21 tysięcy ludzi szalało z radości, śpiewało zaczepnie pod adresem nieobecnych na stadionie kibiców Legii (klubowy zakaz) "Cała Żyleta płacze, mistrza już nie zobaczę!" i "Tylko Wisła!". Wisła nadal niepokonana w lidze! W starciu gigantów polskiej ligi niewiele było fajerwerków technicznych, błyskotliwych ataków i dryblingów. Zgodnie z obietnicą piłkarze zostawili jednak serce na boisku, nikt nie cofnął nogi. Tym razem jednak Wisła musiała się namęczyć, by pokonać godnego rywala z Łazienkowskiej. Potwierdziła się reguła, że jeśli Legia straci bramkę jako pierwsza, to nie jest już w stanie odmienić losów meczów. W takich samych okolicznościach przegrała czwarty mecz z rzędu. Trener Jan Urban może i dobrze taktykę obmyślił, nie gorzej niż Maciej Skorża. Sęk w tym, że Urban ma gorszych wykonawców. Trener Maciej Skorża zaskoczył nieco tym, że w wyjściowym składzie wstawił Rafała Boguskiego, a nie Jeana Paulistę. Najwyraźniej Rafał "załatwił" sobie miejsce w składzie, strzelając ładnego gola w derbach. Poza tym zgodnie z oczekiwaniami - Marek Zieńczuk przeszedł na lewą obronę, a jego miejsce w pomocy zajął Piotr Brożek. - Zrobię wszystko, aby tym meczem wywalczyć sobie stałe miejsce w pierwszym składzie - przysięgał sobie przed spotkaniem "Pietka". W Legii żadnych niespodzianek, bo ich być nie mogło. Trenerowi Janowi Urbanowi ze składu wypadł Aleksandar Vuković, więc jeśli nie chciał ryzykować szalonej ultraofensywnej taktyki z Marcinem Burkhardtem, mógł wstawić tylko eks-wiślaka Martinsa Ekwueme. Wojna w polu karnym - tak wyglądał każdy róg dla Wisły. Widać, że trener Urban uczulił swych podopiecznych na stałe fragmenty gry. W 10. min kropnął ten, którego losy - zagra, czy nie zagra - ważyły się aż do soboty - Kamil Kosowski. Dostał piłkę od Pawła Brożka, przełożył z prawej na lewą i zmusił do wysiłku Jana Muchę. Osiem minut później po rzucie wolnym groźnie główkował Dariusz Dudka, o którym zapomniał Dickson Choto. Zamiast kryć wiślaka, gestykulował z sędzią, że był pchnięty łokciem. Po kolejnej akcji "Białej Gwiazdy" stadion wystrzelił w górę! Cleber posłał górną piłkę w pole karne legionistów, tam Paweł Brożek zaabsorbował trójkę obrońców (znowu nie popisał się Choto) i oddał na lewo do nadciągającego w sukurs Marka Zieńczuka. Każde dziecko wie, że ostatnio "Zieniu" co tylko nie kopnie w kierunku bramki, to pada gol. Tak było również tym razem - Marek posłał piłkę w prawy róg i Słowak Mucha był bez szans. - "Zieniu" jest fenomenalny - skwitował później Kamil Kosowski. Legia ocknęła się po pół godzinie. Takesure Chinyama zahipnotyzował Clebera do tego stopnia, że ten się tylko przyglądał, jak piłkarz z Zimbabwe odwraca się i strzela na bramkę. Na szczęście dla Mariusza Pawełka piłka przeszła obok bramki. Próbował też Piotr Giza, który tuż przed przerwą uciekł lewym skrzydłem i z linii końcowej dośrodkował na głowę Rogera, który został zablokowany przez Piotra Brożka (legioniści mieli tylko rzut rożny). Cantoro po główce Kosowskiego i przy gapiostwie stoperów Legii przymierzył z 17 m, ale Mucha potwierdził, że zna swój fach. Pozornie w II połowie przeważała w środku pola Legia, ale jej obrona rozsypywała się jak domek z kart. "Biała Gwiazda" po przechwycie rozpędzała się i wchodziła pod bramkę jak w masło. W sytuacji sam na sam z Muchą przegrał Zieńczuk, a uderzenie Rafała Boguskiego z trudem obronił słowacki golkiper. "Dobranoc" Legii mógł powiedzieć Cantoro, który po kolejnej stracie bladego w tym meczu Rogera wyszedł sam na bramkarza. Argentyńczyk musiał jednak uznać wyższość wybiegającego ofiarnie Muchy. Za moment wymarzoną okazję po akcji Boguskiego miał Paweł Brożek, ale z kilku metrów nie trafił na bramkę. Kibice zamiast go wygwizdać - pokrzepili, skandując nazwisko. W rewanżu po krótko rozegranym rzucie rożnym pokazał się Edson. Wypalił z prawej strony w zewnętrzny róg i gdyby Pawełek nie był dobrze ustawiony, to piłka wpadłaby mu za kołnierz. Piłkę meczową miał jednak Giza, który w 83. min zmarnował idealną sytuację po zagraniu Rogera (nie trafił z 5 m!). Stadion owacjami na stojąco pożegnał Kamila Kosowskiego, który zagrał mimo pięciodniowej przerwy, spowodowanej kontuzją stopy. "Kosa" nie czarował, jak przyzwyczaił, ale z roli duchowego przywódcy zespołu na murawie wywiązał się należycie. W Legii zawiodła cała pomoc poza Martinsem Ekwueme. Ofensywni piłkarze nie byli w stanie stworzyć większego zagrożenia pod bramką Mariusza Pawełka. Jeden mocny strzał Edsona na cały mecz to za mało. Michał Białoński, Kraków Wisła Kraków - Legia Warszawa 1:0 (1:0) Bramka: 1:0 Zieńczuk (20. z podania Pawła Brożka) Wisła: Pawełek - Baszczyński, Dudka, Cleber, Zieńczuk - Kosowski (89. Małecki), Sobolewski, Cantoro, Piotr Brożek - Paweł Brożek, Boguski (66. Paulista). Legia: Mucha - Szala, Astiz, Choto, Kiełbowicz - Radović (77. Smoliński), Ekwueme (63. Grzelak), Giza, Roger, Edson - Chinyama (85. Burkhardt). Żółte kartki: Piotr Brożek (54.), Dudka (73.) oraz Ekwueme (51.), Astiz (57.), Szala (69.), Grzelak (73.), Smoliński (90.). Sędziował Robert Małek z Katowic. Widzów: 21 tys. *** Gorące spięcia pod bramką! Najciekawsze sytuacje! Kontrowersje Orange Ekstraklasy! Tylko u nas! <a href="http://magazynligowy.interia.pl/">Zobacz Magazyn Ligowy</a>. Skróty meczów możesz obejrzeć na naszych stronach, możesz też ściągnąć na telefon komórkowy!