Michał Białoński, Interia: Gratuluję wygranej z Górnikiem Zabrze. Długo czekaliście na pierwszy triumf w 2022 r. Pewnie odetchnąłeś z ulgą? Stefan Savić: Oczywiście, że tak. To było bardzo ważne zwycięstwo, które nam pomoże w wywalczeniu utrzymania w Ekstraklasie. Wisła to wielki klub, którego miejsce jest wśród najlepszych. Stać nas na wywalczenie utrzymania. Stefan Savić: Gol przeciwko Górnikowi jednym z najważniejszych w karierze Bramka, jaką strzeliłeś Górnikowi, strzałem spoza pola karnego w dalszy róg, to jeden z najładniejszych goli w twojej karierze? - Na pewno jeden z najważniejszych. Być może ładniejsza była ta, jaką strzeliłem w zeszłym sezonie Piastowi Gliwice na wyjeździe, czy te, jakie zdobywałem w barwach Olimpiji Lublana. Ale waga bramki strzelonej Górnikowi jest faktycznie wyjątkowa. Z tym zwycięstwem rosną nasze szanse na utrzymanie w lidze. Poprzednie zwycięstwo Wisły miało miejsce w grudniowym meczu z Bruk-Bet Termalicą, w którym również zdobyłeś bramkę. Nie byliście załamani tak długim okresem bez wygranej? - Oczywiście, to był trudny dla nas czas. Graliśmy dobrze również we wcześniejszych meczach i niejeden z nich powinniśmy wygrać, ale brakowało nam szczęścia. Trenujemy bardzo ciężko i to przekłada się na grę. Wszyscy widzą, że od dłuższego czasu kreujemy sporo sytuacji bramkowych. W każdym meczu walczymy, nie oszczędzamy się, gramy o zwycięstwo. Pokonanie Górnika dodało nam jeszcze więcej motywacji. W kolejnym meczu również będziemy się bić o trzy punkty. Za kadencji trenera Adriana Guli nie miałeś lekkiego życia. Zaledwie w pięciu meczach znalazłeś się w wyjściowym składzie. - Podobnie jak w zeszłym sezonie, przytrafiło mi się kilka kontuzji. Po pierwszym meczu z Zagłębiem Lubin wypadłem prawie na trzy tygodnie. Po powrocie po urazie zawsze jest trudniej odzyskać miejsce w składzie, trzeba przekonywać trenera, dając dobre zmiany. Pracowałem ciężko, dzięki czemu dostawałem szanse gry, wchodząc z ławki, ale później znowu doznałem kontuzji, w meczu towarzyskim i znowu wypadłem ze składu. Tym razem na miesiąc. Wróciłem na grudniowy mecz z Termalicą. To był dobry mecz, wygraliśmy 3-0, po czym wyjechaliśmy na przerwę świąteczną. W przygotowaniach zimowych grałem regularnie, wszystko wróciło na właściwe tory. W połowie lutego, po porażce ze Stalą Mielec, doszło do zmiany trenera - Jerzy Brzęczek zastąpił Adriana Gulę. Chyba wyszło ci to na dobre? - Trener Brzęczek stara się wdrażać swoją filozofię futbolu. Nie mówię, że ta trenera Guli była zła. Jak zawsze, konieczne jest, by drużyna punktowała. Za kadencji trenera Guli nie szło nam z tym dobrze, więc klub zdecydował się na zmianę. Jerzy Brzęczek mówi dobrze po niemiecku, więc nie mam żadnych problemów komunikacyjnych. Grał długo w Austrii, zna mój kraj bardzo dobrze. Zresztą cały zespół jest równo, sprawiedliwie traktowany przez sztab trenerski. Trener i jego współpracownicy dają nam sporo motywacji przed następnym krokiem. W czym się różni trener Brzęczek od trenera Guli i wcześniejszych trenerów w twojej karierze? Oczywiście, szkoda, że w meczu z Lechem straciliśmy zwycięstwo w ostatnich sekundach, a remis z Legią - w ostatnich minutach. Natomiast wygrana nad Górnikiem 4-1 to świetny wynik dla nas. Każdy zauważył, że jesteśmy, żyjemy, walczymy. Nie jesteśmy pogrzebani w walce o utrzymanie. To kolejny dowód na to, że trener Brzęczek wie co robi. Bramkę na 2-1 strzeliłeś po akcji Gieorgiego Citaiszwilego, który dołączył do was zaledwie trzy dni przed meczem z Górnikiem. Choć nie zdążyliście się zgrać, pokazał, że jest przydatny. - Trener zawsze nam powtarza, że każdy jest ważnym elementem, także ci, którzy siedzą na ławce i w każdej chwili mogą wejść do gry. Cieszę się, że wchodząc w drugiej połowie wspomogłem drużynę, po podaniu Citaiszwilego. Wszyscy ciągniemy wózek w tę samą stronę, walczymy razem o utrzymanie Wisły. Oczywiście, gdy