W 1994 roku, czyli na ponad dwa lata przed erą Bogusława Cupiała, Wisła spadła z Ekstraklasy. Teraz również jest na miejscu spadkowym, choć Cupiał znowu wpompował w pierwszy zespół kilka milionów złotych i sprowadził wielu wartościowych zawodników, na czele z Rafałem Wolskim, a ostatnio reprezentantem młodzieżówki Chorwackiej Petarem Brlekiem. Zbiór piłkarzy to nie wszystko, trzeba ułożyć z nich zespół, a na razie misja ta nie powiodła się Tadeuszowi Pawłowskiemu, którego zatrudnienie okazało się być trafieniem kulą w płot. Czasowo zespół powierzono Marcinowi Broniszewskiemu, nieprzeciętnie zdolnemu asystentowi, który przy Reymonta pojawił się wraz z trzecim powrotem Franza Smudy, niespełna trzy lata temu. Cupiał planował, by w kryzysie po raz czwarty sięgnąć po Smudę. Tym bardziej, że do gaszenia sportowego pożaru niespieszno było wielu fachowcom, na czele m.in. z Maciejem Skorżą, który miał odmówić. Smuda pierwotnie też powiedział "nie". Później, z uwagi na dobrą znajomość z Bossem Wisły i sentyment dla klubu gotów był wrócić na trzy miesiące, by - najpierw za darmo - ratować drużynę przed degradacją. Gdyby mu się udało, dalsza, płatna już współpraca, miała być przedmiotem dyskusji. Sprzeciw wobec powrotu Franza wyraziła jednak część kibiców. O tyle istotna część, że kontrolująca to, co się dzieje na trybunach przy Reymonta. Na wieść o tym, Smuda powiedział "pas". Wyznaje starą zasadę, że nie ma co się kopać z koniem. Choć sam ma grubą skórę i nie jedną obelgę w życiu zniósł, uznał, że kierowana pod jego adresem agresja i nienawiść mogłaby źle wpłynąć na zespół. Franz nie ma już żadnego stosunku prawnego z Wisłą. Jego kontrakt, który obowiązywał do czerwca, został rozwiązany za porozumieniem stron. Wiceprezes Wisły Zdzisław Kapka prowadzi gorączkowe poszukiwania nowego trenera. Wedle ostatnich doniesień obrał kierunek zagraniczny. Sęk w tym, że to będzie randka w ciemno. Zanim obcy fachowiec pozna specyfikę szatni, ligi, "Biała Gwiazda" może obudzić się w I lidze. Franz gwarantował szybką reakcję, jaką pokazał w sezonie 2013/2014. Będący w biedzie finansowej zespół, skazywany na walkę przed degradacją, grał efektownie i o mały włos nie zakwalifikował się do pucharów, rozgrywki skończył na dobrym piątym miejscu. Dziś jest ono dla Wisły marzeniem ściętej głowy. "Biała Gwiazda" traci do niego 10 pkt. Michał Białoński