie mogłem doczekać się, kiedy tam zagram, ale im byłem starszy, tym bardziej dochodziłem do wniosku, że trzeba coś zmienić. Po meczu z Lechem podobno poważnie zainteresowała się tobą Legia. - Słyszałem tylko, że ktoś o tym napisał. Ja absolutnie nic o tym nie wiem. Nic nie ma na rzeczy. Niedawno Wisła skorzystała z klauzuli przedłużenia twojej umowy i teraz kontrakt obowiązuje do końca przyszłego sezonu. Wiedziałeś, że tak się sprawy potoczą? - Byłem nastawiony, że tak się raczej stanie. Takie sygnały otrzymywałem też od menedżerów. Wisła czas na przedłużenie umowy miała do końca marca 2021 r., ale fajnie, że stało się to wcześniej, bo teraz mogę się skupić tylko na treningach. To też pewien kredyt zaufania, bo Wisła mogła czekać do końca marca, bojąc się, że np. możesz nabawić się kontuzji. - Jest to pewien kredyt i zrobię wszystko, by Wisła była ze mnie zadowolona. Chcę udowodnić swoją wartość i pokazać, że właściciele klubu się nie pomylili. Jednak Wisła to dla ciebie nie tylko fajne wspomnienia, bo poprzedni sezon niemal w całości miałeś stracony. Nie chodziły ci po głowie myśli, czy w ogóle nadajesz się do Ekstraklasy? - Miałem wiele momentów, gdy nad tym myślałem. Z jednej strony wiedziałem, że nie gram już rok, ale z drugiej mówiłem sobie, że sezon to wcale nie jest tak długo. Przecież zaraz wszystko może się zmienić. Robiłem wszystko, by być gotowym, aby wskoczyć do bramki. Gdybym się obrażał i był wściekły na wszystko wokół, to nie byłbym gotowy na szansę powrotu między słupku. Zachowałem chłodną głowę i teraz nie żałuję. Choć nie kryję, że zastanawiałem się, czy nie należałoby podjąć jakichś kroków, ale na szczęście do tego nie doszło. W trudnych chwilach rozmawiasz z psychologiem czy radzisz sobie sam? - Ostatnio w klubie mieliśmy psychologa i kilka razy rozmawialiśmy, ale to nie była regularna współpraca. Raczej radzę sobie sam, a największe wsparcie mam w narzeczonej. Rok bez gry w piłkę przetrwałem także dzięki niej. No to teraz będziesz musiał się przyłożyć, by problemów piłkarskich nie mieć, bo za chwilę narzeczona będzie miała na głowie ząbkowanie, nieprzespane noce itd. - Liczę się z tym, że zejdę na drugi plan (śmiech). Ale cieszę się, fajny okres przed nami. Wszystko się układa. Pewnie przyjdą też cięższe momenty, ale mam nadzieję, że bez problemu sobie z nimi poradzimy. Myśląc o przyszłości, gdzie widzisz się za 5-7 lat? Jakie są twoje piłkarskie marzenia? - Mam ukryte marzenia, ale chciałbym je zrealizować. Chciałbym spróbować sił za granicą i do tego dążę. Ulubiona liga? - Włoska, angielska i niemiecka. Słowem - światowy top. Gdyby stamtąd przyszła oferta, to oczywiście, że pewnie bym się nie zastanawiał, tylko dążył do tego, by tam zagrać. I pewnie Wisła też byłaby zadowolona, bo klub chce zarabiać na zawodnikach w twoim wieku. - Zdaję sobie sprawę, że jeśli doszłoby do takiej sytuacji, to byłaby klasyczna sytuacja "win - win". Rozmawiał Piotr Jawor