zaczynasz mecz na ławce, czujesz złość sportową, ale po wejściu na murawę robisz wszystko, aby pokazać się z jak najlepszej strony. W Wielki Poniedziałek czeka was wyjazdowy mecz z gatunku "o sześć punktów" ze Śląskiem Wrocław. Jesienią przegraliście w Krakowie 0-5. - W tym koszmarnym dla nas meczu nie mogłem zagrać z powodu kontuzji. Obserwowałem go bezsilnie z trybun. Nie mogłem uwierzyć w to, co się dzieje. Przecież w tamtym okresie byliśmy również dobrzy, a tymczasem przegraliśmy u siebie 0-5. Niestety, takie wpadki zdarzają się również największym klubom. Teraz zarówno my, jak i Śląsk jesteśmy w zupełnie innej sytuacji. Już nie patrzymy w górę tabeli, tylko bronimy się przed spadkiem. Rywalizacja między nami faktycznie wygląda na mecz o przysłowiowe sześć punktów. Nie obawiamy się tego meczu. Pojedziemy do Wrocławia po zwycięstwo. Jestem dobrej myśli. Savić: Ekstraklasa jest szaloną ligą Jak oceniasz PKO Ekstraklasę na tle lig słoweńskiej i austriackiej, w których zdobywałeś mistrzostwo? - Jak każda liga ma swoją specyfikę. Dla mnie Ekstraklasa jest trochę szaloną, z uwagi na to, że każdy może pokonać każdego. Każdy zespół jest świetnie przygotowany, ma niezły skład, wszystkie są na zbliżonym poziomie. W Polsce pada mnóstwo pięknych bramek. Ekstraklasa to bardzo dobra, przyjemna dla oka liga. Ma piękne stadiony, wypełnione głośnymi kibicami. To świetne warunki dla każdego piłkarza. Zgadzasz się z opinią, że nasza liga jest bardzo fizyczna? - Z pewnością tak, aczkolwiek w Ekstraklasie nie brakuje też zawodników dobrze wyszkolonych technicznie. Najważniejsze, że zespoły są na wysokim poziomie, każdy jest wybiegany, nikt nie unika walki. Przez to ciężko się drybluje. Dla fanów to korzystne, że liga jest wyrównana i rok po roku nie wygrywa ten sam zespół. Nie oglądałeś Ligi Mistrzów? Zobacz wszystkie skróty meczów! Savić: Przez brak przygotowań przepadłem w Rodzie Kerkrade Pięć lat temu próbowałeś swych sił w holenderskiej Eredivisie, ale nie zdołałeś zadebiutować w Rodzie Kerkrade. Co się stało? - Trafiłem tam późno, na sam koniec okresu transferowego, już w trakcie sezonu ligowego. Nie byłem tak dobrze przygotowany fizycznie jak pozostali piłkarze Rody. Z kolei gdy nadrobiłem zaległości treningowe drużyna wpadła w pasmo porażek, groziła jej degradacja. Trener Giannis Anastosiou nie dawał mi szans. Nie wiem dlaczego. Po prostu stawiał na piłkarzy, których miał od dłuższego czasu. Dlatego zaliczyłem tylko trzy mecze w zespole do lat 21. Odbiło się czkawką to, że nie miałem przygotowań do sezonu z Rodą. Savić: Lepiej się czuję na pozycji numer "10" Były trener Wisły i reprezentacji Polski Franciszek Smuda powiedział mi, że bardziej nadajesz się na środek pomocy niż na skrzydło. A ty sam gdzie się lepiej czujesz? - Może minimalnie lepiej czuję się w środku, na pozycji numer "10". To dla mnie najlepsza opcja. Z drugiej strony, gdy gram na lewym skrzydle, mogę wykorzystać mój drybling. Na środku nie ma tyle miejsca do gry jeden na jednego, co na skrzydle, ale z kolei łatwiej mi obsługiwać podaniami napastnika, a on moje asysty może zamieniać na bramki. Co zrobisz, jeśli okaże się, że Wisła jednak spadnie? Zostaniesz, by pomóc jej walczyć o powrót do Ekstraklasy czy odjedziesz, by gdzie indziej grać na najwyższym krajowym poziomie? - Nie dopuszczam takiego rozważania do siebie. Sądzę, że Wisła nie spadnie. Takie ryzyko jednak istnieje. - Ale nie w mojej głowie. Twój kontrakt z Wisłą wygasa za dwa i pół miesiąca. Co zamierzasz zrobić? Chcesz przedłużyć umowę z klubem czy zmienić otoczenie? - Na razie nie rozmawiałem z klubem o nowym kontrakcie. Całkowicie koncentruję się na tym, co mamy do zrobienia w tym sezonie. Jeśli klub zechce prolongować ze mną współpracę, będziemy mogli o tym porozmawiać. Mi się nigdzie na pali. W Krakowie dobrze się czuję. Najpierw musimy wywalczyć utrzymanie w Ekstraklasie, a