Olgierd Kwiatkowski, Interia: W Wiśle jednym z głównych punktów sporu między spółką piłkarską, która uratowała klub a Towarzystwem Sportowym jest prawo do nazwy i herbu klubu. Czy uważa pan, że to aż tak istotna sprawa w momencie kiedy istnienie klubu jest zagrożone? Piotr Matecki, specjalista od marketingu sportowego, prezes firmy SportWin*: - A co jest najbardziej wartościowe w klubie sportowym? W klubie, który nie ma własnego stadionu, któremu wygasają umowy sponsorskie? Zawodnicy? Pewnie utalentowana młodzież tak, ale młodzi piłkarze dość szybko odchodzą. Kibic nie ma do kogo się przywiązać. Nie ma idoli, wokół których można budować markę klubu. Okazuje się więc, że to: historia, tradycja, osiągnięcia, barwy, herb mają ogromne znaczenie. Wisła nie jest jedynym klubem, który miał z tym problemy. Legia Warszawa musiała w pewnym momencie wrócić do czarnej tarczy z białą literą "L", bo nie miała pełnego prawa do znaku, a ten należał do CWKS. Podobny kłopot miała Arka Gdynia. W tle jest marchandising, działalność marketingowa, sprzedaż licencji, bez której współczesny klub piłkarski nie jest w stanie egzystować. Na całym świecie zarabia się ogromne pieniądze na sprzedaży gadżetów z marką klubu. A w Polsce jeszcze do niedawna, była to działalność, z której korzystały często stowarzyszenia lub określone grupy kibiców. Przed stadionem Legii można było spotkać kibiców, którzy sprzedawali gadżety Legii. Klub na tym nie zarabiał. Arka Gdynia przez lata nie miała złotówki ze sprzedaży gadżetów. Żyjemy w czasach gospodarki, która wydaje się unormowana pod kątem prawnym w każdej dziedzinie. W piłce nożnej zdarzają się jeszcze takie przypadki, w które aż trudno uwierzyć. Uczestniczę w procesach rejestracji znaków słowno-graficznych organizacji sportowych i sprawy są często bardzo skomplikowane. Kilka lat temu udało nam się odzyskać prawa do marki Warta Poznań, do której prawa rościł sobie partner techniczny przez strasznie dziwną umowę, niestety, podpisaną przez ówczesnych działaczy. Oprotestowano wniosek w urzędzie patentowym i odzyskano coś, bez czego klub mógłby mieć duże problemy z przetrwaniem i niezależnością, bo nie ma nic cenniejszego niż historyczny znak i tradycja, które napędzają całą koniunkturę i sens funkcjonowania społeczności wokół klubu. Komu przyznałby pan rację w krakowskim sporze? - To jest wielki problem prawny, do tego dochodzi konflikt między TS a spółką. Dwa podmioty uzurpują sobie prawo do tych samych wartości niematerialnych i prawnych. Kilka lat temu nie było z tym problemu w Poznaniu, bo celem było - podobnie jak w Krakowie - ratowanie klubu, z tym, że tam chodziło o fuzję dwóch klubów z tej samej ligi. Amica dała licencję, a Lech wartości niematerialne takie jak herb i barwy. Z punktu widzenia prawnego było to bardzo skomplikowane, ale jakoś się udało i ówczesny PZPN zaakceptował taką formę, choć nie dla wszystkich logiczną, jednak ważył się los silnej i ważnej dla ligi marki. Pamiętajmy, że Wisła Kraków to nie tylko piłka nożna. Ale piłka nożna jest najbardziej wartościowym produktem. Pytanie dlaczego wcześniej nie zostały unormowane pełne prawa do marki? Dlaczego pan Cupiał nie zabezpieczył tego prawa? Dlaczego zimą osoby przejmujące spółkę nie porozumiały się w tej sprawie? Dlaczego Beesfund nie sprawdził tego emitując akcje? Dziś robi się z tego poważny problem, bo żaden duży inwestor nie zainwestuje w klub, nie mając prawa do wartości niematerialnych i herbu - najwartościowszych zasobów Wisły Kraków. Prezes PZPN Zbigniew Boniek twierdzi, że wyjściem z sytuacji jest rozwiązanie stowarzyszenia? Co pan sądzi? - Niedorzecznością i nie na miejscu jest wypowiadanie się w ten sposób. Tym samym nowi wspólnicy za stosunkowo śmieszne pożyczki raptem w ciągu roku przejęliby coś, na co