- Tabela pokazuje, że Śląsk jest faworytem, ale nam punkty są niesamowicie potrzebne – podkreślał przed sobotnim szlagierem ligi trener Wisły Franciszek Smuda. Początek o godz. 20.30. Wsparcie Wiśle jest potrzebne zwłaszcza teraz, gdy finanse klubu są w alarmowym stanie!
Wisła zagra w okrojonym składzie bez ukaranych za kartki Burligi i Sadloka, a także bez kontuzjowanych Jankowskiego i Stjepanovicia.
W Wiśle piętrzą się kłopoty. Do tych finansowych doszły kartki i kontuzje, które całkiem skurczyły zespół Franzowi Smudzie.
- Sytuację kadrową mam całkiem klarowną. Zostało jedenastu piłkarzy, którzy mają doświadczenie ekstraklasowe i to oni będą musieli grać w sobotę. Obym nie musiał robić zmian - ma nadzieję Smuda.
Finansowa bieda Wisły pociągnęła za sobą konsekwencję - klubowi zostaną odjęte trzy punkty, a jeśli zostaną spłacone najpilniejsze zobowiązania, nowy sezon krakowianie zaczną z ujemnym jednym punktem.
- Do końca grudnia koniecznie musimy znaleźć 1,1 mln zł, by uratować te dwa punkty - zdradził prezes Wisły Ludwik Miętta-Mikołajewicz.
Spośród dwunastu osób, których dotyczy dług "licencyjny" większość została już spłacona. Została jeszcze piątka: trener Smuda, Ivicia Iliev, Kew Jaliens oraz dwóch zawodników z obecnej kadry. Wisła zawarła z nimi kolejnej porozumienie układowe, ale Komisja Odwoławcza PZPN nie chciała go uznać.
- I słusznie zrobiła. Dla mnie jest jednak krzywdzące, że za kłopoty - nazwijmy to - administracyjne - karana jest drużyna, która w niczym nie zawiniła. W tym wypadku powinno się stosować kary finansowe - uważa Miętta-Mikołajewicz.
Wisła spłaci najpilniejsze długi dzięki wpływom za prawa do transmisji telewizyjnych i drugiej racie z transferu Michała Chrapka, która ma wpłynąć do 20 listopada. Po pierwszej nie ma już śladu - rozszarpali ją wierzyciele.
- Miałem być prezesem, a bardziej pełnię funkcję strażaka, który codziennie ma na biurku litanię z firmami, które trzeba spłacić, z którymi trzeba się ułożyć - kręci głową Ludwik Miętta-Mikołajewicz, któremu wytrwałości nie brakuje.
Długi "Białej Gwiazdy" - nie licząc tych wobec Tele-Foniki (jej klub zalega 90 mln zł, ale spłaty tej wierzytelności nikt się nie domaga), sięgają 12 mln zł.
- Wisła musi przetrwać, ona jest potrzebna temu miastu, temu krajowi - uważa trener Franz Smuda.
- Nie sądzę, aby wiadomość o odjęciu nam punktów wpłynęła źle na morale mojego zespołu. Z matematyki zawsze byłem słaby, miałem ledwo trójkę i takich sum, jakie krążą w budżetach klubów, liczyć nie umiem. Dla nas najważniejsze jest, abyśmy zbierali punkty, każdy z nich jest na wagę złota - podkreśla Smuda.
- Powiem wam szczerze, że w szatni nie słyszałem żadnej rozmowy o tych ujemnych punktach - przyznał Franz. - Już dawno ustaliliśmy, że nie marudzimy, nie strajkujemy, bo to nic nie pomoże. Tylko dobrą grą możemy pomóc sobie i klubowi. Już takim podejściem udało mi się wyciągnąć z biedy dwa kluby. W jednym z nich dobra gra doprowadziła do tego, że trzynastu zawodników zostało sprzedanych, a każdy z nich za co najmniej dwa miliony marek (około miliona euro - przyp. red.) - przypominał Smuda przypadek Widzewa.
Zarówno Smuda, jak i prezes Miętta-Mikołajewicz liczą teraz szczególnie na wsparcie kibiców.
- Gdyby jeszcze bojkot trwał, to byłoby już po Wiśle - uważa prezes. - Mam teraz apel do kibiców, by teraz się nie odwracali, a wręcz przeciwnie - by masowym udziałem na meczach ze Śląskiem, Łęczną i Lechem potwierdzili swoje przywiązanie do klubu.
Franz Smuda również wiele ciepłych słów poświęcił fanom, choć wielu spośród nich nie darzy go sympatią.
- Wspaniale nam pomagali podczas meczu z Podbeskidziem. Wygraliśmy dzięki nim. Gdy przegrywaliśmy 0-2, doping był taki, jakby kibice nie wiedzieli, że przegrywamy. Na innych stadionach byłyby bluzgi, "wiązanki", a tu tak głośne wsparcie - cieszy się eks-selekcjoner.
Choć brzmi to jak absurd, fakty są takie, że Wiśle poważnie grozi brak licencji na przyszły sezon.
- Tym już się zajmie nowy zarząd, prezesa Gaszyńskiego, z którym kontaktuje się niemal codziennie. Spełnienie wymogów licencyjnych nie będzie łatwe, ale też nie jest niemożliwe do osiągnięcia - uważa prezes Miętta-Mikołajewicz.
Przy czarnym scenariuszu piłka może wrócić w struktury Towarzystwa Sportowego Wisła. - Mamy już osiemnastolatków piłkarzy w TS-ie, piłka nożna w "Białej Gwieździe" nigdy nie zginie - zapewnia prezes.
Miętta-Mikołajewicz bronił też przed atakami właściciela klubu i Tele-Foniki Bogusława Cupiała. - Nikt oprócz niego, może poza Amicą, która wciąż łoży w Lecha Poznań, nie inwestuje prywatnych pieniędzy w polską piłkę tak długo - 17 lat. Na dodatek jesteśmy jedynym klubem - obok Cracovii - któremu nie pomaga samorząd, albo spółka skarbu państwa - wyliczał prezes.
Dodał, że jedyna pomoc ze strony miasta sprowadza się do tego, że Gmina Kraków nie windykuje długu wynikającego z nieregulowania rachunków za wynajem stadionu.
W Wiśle jest naprawdę stan alarmowy, pomoc z każdej strony jest mile widziana.