później porozmawiamy o przyszłości. Co byś zmienił w Wiśle i w samym Krakowie, gdybyś mógł? - W Wiśle od strony sportowej zmieniłbym tylko jedno - nasze miejsce w tabeli. Powinniśmy być znacznie wyżej, by nie groził nam spadek. A Kraków? Mogłoby częściej świecić słońce (śmiech). W Olimpiji Lublana odnosiłeś jak dotąd największe sukcesy: mistrzostwo Słowenii, dwa razy Puchar Słowenii. W 127 meczach zdobyłeś 24 bramki, przy 21 asystowałeś. Jak ten okres wspominasz? - Ze Słowenii wywiozłem same dobre wspomnienia. Zwłaszcza pierwszy sezon był udany, gdy zostaliśmy mistrzami kraju. Lublana to bardzo dobre miejsce do życia. Wszędzie blisko. Godzina jazdy w góry i nad morze. Na dodatek byłem blisko domu. Najważniejsze jednak, że stanowiliśmy silny zespół, który zdobywał trofea. Przecież po to się gra w piłkę. A jak ci się żyje w Krakowie? - Kraków jest przepiękny. Śródmieście, Kazimierz, podoba mi się bardzo także druga strona Wisły, przed hotelem "Forum". W okolicach wielkiego balonu można pospacerować, wypić kawę. W Krakowie wiele jest pięknych miejsc. Najbardziej mi się podoba jednak nasz wypełniony stadion, z niesamowitym dopingiem naszych fanów. Oczywiście, chciałoby się im dostarczać więcej radości, żebyśmy częściej wygrywali i byli znacznie wyżej w tabeli. Byłoby wówczas przyjemniej dla wszystkich. Szatnię macie międzynarodową. Jest was 17 stranierich. Z kim trzymasz się najbliżej? - Przyjaźnię się ze wszystkimi, z każdym lubię się spotkać, pobiesiadować. Każdy w Wiśle jest przyjaźnie nastawiony i ma dobry charakter, dzięki czemu tworzymy zgrany zespół. Oczywiście, z racji korzeni jestem w dobrych stosunkach z Serbami. Najbliższym moim sąsiadem w Krakowie jest Luis Fernandez. Mieszkamy drzwi w drzwi. Wcześniej najbliższymi sąsiadami byli Adi Mehremić i Aschfraf El Mahdioui. Pewnie Aschraf z Luisem grają dobrze, bo ja jestem ich sąsiadem (śmiech). To oczywiście żart. Z uwagi na swych rodziców mówisz też po serbsku? - Tak. Nie starasz się porozumiewać po polsku, który jest z tej samej grupy językowej co serbski? - Gdy podczas odpraw taktycznych słucham mówiącego po polsku trenera, rozumiem prawie wszystko. Wiadomo, język piłkarski jest dosyć prosty. Słucham też Polaków mówiących w szatni. Natomiast mówić po polsku jest mi znacznie trudniej, bo wplatam w polszczyznę słowa z serbskiego i słoweńskiego. Natomiast z każdym dniem rozumiem coraz więcej z polskiego. Jak radzicie sobie z codziennymi dojazdami do bazy treningowej w Myślenicach? - Nie stanowi to dla nas żadnego problemu. Łączymy się w czteroosobowe grupy, by podróżować jednym samochodem. 40 minut jazdy to doskonały czas, żeby porozmawiać. Trochę trudniej z tym jest podczas powrotu, gdy jesteśmy zmęczeni po treningu, ale Myślenice to świetne miejsce. Mamy tam wszystko, czego dusza zawodowego piłkarza zapragnie do trenowania. Świetna murawa, dobrze wyposażona szatnia. Oczywiście, dobrze byłoby mieć podobne warunki gdzieś w Krakowie, bliżej stadionu, ale przyzwyczailiśmy się już do dojazdów. Koncentrujemy się na tym, co od nas zależy. Stefan Savić o wyścigu po mistrzostwo Polski Z pewnością oglądasz inne mecze Ekstraklasy. Jak oceniasz wyścig po mistrzostwo Polski? Kto go wygra - Lech, Pogoń, czy Raków? - Ciężko powiedzieć, bo te trzy kluby prezentują bardzo dobry futbol. Każdy z nich jest silny, zwłaszcza u siebie. Na wyjazdach mogą stracić punkty. Sądzę, że walka o tytuł będzie trwała do samego końca. Od 24 lutego trwa okropna wojna, jaką na Ukrainie wywołała Rosja. Polska, Unia Europejska i cały Zachód wspierają Ukrainę. Jak to przeżywasz? - Oczywiście wojna jest okropieństwem i nikomu się nie podoba. Wiem, w jak ciężkiej sytuacji jest Ukraina i Ukraińcy. Uważam, że każdy powinien im pomagać. Mam nadzieję, że ta wojna skończy się jak najszybciej. Rozmawiał: Michał Białoński, Interia Czytaj także: Co za odpowiedź Wisły na bombę Lewandowskiego!