Losy Jakuba Błaszczykowskiego doskonale zna każdy fan futbolu - to historia chłopaka, który został legendarną postacią polskiej piłki, choć mało brakowało, a na zawsze utknąłby w IV lidze. Gdyby nie pomoc jego wujka, a dzisiejszego selekcjonera Jerzego Brzęczka, drzwi do poważnej piłki mogłyby zostać przed nim zamknięte. To właśnie z polecenia Brzęczka Kuba trafił do Wisły, gdzie jego talent rozkwitł na dobre. Dokładnie dziś mija 15. rocznica debiutu skrzydłowego w klubie spod Wawelu.16 marca 2005 roku Wisła podejmowała Polonię Warszawa w spotkaniu 1/8 finału Pucharu Polski. Błaszczykowski znalazł się w wyjściowym składzie obok takich nazwisk jak Maciej Żurawski, Tomasz Frankowski, czy jego późniejszy trener - Maciej Stolarczyk. 20-letni wówczas skrzydłowy nie pozwolił, by zjadła go trema i już w 3. minucie otworzył wynik spotkania, a cały mecz zakończył się pogromem w wykonaniu "Białej Gwiazdy" 5-0. Kuba rozegrał 79 minut, po których upływie zmienił go Aleksander Kwiek.Co było potem, jest już piękną historią polskiego futbolu. Kuba po niespełna dwóch sezonach przeniósł się za 3 mln euro do Borussii Dortmund, z którą dwukrotnie zdobywał mistrzostwo Niemiec i awansował do finału Ligi Mistrzów, w międzyczasie zostając kapitanem narodowej reprezentacji. Później, po 12 latach zagranicznych wojaży, skrzydłowy wrócił do Wisły - i to nie tylko w roli zawodnika, ale ratownika, który własnymi pieniędzmi uratował klub od bankructwa.Łącznie 108-krotny reprezentant Polski (więcej występów na koncie ma jedynie Robert Lewandowski) rozegrał w barwach "Białej Gwiazdy" 85 spotkań, zdobywając 13 bramek i notując 20 asyst.