Według nieoficjalnych informacji Michał Miśkiewicz zażądał miliona złotych rocznych zarobków, a na takie sumy krakowian już nie stać. - Prezes i dyrektor sportowy prowadzą rozmowy, są umówieni z Miśkiewiczem. Być może dojdą do porozumienia. To kwestia finansowa - jak nie masz zębów, nie ugryziesz nikogo - mówi obrazowo Smuda. Oprócz bramkarzy Kraków opuszczą Michał Chrapek (do Catanii z Serie B), Emmanuel Sarki (do Ingolstadt z 2. Bundesligi), a także Gordan Bunoza. Klub raczej nie przedłuży umowy z Piotrem Brożkiem. - Staramy się z tych trudnych warunków ogarnąć, dużą pracę wykonuje dyrektor sportowy i prezes Jacek Bednarz. Teraz będą musieli się wykazać przy rozmowach transferowych - mówi trener. - Na gotówkowe transfery nas nie stać, więc ci ludzie będą się musieli nakombinować, żeby wzmocnić zespół. Z tymi, co mają kartę na ręku, nie rozmawia się łatwo. Teraz, gdy sezon się skończy, codziennie - jak to się mówi - woda będzie się gotowała - opowiada Smuda. Wisła ma to szczęście, że choć wszyscy wiedzą o jej problemach finansowych, to ciągle magnesem dla piłkarzy jest perspektywa pracy z byłym selekcjonerem. W ten sposób pod Wawel trafili Semir Stilić i Dariusz Dudka, a teraz nadeszła kolej na Dawida Plizgę, który błyszczał pod batutą Franza w Zagłębiu Lubin. Zapytaliśmy Smudę o to, jakim cudem do Wisły, która dopiero po odwołaniu dostała licencję na Europę, przychodzą tak uznani w lidze zawodnicy, jak Plizga? - Oni czasem sami... może się nie zgłaszają, ale ja sam dostaję sygnały, że mają ochotę przyjść do Wisły. Przyszedł Semir, przyszedł Darek Dudka. Teraz chce przyjść Plizga, a może przyjdzie jeszcze paru zawodników - oby ich było jak najwięcej, to posiedzę tu trochę jeszcze i zmontujemy dobry zespół - zaciera ręce Franciszek Smuda. Sęk w tym, że Dawida Plizgę widzi u siebie także Górnik Zabrze. Zobaczymy, który klub wybierze ostatecznie. Eks-selekcjoner nie chciałby, aby powtórzyła się sytuacja sprzed roku, gdy na początku przygotowań do sezonu skład miał zdominowany na trzecioligowych zawodnikach z rezerw, których było aż siedmiu. - Odkąd pracuję w zawodowej piłce, jeszcze takich problemów, jakie mieliśmy rok temu, nie pamiętam - kręcił głową Smuda. - A w Piotrcovii? - zagadnęliśmy. - Nie, tam było zawodników od groma. Poza tym myślę o drużynach ekstraklasowych. Gdy przychodziłem do Wisły po raz pierwszy (w 1998 roku - przyp. red.), w kadrze mieliśmy 48 zawodników. Dlatego każdy kibic powinien docenić to, że spokojnie się utrzymaliśmy w tym sezonie, bo różnie się to mogło skończyć - apeluje o wsparcie z trybun Franciszek Smuda. Michał Białoński