Wisła musiała się sporo napocić, by wyrwać go z Lecha Poznań. Było kilka podejść, w górę szła cena. Arek jeździł na testy do Bundesligi (Hertha Berlin) . W końcu się udało, na początku 2000 roku Głowacki został wiślakiem.- Dlaczego to tak długo trwało? Dzisiaj mogę to ujawnić. Nie mogliśmy się porozumieć co do długości kontraktu - zdradza "Głowa".Fakt, ówczesny właściciel klubu Bogusław Cupiał, chcąc budować solidną podstawę klubu i oczekiwał, by z każdym piłkarzem podpisywać pięcioletni kontrakt.- Gdyby to było pięć lat, nie byłoby problemu. Ode mnie Wisła oczekiwała dziesięcioletniego kontraktu - uśmiecha się Arek, choć na przełomie 1999 i 2000 r. nie było mu do śmiechu z tego powodu.Czas pokazał, że Cupiał miał rację, a obowiązująca dekadę umową nie byłaby żadną przesadą.- Tak oto jestem już w Wiśle od ponad 16 lat - mówi jej kapitan.Arkadiusz nie zakłada, że w przyszłości będzie trenerem, ale gdy PZPN, we wrześniu 2015 r. ogłosił przyspieszony kurs z licencją UEFA A+B, "Głowa" zgłosił się i siedział nawet w tej samej ławce, co obecny szkoleniowiec wiślaków - Radosław Sobolewski. W tamtym kursie udział wziął też Rafał Boguski. Poprosiliśmy Głowackiego o udzielenie kilku rad tym, którzy zechcą podążać w jego ślady. Młodym zawodnikom w Ekstraklasie nie jest łatwo zadebiutować w pierwszej drużynie. Często mówi się, że mają oni szanse jedynie w biedniejszych klubach, które są zmuszane stawiać na młodzież. - Myślę, że teraz większość klubów funkcjonuje normalnie, więc o tej biedzie nie może być tak do końca mowy. Jest wiele drużyn, które funkcjonują dobrze, jeśli chodzi o szkolenie i to jest teraz szansa dla młodych. Myślę jednak, że samo szkolenie nie pozwoli do końca młodemu człowiekowi wykorzystać swojego potencjału. Im szybciej młodzi zrozumieją, że trzeba indywidualnie pracować nad sobą w aspekcie mentalnym, fizycznym itd., będą mieli większą szansę na zrobienie kariery w piłce - twierdzi Arkadiusz Głowacki. Kapitan "Białej Gwiazdy" przyznał, że w tym zawodzie jest wiele trudności, z którymi początkowo ciężko jest się mierzyć. - Myślę, że radzenie sobie z porażkami, to jest duża sztuka, ale również ze zwycięstwami, kiedy trzeba zawsze twardo stąpać po ziemi. Dla piłkarza ważne jest to, żeby być systematycznym, żeby robić swoje bez względu na to czy się wygrywa, czy przegrywa - przyznał. Obrońca Wisły w Ekstraklasie spędził większość swojej kariery. Za granicą grał tylko dwa lata (w tureckim Trabzonsporze - przyp. red). Jak sam przyznaje, wiele od czasu jego debiutu w naszej lidze, zmieniło się na plus. - Podejście jest bardziej profesjonalne. Kluby funkcjonują też w lepszych warunkach, są większe możliwości, mentalność się zmienia. To poczucie zawodników, że sami są kowalami własnego losu też jest ważne w tym wszystkim. Uważam, że można optymistycznie spojrzeć w przyszłość, bo jest jeszcze dużo do zrobienia, ale dużo już zostało zrobione i ciągle się rozwijamy - przyznał. Kapitan wiślaków zaznaczał także, że w zawodzie piłkarze przede wszystkim ważna jest pasja. On, jak twierdzi, od małego wiedział, że to jest praca jego marzeń. - Od zawsze chciałem grać w piłkę. Niektórzy pewnie zastanawiali się, co on wygaduje, ale to zawsze była moja pasja. Mając kilkanaście lat wymyśliłem sobie, że można łączyć przyjemne z pożytecznym, jednocześnie robiąc to, co się kocha i zarabiając pieniądze - przyznał Głowacki. Legenda wiślaków przyznaje, że poza grą w piłkę jest raczej spokojną osobą, która wolny czas lubi spędzać przede wszystkim z rodziną.- Nie jestem szczególnie skomplikowany. Lubię spędzać czas w domu, z rodziną, z moimi kobietami (Arkadiusz Głowacki ma dwie córki - przyp. red.). Nic ponadto. Czasami jakaś książka, film. Klasycznie - bez fajerwerków - mówił z uśmiechem kapitan Białej Gwiazdy. Adrianna Kmak, Michał Białoński