pracowano 113 lat. Wisła Kraków to tysiące osób skupionych wokół marki, którą ma teraz przejąć nie wiadomo jaki inwestor? Władze piłkarskie nie zrobiły kompletnie nic, aby zainterweniować i są współwinne obecnej sytuacji klubu, kompletnie lekceważąc realizacje przez klub wymagań licencyjnych w myśl zasady "jakoś to będzie", a symptomów było bardzo dużo. Nie zdziwiłbym się, gdyby stowarzyszenie albo środowisko wiślackie oczekiwało zadośćuczynienia za niedopełnienie obowiązków przez komisję licencyjną. Kto wie, czy to nie jest jedna z ostatecznych ścieżek? Wisła Kraków to coś więcej niż klub i warto o tym pamiętać. A jak pan ocenia działania spółki? - Doceniam oczywiście pracę pana Królewskiego i pozostałych wspólników, ale nie oszukają rynku. Zauważmy też fenomen, że obecnie więcej warta jest marka "Błaszczykowski" niż sama Wisła, no bo tak to weryfikuje rynek, że to pan Kuba jest gwarantem dla marki Wisła. Niespotykane, ale ciekawe. Myślę, że największym problemem - poza prawami do herbu - jest zaufanie kibica, które zostało nadwerężone tzn. nie da się ciągle bazować na emocjach i "wyciągać" kolejne pieniądze od kibiców, nie pokazując mu perspektywy rozwoju. Lojalność i zaangażowanie jest dobre, ale do czasu. Crowdfunding z założenia nie polega na finansowaniu długu, a inwestowaniu w coś perspektywicznego, innowacyjnego, dającego szanse zysku. Fakt, że crowdfunding polega na działaniu bardziej sercem niż rozumem, bo Komisja Nadzoru Finansowego teoretycznie nie pozwala publikować prognoz. Natomiast kibicom sprzedano umiejętnie ciekawą wizję, wykorzystując ich zaangażowanie emocjonalne, choć staram się zrozumieć, że w tamtym okresie nie było innego rozwiązania. Myślę, że wielu z nich nie wiedziało, w co "inwestuje", bo głównym czynnikiem było przywiązanie do Wisły - barw, herbu, tradycji, których okazało się, że spółka nie ma. Również tych pieniędzy już dawno nie ma, nie ma dobrego produktu sportowego, nie ma też dobrej komunikacji na zewnątrz. Ci, którzy obecnie się kłócą, kilka miesięcy temu współpracowali. A klub podobno miał plany wejścia na giełdę, czy New Connect, a to bardzo ryzykowna decyzja. Jak to się skończyło w Ruchu Chorzów, wszyscy wiemy. Akcje były warte kilkanaście groszy, co jest uwłaczające dla tej marki. Ta branża jest niestabilna, nieprzewidywalna, a kluby nadal wydają więcej niż mają. Czy historia Wisły Kraków nie wpływa źle na wizerunek Ekstraklasy? Przewodniczący Rady Nadzorczej Wisły SA Tomasz Jażdżyński w wywiadzie dla Interii mówił, że w Polsce na spotkaniach biznesowych przyznanie się do tego, że inwestuje się w klub piłkarski nie należy do dobrego tonu. - Ekstraklasa ma na tym polu dużo do zrobienia, poważny biznes nie garnie się do klubów. Myślę, że w Poznaniu i Warszawie nie cieszą się z sytuacji w Wiśle, przynajmniej nie powinni. Myślę, że powinni współpracować. Może nie aż tak jak Bayern Monachium, który pomagał Borussii Dortmund, gdy groziło jej bankructwo, choć to znamienny przykład. Wiśle jednak zabrakło konkretnego wsparcia i - jak się okazuje - wiarygodnego planu. A bez Wisły Ekstraklasa wiele straci, zabraknie kilku "klasyków" i kilkudziesięciu milionów z generowanej frekwencji na meczach z Wisłą czy związanych z oglądalnością. W Polsce potężne biznesy, potężni inwestorzy zniechęcani są do piłki nożnej. Wielu bogatych rozczarowało się tym biznesem - Zygmunt Solorz, Józef Wojciechowski, Sylwester Cacek i kilku innych, którzy nie zawsze się tym chwalili. A mimo podawanych wysokich kwot w budżetach, polska piłka wciąż ma za mało pieniędzy w stosunku do innych krajów, aby podjąć równą rywalizację w Europie. Wciąż też brakuje doświadczonych ludzi umiejętnie zarządzających tym biznesem, a wpływy środowisk kibicowskich nadal są zauważalne w wielu obszarach działalności klubów.