Wachlarz możliwych rozstrzygnięć po ostatniej kolejce był bardzo szeroki, ale po końcowym gwizdku okazało się, że to Wisła trafiła najlepiej jak mogła. Siódme miejsce dużo lepsze niż szóste Choć krakowianie w sobotę zagrali jeden z najsłabszych meczów sezonu, to mogli być po nim zadowoleni. Punkt dawał im pewność, że wystąpią w "grupie mistrzowskiej", ale okazało się również, że ściągnął do Krakowa najbardziej prestiżowych rywali. Gdyby piłkarze Joana Carilli wygrali z Sandecją, to przeskoczyliby Koronę Kielce, a szóste miejsce oznaczałoby wyjazdy zarówno do Poznania, jak i do Warszawy. Z kolei przegrana sprawiłaby, że krakowianie wylądowaliby na ósmej pozycji, a wówczas mecz z Lechem mieliby u siebie, ale z Legią już na wyjeździe. Tymczasem Wisła skończyła rozgrywki na siódmej pozycji, więc mistrza Polski oraz lidera Ekstraklasy będzie gościła. - Fajnie, że będziemy mieli możliwość wzięcia rewanżu na Lechu, który ostatnio przy Reymonta nas pokonał. U siebie zagramy też z Legią i będziemy chcieli poprawić bilans, bo dawno nie wygraliśmy z nimi u siebie. Na pewno czeka nas ciekawa runda - podkreśla pomocnik Rafał Boguski, który w meczu z Sandecją był kapitanem. Zaraz po spotkaniu w Niecieczy terminarz rundy finałowej Ekstraklasy znał też trener Carrillo i również był zadowolony z takiego obrotu sprawy. - To dobra nowina, bo grając przeciwko mocnym drużynom, będziemy mieli okazje, by odwdzięczyć się naszym kibicom za wsparcie. Lubię rywalizować z mocnymi przeciwnikami, bo wtedy można dostarczać fanom jeszcze więcej emocji - podkreślał szkoleniowiec. 25 tysięcy ludzi więcej Nie da się jednak ukryć, że najbardziej przy Reymonta muszą cieszyć się ludzie odpowiedzialni za klubowe finanse. Nie licząc derbów (na Wiśle obejrzało je 25,5 tys. widzów), to Legia i Lech ściągają na trybuny najwięcej kibiców. Spotkanie z mistrzami Polski w październiku obejrzał pełny stadion, czyli 33 tys. fanów. Z kolei podczas meczu z Lechem na trybunach było 20 tys. ludzi. Można przyjąć, że łącznie na te dwa mecze przychodzi ok. 25 tys. widzów więcej niż na spotkania z dwoma przeciętnymi rywalami. A 25 tys. więcej ludzi, to ok. milion złotych wpływu z biletów (przyjmując, że wejściówka kosztuje średnio 40 zł)! - Fajnie, że tak się terminarz poukładał, bo to supersprawa dla kibiców. Dla nas zresztą też, bo wiadomo, że potencjalnie więcej ludzi przyjdzie na mecz z Legią czy Lechem - zaznacza Jakub Bartkowski, obrońca krakowian. Mistrz Polski na Reymonta przyjedzie 22 kwietnia, a Lech Poznań 13 maja. U siebie krakowianie zmierzą się jeszcze z Zagłębiem Lubin (9 maja). Z Niecieczy Piotr Jawor