Na razie Sadlok pokazał, że jest zdrowy, ma nienaganną sylwetkę i nie wybrzydzał na to, że czeka go gra na lewej obronie, gdzie trzeba gonić w tę i we w tę przez cały mecz. - Kiedyś narzekałem na pozycję lewego obrońcy, bo trzeba na niej za dużo biegać, ale teraz już tak nie myślę. Zresztą w zeszłym sezonie w Ruchu grałem na lewej obronie, jestem przyzwyczajony - opowiada. - Najgorzej było po zmianie, gdy ze stopera przeszedłem na lewą obronę. To był zupełnie inny wysiłek, więcej biegania, więcej przyspieszeń, po nich czas na odpoczynek. Środkowy obrońca biega niemal przez cały czas, ale w jednostajnym tempie. Na naszą uwagę, że w Wiśle będzie grał z numerem 4, tak jak przed laty Marcin Baszczyński, powiedział: - O Jezu! Muszę mu coś napisać, żeby się nie denerwował. Po udanej rundzie jesiennej sezonu 2010/2011 Józef Wojciechowski zdecydował się szarpnąć kiesą i sprowadzić go do Polonii Warszawa za 2,7 mln zł. W "Czarnych Koszulach" transfer ten nazywają niewypałem, ale atmosfera w klubie z Konwiktorskiej była taka, że kariery nie zrobił tam nawet Ebi Smolarek. Na dodatek po kilku miesiącach pobytu w stolicy, lekarze wykryli u niego potrójną dyskopatię kręgosłupa, przez którą stracił pięć kolejek sezonu 2011/2012. Jakby tego było mało, jesienią 2012 r., po powrocie do Ruchu, przyplątała mu się kontuzja pięty, z powodu której stracił półtora roku, a do dzisiaj musi grać z wyciętą wkładką buta, by nie ryzykować pojawienia się odgniecenia. - Na szczęście nikt mnie jeszcze nie poskrobał po tej nodze - cieszy się Maciej. Ruch Chorzów, w związku z planem naprawczym, musiał zredukować pensje piłkarzom do co najwyżej 15 tys. zł miesięcznie. Maciej Sadlok nie zgodził się na taką obniżkę. - Na moim miejscu nikt by się chyba nie zgodził, straciłbym prawie 50 procent poborów - zdradza Maciej. Dlatego szybko porozumiał się z "Niebieskimi". Zrezygnował z części zaległości, pozostałą część mu wypłacono i dostał wolną rękę w poszukiwaniu nowego pracodawcy. - Mój agent zaczął działać, okazało się, że chce mnie Wisła i dość sprawnie przebiegła przeprowadzka do nowego klubu - cieszy się Sadlok. Śledząc rozwój jego kariery, wydaje się, że szczyt kariery ma już za sobą - najlepiej wyglądał w sezonie 2009/2010 i w pierwszej rundzie rozgrywek 2010/2011, których efektem był transfer do Polonii. Sobie i kibicom Wisły obiecuje, że przy Reymonta zanotuje drugi wzlot. - Nie myślę o tym, co było kiedyś, bo w ten sposób - grzebiąc w trupach nie dojdzie się daleko - podkreśla. - Dążę do stabilizacji formy, chcę jak najwięcej dawać z siebie klubowi. Maciej ma nadzieję, że najgorsze już za nim. Półtora roku leczenia kontuzji pięty było dla niego niesamowitą traumą. - Różne myśli człowiekowi przychodziły do głowy. Nie można było robić żadnego wysiłku fizycznego i przede wszystkim w tym był problem. Leczenie się przeciągało, raz szło do przodu, raz do tyłu. Na koniec poddałem się drugiej operacji i teraz jest dużo lepiej - zapewnia Maciej Sadlok. Sadlok zachwala Wisłę za jej styl. - To bardziej kombinacyjna gra niż ta, którą prezentuje Ruch - porównuje Maciej. - Zresztą Wisła ma dobrych wykonawców do takiej gry, ona się opiera na "klepaniu" piłki w środku pola, a później przenoszeniu jej na boki. Dłużej się utrzymujemy przy piłce. Będziemy to szlifować, aby w sezonie funkcjonowały automatyzmy i by każdy wiedział, co ma robić na boisku. Czy uda mu się wrócić do wielkiej piłki? Już raz przełamał słabostkę, jaką był strach przed lataniem samolotem. W 2010 roku wysiadł z pokładu maszyny wiozącej Ruch na pucharowe starcie z Szachtiorem Karaganda. W październiku tego samego roku zrezygnował z powołania do kadry, bo trzeba było lecieć za ocean na mecze z USA i Ekwadorem. Ówczesny selekcjoner Franz Smuda namawiał go bez skutku. W 2011 r. zaczął latać na mecze z Ruchem i kadrą. Teraz pora na lot z Wisłą do dużej piłki. Autor: Michał Białoński