Piotr Jawor, Interia.pl: Jak Pan sobie radzi w czasach koronawirusa? Lukas Klemenz (obrońca Wisły Kraków): Z natury jestem domatorem, ale nawet mi ta izolacja powoli doskwiera. Nie możemy wyjeżdżać poza Kraków, nie możemy wychodzić na zewnątrz, więc opcji zabicia nudy jest mało. Dobrze, że mam małe dzieci, chociaż to kolejne wyzwanie - sprawić, by się nie nudziły. Trzeba wykazać się kreatywnością. Codziennie wymyślamy gry i zabawy, bo zabawki powoli robią się nudne i poszły w kąt. A małym dzieciom trudno wytłumaczyć, dlaczego nie możemy wyjść na spacer. Jest ciężko, ale radzimy sobie. Jak teraz wygląda Pana dzień? - Wstaję wcześnie, bo jak syn chodził do przedszkola, to trudno było go dobudzić o 8. A jak teraz nie chodzi, to wstaje o 6 - 6.30 i od razu budzi tatusia (śmiech). Później śniadanie, puzzle, czytanie bajek, plastelina, kolorowanki. Następnie wstaje żeńska część rodziny, czyli żona z pięciomiesięczną córką. Przed południem trenuję, bo mamy rozpisane indywidualne ćwiczenia, a później znów zajmuję się dziećmi. Jak trwa sezon, to często nie ma mnie w domu i teraz żona przyznaje, że taka pomoc przy dzieciach jest bardzo przydatna. Jak Pan trenuje w czasach koronawirusa? - Mamy wysyłane filmiki z Youtube’a z ćwiczeniami. Szczególnie z tabatą na dolne i górne partie mięśni plus ćwiczenia na brzuch i plecy. Dodatkowo był dzień, gdy mieliśmy wyjść na zewnątrz i pobiegać 45 minut ze wstawkami przyspieszenia. Każdy pewnie zrobił to wieczorem, bo wtedy wokół jest mniej ludzi. Część chłopaków jeździło też do bazy do Myślenic, by skorzystać z pomocy fizjoterapeutów. Wszystko mamy jednak robić indywidualnie w domu. Na razie jest pewne, że rozgrywki Ekstraklasy są zawieszone do 26 kwietnia. Jak Pan przyjął tę informację?- Koronawirus jest wszędzie... Mam nadzieję, że dokończymy ten sezon, by zapadły jakieś rozstrzygnięcia. Nie wiem, jak władze naszej piłki chcą to rozwiązać... My jesteśmy nad kreską, więc nie drżymy ze strachu, ale są zespoły, które walczą o mistrzostwo, utrzymanie, europejskie puchary, awans do Ekstraklasy itd. Dla nich może to być krzywdzące, jeśli skończymy ligę w tym momencie. Dlatego chciałbym dograć sezon, ale na razie widać, że pandemia nie odpuszcza. Wiele zależy od ludzi i ich świadomości. Jak będziemy cierpliwie siedzieć w domach, to szybciej pozbędziemy się tego koronawirusa i zaczniemy normalnie żyć. Sezon przerwano w momencie, gdy mieliście serię ośmiu meczów bez porażki. - Byliśmy - jak to się mówi - w gazie, więc szkoda, że tak się stało. Trochę było to denerwujące... Teraz co prawda czekały nas trudne, ale bardzo ciekawe mecze - z Piastem w Gliwicach i u siebie z Legią. Gdy zapadła decyzja, że gramy bez kibiców, to uważałem, że to w ogóle traci sens. Nie ma co ukrywać, że Wisła u siebie jest mocna także dzięki trybunom. Kibice napędzają nas, licznie przychodzą na mecze. Rywale na naszym stadionie czują respekt. Dlatego lepszym rozwiązaniem było zawieszenie ligi niż granie przy pustych trybunach. Pan rundę też zaczął bardzo obiecująco - wszystkie mecze rozegrane od deski do deski, do tego na niezłym poziomie. - Jestem bardzo dobrze przygotowany fizycznie, a właśnie na tym zawsze bazowałem. Nie zawsze jednak mogłem przepracować cały okres przed sezonem. Do Jagiellonii dołączyłem w końcówce przygotowań, później próbowałem jeszcze nadrabiać indywidualnymi treningami, ale to nigdy nie jest to samo, co zajęcia z drużyną. Podobnie było w Wiśle - zespół był w drugim czy trzecim tygodniu przygotowań, a ja dopiero dołączyłem i do maja też nie czułem się optymalnie. Dopiero latem w końcu udało się zacząć przygotowania z całym zespołem i wtedy czułem się dobrze, a teraz to już nawet bardzo dobrze.Wszyscy w klubie mieliśmy świadomość, że ten okres trzeba było przepracować bardzo mocno, by odbić się od dna. Nie ma Pan teraz obaw, jak organizm zareaguje na co najmniej półtora miesiąca przerwy spowodowanej pandemią? - To tak, jakbyśmy wracali po przerwie zimowej, tylko bez konkretnych przygotowań... Dlatego trzeba być świadomym, pracować w domu i wykonywać wszystkie polecenia trenerów. Wiadomo, że to nie jest łatwe, bo na treningu widać, że ktoś coś robi szybciej i lepiej, więc starasz się mu dorównać. Rywalizacja napędza.Z kolei w domu ciężko jest trenować. Dzieci wchodzą na głowę, chcą powtarzać ćwiczenie. Jest przy tym trochę śmiechu, ale trzeba się mocno skupić. Musimy być cały czas skoncentrowani, w końcu jeszcze się nie utrzymaliśmy, chociaż jesteśmy na dobrej drodze. Koronawirus to też problemy finansowe, które nie omijają świata piłki. Zastanawiacie się, co będzie z wypłatami za czas, gdy nie gracie? - Rozmawiamy o tym między sobą, ale czekamy na decyzje. Nikt o pieniądze nie będzie się jednak kłócił, bo sytuacja jest nadzwyczajna. Wiemy, jakie Wisła miała i ma problemy, więc klubowi należy pomóc. Jeśli pensje zostaną obniżone, to nikt nie będzie chodził się skarżyć. A jeżeli komuś trzeba będzie pomóc, to jesteśmy tak zgraną ekipą, że jeden drugiemu pożyczy pieniądze. Wydaje mi się, że o finanse nie ma się co martwić. Rozmawiał Piotr Jawor