Piast Gliwice to ceniona marka, od lat budowana przez fachowca co się zowie Waldemar Fornalik. Na pewno na zbudowanie drużyny nie wydał mniejszych środków niż krakowianie, a wręcz przeciwnie. Na tym etapie wychodzenia z długów "Białej Gwiazdy" nie byłoby stać na angaż niedawnego reprezentanta Polski Damiana Kądziora po jego udanej przygodzie w Dinamie Zagrzeb i nieudanej w Primera Division. Pomimo tego Wisła zdominowała "Piastunki" na ich terenie szybkim, pomysłowym rozgrywaniem piłki. Stwarzała regularnie stałe fragmenty gdy i groźne sytuacje. Łatwość gubienia pressingu gospodarzy, operowania piłką na ich terenie była doprawdy imponująca. Sytuacja, po której na czystą pozycję w I połowie wyszedł Yaw Yeboah była pieczątką jakości Adriana Guli. Tak wygląda nowoczesny ofensywny futbol. Wisła Kraków i jej stałe fragment gry Statystyka rzutów rożnych po I połowie wynosiła: 0-6, przy czym zero to nie tylko ich brak ze strony Piasta, ale też zerowe zagrożenie po kornerach. To jest do poprawy i to szybkiej. Głównym powodem była jakość dośrodkowań. One były po prostu za słabe, prawie wcale nie dochodziły na dalszy słupek. Kuriozalne były dwa rzuty rożne z 22. min. Pierwsze dośrodkowanie Michla Szkvarki klatką piersiową (!) zatrzymał najbliżej stojący piłkarz Piasta, a po drugim, krótko rozegranym wiślacy wywalczyli ... spalonego. W ten sposób marnuje się wysiłek włożony w mecz. Aż chce się powiedzieć krew w piach. Wisła i jej (nie)skuteczność Oczywiście ona świadczy o jakości piłkarzy, ale też o treningu. Yaw Yeboah, po składnej akcji i klepce Gieorgija Żukowa, miał obowiązek zdobyć bramkę, lecz uderzył za blisko Frantiszka Placha i na idealnej dla niego wysokości. Podobnie lepiej mógł strzelić Szkvarka, po błędzie Huka. Strzały Aschrafa El Mahdiouiego były celne, lecz musi popracować nad ich siłą, tak jak Felicio Brow Forbes nad precyzją. To wszystko da się wypracować, zostając choćby po treningu. Michal Szkvarka jako lider zespołu. Czy tak powinno być? Przyznam, że mam problem z oceną tej postaci. Adrian Gula uczynił z niego centralną postać zespołu. Wybieganiem, walecznością wychowanek Żyliny pewnie na to zasłużył. Z drugiej strony szwankuje jego technika użytkowa, co bije po oczach po słabej jakości dośrodkowaniach. Szczególnie ze stojącej piłki. Współczuję kolegom z drużyny Szkvarki, którzy się napracują i później widzą marnej jakości podania z rzutów rożnych. To marnowanie wysiłku zespołu. Jeśli trener Gula uważa, że Michal jest konieczny na murawie, to zawsze wykonywanie rzutów rożnych i wolnych może powierzyć komuś, kto lepiej to zrobi. Stara zasada głosi, że korner ma szanse na powodzenie, jeśli dośrodkowanie przeleci nad pierwszymi broniącymi, więc musi być adresowane na środek bramki, bądź na drugi słupek. Zdecydowana większość podań wiślaków dolatywała z trudem do pierwszego. Bezradność w obsadzie bramki Wisły To problem szerszy i bardziej złożony. Ktoś powie, że powstał po transferze Mateusza Lisa, który był gwarantem jakości. Będzie to jednak tylko część prawdy. Lis nie wziął się z powietrza, tylko był efektem ukierunkowanych treningów Artura Łaciaka, który doprowadził do tego, że można było rzucać monetą przy obsadzie bramki: Michał Buchalik czy Mateusz Lis, a między słupkami i tak było lepiej niż dobrze. Po sprowadzeniu przez Wisłę trenera bramkarzy Grzegorza Żmii Łaciak został przesunięty do pracy z młodzieżą, więc wyprowadził się w ślad za Radosławem Sobolewskim do płockiej Wisły, dziś trenuje w Garbarni. Efekty selekcji i pracy kolejnych szkoleniowców bramkarzy są takie, że można rzucać monetą i na kogo by nie padło: Paweł Kieszek czy Mikołaj Biegański między słupkami jest awaria. Biegański nie poradził sobie w Niecieczy, Kieszek zafundował sobie, drużynie i kibicom koszmar w Gliwicach, wcześniej zawalił pierwszą bramkę w Poznaniu, nie popisał się też z Lechią. Kto komu naopowiadał, że to bramkarz, który ustabilizuje sytuację, że Wisła zdecydowała się na jego sprowadzenie? W tym momencie nie dziwię się kibicom, którzy piszą do mnie na Twitterze: "Wolę, by błędy robił młody Biegański, bo przynajmniej się uczy". Skrzywiony VAR Rzutu karnego po delikatnym faulu Mosóra na Yeboahu sędzia Sylwestrzak miał prawo nie dyktować. Gdy jednak już się na to nie zdecydował, VAR nie miał prawa ingerować. Z prostej przyczyny: sytuacja nie była jednoznaczna. Mosór butem zawadził nogę Yeboaha. Skoro arbiter uznał, że to spowodowało upadek, to nic do tego VAR-owi. Gdyby powtórki wykazały brak kontaktu, wówczas powinna następować weryfikacja wideo. Zespół sędziowski przedobrzył. Wina spada na Sylwestrzaka, który podejmuje ostateczną decyzję. Podobała mi się reakcja Adriana Guli, który nie doszukiwał się w tym powodów przegranego meczu, a przecież to był jeden w ważniejszych. Przy ewentualnym prowadzeniu 1-0 Kieszek nie próbowałby jeszcze przed złapaniem piłki wprowadzić ją do gry, przez co m.in. futbolówka zamieniła mu się w mokre mydło pod prysznicem. Wisła na plus: zachowanie Guli Spokój trenera i sposób gry zespołu to dwa dobre zwiastuny na przerwę reprezentacyjną i wyjazdowy mecz z Górnikiem. Adrian Gula i jego ludzie w najbliższych kilkunastu dniach muszą zrobić wszystko, aby zwłaszcza pod bramką rywala wróciła pewność siebie. Wiem, że ciężko o to po trzech porażkach ligowych z rzędu bez zdobytego gola, z bilansem bramek 0-7. To poważny sprawdzian z radzenia sobie w PKO Ekstraklasie. Gula ma na tyle umiejętności i doświadczenia, że powinien zdać ten egzamin. Michał Białoński, Interia