- Walczymy o górną ósemkę. Przy dwóch zwycięstwach pójdziemy w górę – uważa trener Tadeusz Pawłowski. – Jesteśmy mocno zagrożeni spadkiem – mówi z kolei Arkadiusz Głowacki, kapitan Wisły Kraków, 14. drużyny w Ekstraklasie. Kto jest bliższy prawdy?
Mocarstwowe zapędy Wisły Kraków trzeba włożyć między bajki. 13-krotni mistrzowie Polski są w tej chwili ligowym średniak, który po 23. kolejkach tego sezonu zajmuje 14. miejsce w tabeli. Tak źle jeszcze nie było, ale pod Wawelem nie każdy widzi powody do pesymizmu.
- Niestety zdobyliśmy tylko punkt, ale grunt, że przerwaliśmy serial porażek. Nic się nie zmienia, jeśli chodzi o nasze cele. Wciąż walczymy o pierwszą "ósemkę". Dalej jest płytko w tabeli, mamy handicap w postaci dodatniej różnicy bramek. Przy dwóch zwycięstwach o parę miejsc pójdziemy do góry - powiedział trener Tadeusz Pawłowski tuż po remisie z Górnikiem Łęczna.
Skąd optymizm szkoleniowca? Czy wciąż łudzi się, że obecna Wisła Kraków to ta sama drużyna, która na początku XXI wieku nie miała sobie równych w Ekstraklasie? Być może wynika to z jego charakteru, a być może naiwnie wierzy nie tylko w swoje możliwości, a także zawodników, którzy nie są graczami pokroju Żurawskiego czy Kosowskiego z początku wieku.
Warto byłoby sobie to uświadomić jak najszybciej, o co apeluje Radosław Gilewicz: - Jeżeli tylko Wisła będzie patrzeć na skład i mówić, jaki to ma dobry zespół, to może się ziścić czarny scenariusz. Chłopaki muszą wziąć się do roboty. Musi tam ktoś powiedzieć: "Ej, stary! Wcale nie jesteśmy tacy mocni, jak nam się wydaje!" Jeśli będą podchodzić do meczu z pozycji roszczeniowej, to będzie im ciężko.
O słowa Gilewicza zapytaliśmy Arkadiusz Głowackiego, kapitana drużyny.
- Właśnie o tym mówię. Wszyscy widzą nas gdzieś tam wyżej, a my powinniśmy, każdy z osobna, skupić się na własnej pracy i podejść do każdego meczu, jako spotkania o życie. To jest jedyne wyjście. Innej drogi nie ma - ocenia kapitan.
- Powinniśmy skupić się na pracy i na tym, by wygrać następny mecz. Mieliśmy zbierać punkty do pierwszej ósemki, a od siedmiu meczów nie potrafimy wygrać spotkania. Potrzeba nam więcej pokory i pracy, a będzie lepiej - dodaje.
Wydaje się, że Głowacki jest jednym z nielicznych piłkarzy Wisły, który twardo stąpa po ziemi. Już po ostatnim jesiennym spotkaniu, przegranym z Pogonią Szczecin 0-1, zauważył, że w klubie nie dzieje się dobrze. Że Wisły, którą doskonale pamięta z czasów świetności, już nie ma.
- Trzeba realnie spojrzeć na to, że jesteśmy mocno zagrożeni spadkiem. Sytuacja może się zmienić, ale na dzień dzisiejszy nie widać powodów do optymizmu. Wierzę jednak to, że w nowym roku w klubie i w drużynie się coś pozmienia. Jeśli nic się nie wydarzy, będziemy się mocno bili o utrzymanie - mówił w grudniu.
Charakterystycznym obrazkiem dla piłkarzy Wisły w tym sezonie są nisko spuszczone głowy po każdym nieudanym zagraniu. Nawet po zdobyciu pierwszej od sześciu spotkań bramki, radość nie była zbyt wielka. Atmosfera nie jest dobra, a problem dostrzegł też Paweł Brożek.
- Wynika to z tego, że przegraliśmy sześć meczów z rzędu. Trudno wtedy o pewność siebie. W podświadomości zostaje, że przy korzystnym wyniku chcemy bronić, nie stracić. A powinniśmy właśnie iść za ciosem i zdobyć kolejne bramki - analizował Brożek po ostatnim meczu.
Głowacki: - Po siedmiu meczach mamy jeden punkt, a mając na uwadze to, że zostało jeszcze dużo spotkań, wiele może się zdarzyć, musimy skupić się na pracy i mieć podniesione głowy. Nie możemy załamywać się w tym trudnym momencie, bo to nie jest droga, by z tego trudnego czasu wyjść. Straciliśmy dwa punkty, ale nie mamy prawa się podłamać i mieć złych myśli. Praca, praca, praca i przyjdą lepsze dni - puentuje Głowacki.
Trener Pawłowski wciąż jednak swoje: - Najważniejsze, że ruszyliśmy po tych porażkach i chciałbym, by był to marsz w górę tabeli.
Jeśli szybko nie zrozumie, że 14. miejsce w tabeli nie jest przypadkiem i krakowianie w tym sezonie biją się o utrzymanie, to czarny scenariusz może przyjść szybciej niż się spodziewa.