Smutny los dyrektora Wisły
Dyrektor sportowy Wisły Kraków Jacek Bednarz nie ma wesołej miny. Staje na głowie, ale najwyraźniej jego pomysły transferowe nie zyskują uznania.
Wisła ma dosyć mocną i wyrównaną pierwszą "jedenastkę", a poza nią długo, długo nic. Są wprawdzie Andrzej Niedzielan i Tomasz Dawidowski, ale obaj po kontuzjach i trudno by mieć pretensje do któregoś z nich, gdyby się okazało, że nie stanowią armii zbawienia "Białej Gwiazdy".
Należało się spodziewać wzmocnień. Tymczasem wzmocnieniem można nazwać jedynie obrońcę Petera Szinglara, który i tak na razie przegrywa walkę o skład z Marcinem Baszczyńskim ( -To wcale nie tak, że dokopuję Peterowi. Wręcz przeciwnie, pomagam mu wprowadzić się do zespołu - powiedział nam zagadnięty o to "Baszczu").
Dlaczego ich nie ma? Nikt oficjalnie nie powie. Najwyraźniej dlatego, że rada nadzorcza nie pozwala odkręcić finansowego kurka. - Ja przedstawiłem radzie nadzorczej około dwudziestu piłkarzy - powiedział kibicom atakowany po sparingu z Wisłą Płock dyrektor Jacek Bednarz.
Ciekawie zabrzmiała ocena Wisły Kraków, jaką wyraził po remisowym sparingu (Wisła K. - Wisła P. 1:1) szkoleniowiec płockiej Wisły, Mirosław Jabłoński: - Wisła w drugiej połowie grała pięknie, szybko i pomysłowo. Bardzo mi się podobała, ale zbyt duża przepaść dzieliła ten zespół od tego, który grał w pierwszej połowie. Aby grać w Lidze Mistrzów, czy w ogóle w pucharach, trzeba mieć szeroką ławkę. My taką mieliśmy w Legii - przypomniał były asystent Pawła Janasa z czasów gry legionistów w LM.
- Ja też dostrzegam tę przepaść i również mnie ona martwi, i to od kilku miesięcy. Robię wszystko, aby to zmienić - mówił nam z marsową miną Jacek Bednarz.
Szkoda tego wszystkiego. Zanosi się na to, że wyliczanka, że polskiego zespołu nie ma w Lidze Mistrzów od x lat, będzie trwała w nieskończoność.