Podczas niedzielnego spotkania Wisła Kraków - Motor Lublin kibole z Reymonta zaprezentowali oprawę, na której kat z siekierą i białą gwiazdą prowadzi Koziołka Matołka. Przypomnijmy, że koziołek to symbol klubu z Lublina, a biała gwiazda - Wisły. Postaci kata nikomu tłumaczyć nie trzeba. Pod spodem widniał napis: "Dziwne przygody Koziołka Matołka". Oczywiście kibole Wisły na swój sposób próbują być cwani i tłumaczą, że oprawa nawiązywała do okładki jednej z książek o zwierzaku z Pacanowa, ale te tłumaczenia są tak samo żenujące, jak niedawne tłumaczenia części kiboli Cracovii, że ich skandaliczna oprawa nawiązuje do mitologii. Kibole Wisły Kraków torpeduję szansę na wyjazd na finał Pucharu Polski Podsumujmy - tak bezmyślną oprawę kibole Wisły zaprezentowali w momencie: - gdy wisi nad nimi kara za mecz właśnie z Motorem, z powodu której mogą nie pojechać na finał Pucharu Polski na Stadion Narodowy; - gdy cała kibicowska Polska dyskutuje o brutalności i używania tzw. sprzętu podczas bójek; - gdy kibice rywali Wisły nie chcą ich gościć, ani też do nich przyjeżdżać, bo obwiniają krakowskich kiboli o śmierć 40-latka z Sosnowca; - gdy prezes Jarosław Królewski negocjuje z Polskim Związkiem Piłki Nożnej wpuszczenie wiślaków na Stadion Narodowy; - gdy organizatorzy oraz służby zastanawiają się, czy wpuszczenie wiślaków na finał Pucharu Polski na pewno jest dobrym i bezpiecznym pomysłem. W tej sytuacji oprawa kiboli Wisły Kraków to nic innego jak sabotaż. Próbują zgrywać niezależnych, nieugiętych i twardych, tyle tylko, że zgodnie z zasadą: "na złość mamie odmrożę sobie uszy". Żenująca oprawa o kibolach mówi jeszcze jedną rzecz - w głębokim poważaniu mają oni innych kibiców Wisły oraz cały klub. Z racji swoich kibolskich przekonań narażają tysiące ludzi na to, że nie będą mogli uczestniczyć w święcie, w jakim Wisła nie brała udziału od ponad 10 lat. Narażają też cały klub na spełnienie groźby prezesa Jarosława Królewskiego, który zapowiedział, że jeśli kibice Wisły nie będą mogli pojechać na Stadion Narodowy, to nie pojadą tam także piłkarze i oddadzą mecz walkowerem. A to z kolei naraża Wisłę na ogromne straty, bo finalista otrzymuje od PZPN-u 760 tys. zł, a zwycięzca - 5 mln zł. W przypadku oddania meczu walkowerem, Wisła może nie dostać ani grosza. Nikt nie kazał kibolom Wisły płaszczyć się i przepraszać za wszystkie grzechy, ale w obecnej sytuacji mogliby mieć choć odrobinę wyrozumiałości dla trudnej sytuacji klubu oraz kibiców, dla których wyjazd na Stadion Narodowy jest marzeniem. Mogliby, ale są kibolami "niezależnymi, nieugiętymi i twardymi", którzy Wisłę Kraków mają w absolutnym poważaniu. Szkoda tylko, że odwagi nie miał prezes Jarosław Królewski. Jeśli chodzi o PZPN, to jest w stanie wygrażać walkowerem, ale w przypadku skandalicznej oprawy stwierdził przed dziennikarzami, że "tak głęboko jej jeszcze nie analizowałem" (cytat za Lovekrakow). Wygląda na to, że ponad doba to dla Królewskiego także za mało na analizę, ponieważ klub dalej nie opublikował żadnego oświadczenia. A przypomnijmy, że po niedawnej skandalicznej oprawie, władze Cracovii przeprosiły niemal od razu. Jeśli kibice Wisły nie zostaną wpuszczeni na Stadion Narodowy, to zarówno prezes, jak i kibole będą mogli przynajmniej stosować jedną retorykę: "winny PZPN i inne kluby". Tymczasem to właśnie wtedy przyjdzie czas, by przypomnieć sobie bajkę o Koziołku Matołku. Piotr Jawor