Franz Smuda jest optymalistą, zawsze stara się dążyć ku lepszemu. Nawet gdy jego zespół rozbił Zagłębie Sosnowiec 6-0 w sparingu, trener Wisły kręcił nosem. - Młodzi piłkarze dostają coraz więcej szans, ale ci, na których najbardziej liczę, nadal popełniają zbyt wiele błędów, które na poziomie ekstraklasowym nie mogą się zdarzać - wypalił eks-selekcjoner, którego nie usatysfakcjonowała ładna bramka juniora Tomasza Zająca czy dwa trafienia innego młokosa - Adriana Wójcika. - Zając i Wójcik są bardzo utalentowani. Według mnie, oni zrobią karierę - powiedział tylko. - Pomocnik Lech? Na razie to melodia przyszłości, na dzisiaj według mnie lepszy jest Uryga, choć w meczu z Zagłębiem też się kilka razy pomylił. Najlepiej na pozycji defensywnego pomocnika radził sobie Darek Dudka. Zobaczymy, kto w Łęcznej zagra na tej pozycji - zastanawia się Smuda, który będzie musiał znaleźć nowego fachowca od rozbijania ataków rywali, po tym jak kontuzji doznał Ostoja Stjepanović. Dariusza Dudkę Franz próbował w sparingach także na prawej obronie. - Darek będzie u nas zawodnikiem, który w razie kontuzji, kartek, będzie gotowy wskoczyć na różne pozycje - uzasadnia szkoleniowiec, ale "Dudi" docelowo ma być stoperem, zresztą na środku defensywy czuje się najlepiej. Zapytany o kontuzje zawodników, Smuda odparł: - Wygląda na to, że są niegroźne. Niektórzy piłkarze sami chcieli się przyoszczędzić, żeby jak najlepiej wyglądać w meczu z Łęczną. A czy Paweł Brożek będzie gotowy na sobotni sparing, tego nie wiem. Nie naciskam na niego, tylko wiem jedno - musimy mieć jeszcze jednego napastnika z prawdziwego zdarzenia - podkreśla Smuda. Po chwili szkoleniowiec "Białej Gwiazdy" zaznaczył, że te marzenia o dodatkowym napastniku, to bardziej list do św. Mikołaja, niż realna szansa na jego sprowadzenie. Wisła ma jeszcze Macieja Jankowskiego, lecz trener nie traktuje go jako napastnika. - Maciek zupełnie inaczej wygląda, gdy jest w polu karnym, a całkiem inaczej, gdy jest poza nim - uzasadnia. - Przydałoby się nam wielu piłkarzy, ale dobrze jest, że mamy chociaż 10 seniorów i 10 juniorów. Na zakończenie przygotowań Wisła zmierzy się w sobotę z trzecioligową Sołą Oświęcim. - Mocniejszych sparingpartnerów tuż przed startem ligi nie potrzebujemy. Nie chcę, żeby kogoś "wycięli", nie możemy ryzykować kolejnych kontuzji - tłumaczy trener. - Przeciwnicy tacy, jak Zagłębie Sosnowiec, nie są chłopcami do bicia. Wystarczy, że tacy rywale będą ci tylko z uporem przeszkadzać i już masz problemy. To sztuka strzelić takiemu rywalowi sześć bramek, czy pięć, jakie zaaplikowaliśmy słowackiemu Rużomberokowi. Czasem te gole wpadają bardzo szybko, jak w meczu Niemców z Brazylią - porównał Smuda. Przygotowania ominęły Wilde-Donalda Guerriera, który ma zwolnienie lekarskie do poniedziałku. - Miał złamanie kości w stawie skokowym i nie ma szans na to, aby Donald zagrał w pierwszym meczu ligowym, nie zdąży się do niego przygotować - nie kryje Smuda. Na uwagę, że Maciej Sadlok wprowadził się dobrze, Franz zareagował w ten sposób: - To nie jest jeszcze to, o co nam chodzi. Brakuje mu ogrania. Stracił je w ostatnich dwóch latach, po odejściu z Polonii Warszawa. Na pytanie o to, czego najbardziej Wiśle brakuje, eks-selekcjoner błyskawicznie odpowiada: - Bardzo dobrego stopera i napastnika. A jakbyśmy jeszcze mieli jednego dobrego bramkarza, to też byłbym zadowolony. Nadziei na ich sprowadzenie nie mam, bo ona jest matką głupich. Zagadnięty o to, czy właściciel klubu - prezes Bogusław Cupiał, na sobotnim spotkaniu nie obiecał transferów, Franz zastanowił się chwilę, po czym powiedział: - To nie było spotkanie robocze, tylko czysto towarzyskie. O piłce prawie nie rozmawialiśmy. O potrzebach Wisły prezes wszystko wie - zapewnia Smuda. Franz jest zadowolony z przygotowań. - Ważne jest też to, że nie straciliśmy wiele z ostatniego sezonu. O nasze przygotowanie biegowe jestem spokojny, musimy tylko pracować nad wyeliminowaniem błędów indywidualnych - wyznacza cele były selekcjoner reprezentacji Polski. - Jestem zadowolony z zaangażowania, jakie zawodnicy wykazali w przygotowaniach. To był bardzo krótki okres, zaledwie trzy i pół tygodnia, obawiałem się, że jak ktoś nie da z siebie wszystkiego, to może potem źle wyglądać. Tak się jednak nie stało - wszyscy solidnie pracowali nad przygotowaniem fizycznym - kończy Smuda. Autor: Michał Białoński