Wreszcie mistrz Polski, przed decydującą batalią o Champions League, nie wyprzedał armat o największym kalibrze. Rok temu mieliśmy złe przeczucia po tym, jak Lech Poznań pozbył się Roberta Lewandowskiego i okazało się, że nie ma kto trafić do siatki przeciętnej Sparty Praga (pokazała to znacznie uboższa od Lecha - MSK Żylina). Teraz "Biała Gwiazda" nie tylko nie sprzedała Patryka Małeckiego, Maora Meliksona, czy kogokolwiek z liderów, lecz pozyskała kilku piłkarzy na czele z Ivicą Ilievem, który jest sporym wzmocnieniem ofensywy. Mało tego, odzyskała także Juniora Diaza, który jest również wartościowym piłkarzem i wzmocni rywalizację o miejsce w wyjściowej "jedenastce". Można wybrzydzać, że Wisła nie wydała dużej sumy na poziomie miliona euro na żadnego z graczy, ale akurat w tym wypadku wierzę jej dyrektorowi Stanowi Valcksowi, który przekonywał nas nie raz i nie dwa: "Nie ma takiej potrzeby, abyśmy płacili tak wielkie pieniądze za piłkarzy". Valckx potwierdził, że wie, co mówi sprowadzając Siergieja Pareikę, Maora Meliksona, Cwetana Genkowa, a teraz Ilieva, Jovanovicia i Nuneza. Na dobrą sprawę sezon piłkarski w Polsce jeszcze się nie rozpoczął, a Wisła już musi stoczyć decydujące starcie. Jeśli przejdzie Litex, stanie u wrót piłkarskiego raju i będzie pewna występów co najmniej w fazie grupowej Ligi Europejskiej, a od Champions League będzie o krok. Na dodatek, przy odrobinie szczęści w IV rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów Wisła może trafić na teoretycznie łatwiejszego przeciwnika od Liteksu. Może to być chociażby BATE Borysów. Na groźniejsze od mistrzów Bułgarii wyglądają jedynie FC Kopenhaga i Glasgow Rangers. Gra w fazie grupowej, nawet uboższej od Ligi Mistrzów - Ligi Europejskiej, oznacza nie tylko prestiż, ale też spore wpływy idące w miliony euro. Lech Poznań, za udany miniony sezon w LE zarobił prawie dwa mln euro z samych premii od UEFA. Jeśli doliczymy do tego te wynikające ze sprzedaży biletów i praw transmisji meczów, okaże się, że gra toczy się o kasę rzędu kilkunastu mln zł! W przeciwieństwie do czasów przed powrotem na Reymonta Bogdana Basałaja, gdy pozyskiwanie piłkarzy szło jak krew z nosa, Wisła zrealizowała transferowy plan. - Mamy świadomość tego, że z uwagi na występy w pucharach czeka nas o wiele więcej meczów, dlatego potrzebujemy szerokiej kadry - mówili zgodnie Valckx z Robertem Maaskantem. W ciągu minionego półrocza sprowadzili 11 wartościowych piłkarzy za wyjątkiem Riosa i Czikosza nie tracąc nikogo wartościowego, dzięki czemu "Biała Gwiazda" dysponuje dwoma silnymi składami. Jesień 2011 będzie ciekawym poligonem dla trenera Maaskanta, który nie ukrywa, że nie lubi robić nadmiernego zamieszania w wyjściowej "jedenastce", lecz jednocześnie ma świadomość, iż wobec maratonu meczowego będzie musiał dokonywać roszad w składzie. W przeciwieństwie do trenerów Lecha, który walczył o Ligę Mistrzów rok temu, Wisła ma solidnych zmienników. Oprócz przejścia Liteksu, a także IV rundy eliminacji, do pełni szczęścia mistrzom Polski brakuje jeszcze oddanej do użytku czwartej, zachodniej trybuny. W meczu ze Skonto mieli szczęście siedzieć na niej dziennikarze. Zgodnie z obietnicą prezydenta Krakowa, Jacka Majchrowskiego, Stadion Miejski im. Henryka Reymana miał być gotowy na koniec czerwca 2010 roku. Tymczasem nie udało się go oddać z ponad rocznym poślizgiem, więc nie ma się co dziwić, że koszty budowy wiślackiej areny będą bez mała dwukrotnie wyższe od planowanych. Finalnie przekroczą 600 mln zł, czyli 150 mln euro. Dla porównania dodam, że Niemcy za 180 mln zbudowali Arenę AufSchalke z zamykanym dachem i wysuwaną murawą, mieszczącą ponad 60, a nie 34 tys. kibiców. To kwestia rozumienia pojęć: "gospodarność" i "zarządzanie". Tak Wisła odprawiła Skonto Ryga: Dyskutuj na blogu Michała Białońskiego