Czas: 11 maja 2010 r. Miejsce: Stadion Hutnika Kraków. Bohaterowie: Piłkarze Cracovii i Wisły Kraków. Bohater tragiczny: Mariusz Jop. Stawka: Mistrzostwo Polski. Zakończenie: Nieprawdopodobne. Cytat: "Gdybym miał problem z sercem, to dziś padłbym tutaj martwy" - Orest Lenczyk, trener Cracovii. Przed przedostatnim odcinkiem Ekstraklasy sezonu 2009/2010 wszystko było jasne - jeśli Wisła wygra ostatnie dwa spotkania, zdobędzie mistrzostwo. Jeśli się potknie, otworzy drogę do tytułu Lechowi Poznań. W tej sytuacji najtrudniejszą przeszkodą dla piłkarzy Henryka Kasperczaka była Cracovia. "Pasy" były już niemal pewne utrzymania, ale w derbach nie ma to żadnego znaczenie, szczególnie jeśli można pomóc zaprzyjaźnionemu Lechowi. Długo wszystko układało się po myśli Cracovii. Bogata i naszpikowana Wisła nie mogła przebić się przez mur rywali, ale w 79. minucie do siatki trafił Rafał Boguski. "Biała Gwiazda" znów obrała kurs na mistrzostwo i wszystko było w jej rękach. Wystarczyło trzymać rywali daleko od swojego pola karnego, a później postawić kropkę nad "i" w ostatnim meczu z Odrą Wodzisław. CZYTAJ TAKŻE: Świetna wiadomość dla Wisły! Jest tylko jeden problem Okazało się jednak, że najlepiej, gdyby wówczas daleko od swojego pola karnego trzymał się... obrońca Wisły Mariusz Jop. Wielkiego błędu nie popełnił, pomyłka jakich wiele na ekstraklasowych boiskach. Utrata równowagi, złe uderzenie piłki głową i jedna z największych katastrof w historii polskiej piłki gotowa: Sędzia skończył mecz, a za chwilę przyszła informacja, że Lech - także w doliczonym czasie - zdobył zwycięska bramkę w meczu z Ruchem Chorzów. A to oznaczało, że w Poznaniu mogli przygotowywać się do fetowania. - Jesteśmy załamani, bardzo trudno to przełknąć. Cóż, może nie wszystko jeszcze stracone - próbował szukać optymizmu Henryk Kasperczak, trener Wisły. Trener Lenczyk: - Dzisiaj byłem pół-rzeźnikiem, pół-baranem. Kiedy było 0-1 rosły mi rogi, a potem... Sami państwo widzieliście. Gdybym miał problem z sercem, to padłbym tu dziś martwy. Padł za to Jop i długo z murawy się nie podnosił. Na drugi dzień, już przy Reymonta, dalej wyglądał, jakby przed chwilą wpakował piłkę do swojej bramki. CZYTAJ TAKŻE: Właściciel Wisły nie owija w bawełnę! "Pozostaje liczyć na..." - Pewnie na tysiąc podobnych sytuacji żadna nie skończyłaby się w taki sposób... Dziś zadaję sobie masę pytań: Dlaczego ja? Dlaczego w takim meczu? I dlaczego w ostatniej minucie? Jest mi trudno, ale muszę sobie z tym jakoś radzić i iść do przodu - cedził ze łzami w oczach. Po tym sezonie Jop odszedł z Wisły. Zagrał jeszcze rok w Górniku Zabrze. Później wrócił na Reymonta jako trener młodzieży, a następnie był asystentem w pierwszej drużynie. W Wiśle stał się symbolem porażki w najbardziej pechowych i nieprawdopodobnych okolicznościach, w Poznaniu prezentowano jego podobiznę z hasłem: "Santo Subito" (święty natychmiast). A co z Cracovią, ostatnim bohaterem jednej z najbardziej nieprawdopodobnych historii w dziejach Ekstraklasy? Dwa lata później Wisła poniekąd się na niej zemściła i dzięki wygranej zdegradowała "Pasy" do I ligi. Dziś jednak Cracovia po raz kolejny wyciągnęła dłoń do zaprzyjaźnionego Lecha. Tym razem poznaniacy szukali okazji, by na finiszu wyprzedzić Raków Częstchowa i zrobili to w niedzielę dzięki remisowi Rakowa z... "Pasami". Ekstraklasa. Kto mistrzem Polski? Na dwie kolejki przed końcem Lecha ma więc dwa punkty przewagi nad Rakowem. Poznaniacy zmierzą się jeszcze na wyjeździe z Wartą Poznań i u siebie z Zagłębiem Lubin, a częstochowianie grają w Lubinie i podejmują Lechię Gdańsk. PJ