Interia: Trenerze, jest pan zwolennikiem metody kija, a czy w wypadku infantylnych zawodników Guerriera i Sarkiego nie zadziałałaby bardziej metoda marchewki? Franciszek Smuda: - Na tych dwóch skrzydłowych nie ma rady. To są skrzydłowi z Kosmosu. Czasem brak mi słów i cierpliwości, ale bywa, że nerwowość w stosunku do nich mnie mija i nachodzą mnie nowe pomysły na nich i przeprowadzam kolejne rozmowy z tymi chłopakami. Tyle tur było już tych rozmów, że w ciągu całej kariery nie poświęciłem nikomu tyle uwagi.Czyli nie są tylko rugani, ale czasem też są głaskani? - Oczywiście, że nie. Oni naprawdę mają komfort i drużyna im pomaga. W innych okolicznościach zespół by im spuścił łomot, bo każdy chce wygrać, a tu przez kartkę czy stratę jednego z tych skrzydłowych tracimy gole. Pomagamy im, zarówno ja, mój sztab, jak i starsi, bardziej doświadczeni piłkarze. Do czerwca chcemy wyciągnąć z nich co się tylko da i albo oni zmienią styl gry, myślenia i będziemy mieli z nich pożytek, albo trzeba będzie się rozstać. To chyba problem mentalny, bo szybkość mają niesamowitą, technikę też niezłą? - Oni mają możliwości niesamowite, ale nie będziemy ich mogli holować w nieskończoność. A pana cierpliwość do Wisły nie słabnie. Kiedy miał pan najgorszą chwilę? - W zeszłym sezonie, przed porażką 0-5 w Warszawie. Przed, a nie po? - Tak, bo wiedziałem z jaką ekipą przyjechałem na ten mecz. I wtedy to 0-5 najtrudniej było znieść, ale powiedziałem sobie: "Przyjdzie kiedyś taki czas, że my im wpakujemy piątkę i nie wolno rezygnować. Ja chcę mieszkać do końca życia w Krakowie i Wisła nie może się rozpaść". Gdyby się klub rozpadł, to nie wiem, co by się stało ze mną, chyba bym w trumnie kopał ze złości. Cieszę się, że ten silny charakter pozwolił mi przetrwać, a teraz widzę zupełnie inny, bardziej optymistyczny świat. Czy plan wypożyczenia do pierwszej ligi juniorów jest nadal aktualny? - Tak, przygotował go dyrektor Kapka, a ja mu w tym pomogłem. Życzę każdemu z tych chłopaków, by na wypożyczeniu zrobili takie postępy, jak zrobił na wypożyczeniu Chrapek w Kolejarzu, a później u nas, po powrocie ze Stróży. Bywa też, że bez wypożyczeń chłopaki sobie radzą, tak jak to zrobił Alan Uryga, który wykazał charakter, determinację, siły, motywację i zaparcie do tego stopnia, że jest podstawowym piłkarzem. Ale co byłoby z Alanem, gdyby nie kontuzja Ostoi Stjepanovicia? - Różnie by to było, ale szczęście też trzeba mieć. Czasami przez przypadek można osiągnąć wielką klasę. Czy cel sprzed sezonu, jakim był awans do pierwszej "ósemki" uległ zmianie na ambitniejszy? - Legia o takim celu nie myśli, ok, ale my wiemy, gdzie na razie jesteśmy. Nie jestem pewien na razie, ale liczę na to, że do pierwszej ósemki awansujemy. Jak to się uda, to będziemy walczyć o coś więcej. Rozmawiał: Michał Białoński