Była 59. minuta spotkania, gdy sędzia Daniel Stefański, po obejrzeniu powtórek, zdecydował, że Wiśle należy się rzut karny. Do piłki nie wyrywał się żaden z wiślaków, bo ostatnio w takich sytuacjach jest ona zarezerwowana dla Kolara. Chorwat wykorzystał rzut karny kilka dni temu w meczu z Górnikiem Zabrze, nie pomylił się także w piątkowy wieczór z Koroną, choć bramkarz wyczuł, że będzie strzelał w jego lewy róg. - Ostatnio też wybrał dobrą stronę, ale to mu nie pomogło. Teraz piłka także wpadła do siatki i to jest najważniejsze - uśmiecha się Kolar. Po meczu krakowianie byli w bardzo dobrych humorach. Korona przyparła ich bowiem do muru, a mimo to udało im się wyjść z opresji obronną ręką i tylko punkt dzieli ich od wygrania grupy słabszej. - To była dla nas bardzo trudna potyczka, ale właśnie takie spotkania musimy wygrywać. Wcześniej podobne mecze przegrywaliśmy lub remisowaliśmy, ale dziś walczyliśmy do końca i mamy trzy punkty - podkreślał Kolar. - W pierwszej połowie mieliśmy dużo problemów, w drugiej wyglądało to już troszeczkę lepiej. W sumie to Korona cały czas nas atakowała, a my mieliśmy jedną szansę i ją wykorzystaliśmy - dodał. Dla Chorwata była to dziewiąta bramka w sezonie i po odejściu Zdenka Ondraszka oraz Jesusa Imaza jest najskuteczniejszym zawodnikiem Wisły. Co jednak ciekawe, ostatnio zaczął trafiać do siatki, mimo że trener Maciej Stolarczyk przesunął go na skrzydło, a także dał więcej zadań defensywnych. - Trener wymaga ode mnie zaangażowanie w obronie, więc jestem do jego dyspozycji. Podobnie jest z grą na skrzydle. Jeśli jednak szkoleniowiec spyta mnie, na której pozycji wolę grać, to bez wątpienia odpowiem, że jest to atak - zapewnia Kolar. PJ