Bohaterem meczu ponownie został Paweł Brożek, który strzelił pierwszego gola i sprokurował drugiego. Pewnie tym razem przekonał do siebie siedzącego w loży VIP selekcjonera Leo Beenhakkera. Nie wiadomo, czy "Biała Gwiazda" przyczaiła się przed starciem z "Barcą". Nie zmienia to faktu, że po raz pierwszy w tym sezonie na krajowym podwórku do końca musiała martwić się o wynik. Mistrzowie Polski musieli sobie radzić bez rekonwalescenta Arkadiusza Głowackiego i Marcina Baszczyńskiego, któremu zmarł ojciec (temu smutnemu zdarzeniu poświęcono przed meczem minutę ciszy). Krakowianie osłabili się jeszcze bardziej, gdy w 25. min odnowiła się kontuzja Radosławowi Sobolewskiemu. PGE GKS miał również spore straty, bo kontuzje wyeliminowały z gry m.in. Łukasza Gargułę i Macieja Stolarczyka. Na początku starcia wiślaków postraszył główką Tomasz Jarzębowski. Z kolei czujność Krzysztofa Kozika sprawdził w 3. min strzałem zza pola karnego Paweł Brożek. Później po rogu dobijał Cleber, a w rewanżu głową z 11 m uderzał Costly. Bramka dla Wisły padła w 26. min. Z prawej strony ładnie podawał Peter Szinglar, a "Brozio" - na raty - pokonał Kozika. W 32. min po kontrze z Zieńczukiem i Boguckim "Brozio" znowu był sam przed Kozikiem, lecz tym razem bramkarz bełchatowian obronił strzał w długi róg. Za moment po idealnym dograniu Jiraska Paweł musiał strzelić z 8 m - tym razem mierzył w krótki róg i nie trafił. Zabrakło milimetrów. Fatum nad "Broziem"? Biorąc pod uwagę szczęście, jakie miał przy drugim golu, raczej nie. Bełchatów też potrafi groźnie atakować. Pokazał to Mateusz Centrarski, który w 41. min zatańczył z piłką w polu karnym, oddał do Tomasza Jarzębowskiego, a ten wypalił w krótki róg (minimalnie niecelnie). Na początku II odsłony wszystko się wyjaśniło. Rafał Boguski odebrał piłkę Patrykowi Rachwałowi, ładnie - w tempo zagrał do Pawła Brożka, który mógł strzelać, ale wolał podać wzdłuż bramki. Piłkę wślizgiem chciał zablokować Dariusz Pietrasiak, lecz nieszczęśliwie trafił w Kozika i tak zdobył gola. Odpowiedzieć próbował Jarzębowski (z 15 m uderzył za wysoko), ale podwyższyć powinien Łobodziński (przestrzelił głową). Podobnie pechową interwencję przeżył niewiele później Cleber. Przeciął niegroźne dośrodkowanie Piotra Klepczarka i tak goście dostali w prezencie kontaktowego gola. Mariusz Pawełek nie miał szans na interwencję, bo wyszedł z bramki, żeby złapać dośrodkowaną piłkę. Inna rzecz, że Paweł Janas wykazał się szczęśliwą ręką do zmian. Klepczarka wpuścił na boisko minutę przed golem. Wisła wygrała zasłużenie, ale bałaganem, jaki w końcówce meczu zaprezentowała zarówno w ataku, jak i w obronie, zepsuła wrażenie. We wtorek mistrzowie Polski muszą być o dwie klasy lepsi, jeśli nie chcą znowu leżeć na deskach. Z dobrej strony pokazał się Petr Szinglar. Wygrywał pojedynki z Carlosem Costlym, angażował się też w ataki. 10 minut przed końcem popisał się pięknym strzałem z dystansu, po którym piłka minimalnie minęła bramkę. Przede wszystkim zaliczył asystę przy najważniejszym, pierwszym golu. Michał Białoński, Kraków Wisła Kraków - PGE GKS Bełchatów 2:1 (1:0) Bramki: 1:0 Paweł Brożek (26. z podania Szinglara), 2:0 Pietrasiak (47. samobójczy), 2:1 Cleber (69. samobójczy). Wisła Kraków: Pawełek - Szinglar, Kowalski, Cleber, Piotr Brożek - Łobodziński (64. Małecki), Sobolewski (25. Jirsak), Cantoro, Zieńczuk (77. Niedzielan) - Paweł Brożek, Boguski. PGE GKS Bełchatów: Kozik - Cecot, Magdoń, Pietrasiak, Popek - Wróbel (68. Klepczarek), Jarzębowski, Cetnarski (84. Poźniak), Rachwał, Dziedzic (77. Chwalibogowski) - Costly. Sędziował: Hubert Siejewicz. Żółte kartki: Cleber, Cantoro oraz Cetnarski.