Prezes Bogusław Cupiał marzy o Lidze Mistrzów od 1997 roku i nadal ten cel jest niedościgniony. Okazało się, że siódme podejście do LM nie wystarczy. Prezes Cupiał próbował dojechać do Champions League z najlepszymi polskimi trenerami: Franciszkiem Smudą, Henrykiem Kasperczakiem i Jerzym Engelem, próbował z przedstawicielem młodego trenerskiego pokolenia - Maciejem Skorżą, ale na drodze stawały zawsze największe europejskie firmy na czele z FC Barceloną (dwukrotnie), Realem Madryt, Anderlechtem Bruksela, czy przeżywającym ostatnie okresy świetności Panathinaikosem Ateny i tylko Skorża dał plamę odpadając ze słabą Levadią. Nie udawało się zbudować wielkiej drużyny z Danem Petrescu, a teraz ręce rozłożyli nawet świetni fachowcy z Holandii Robert Maaskant i Stan Valckx. Mimo porażki - na miejscu Cupiała - dałbym Holendrom czas i wyraził poparcie dla ich działań. Przecież stworzyli niezły zespół za niewielkie pieniądze. Jasne, może ktoś porównywać, że w pół roku przed tym, jak Wisła za 700 tys. euro kupowała Maora Meliksona, APOEL za taką samą kwotę pozyskiwał z FC Kopenhaga napastnika Ailtona, którego dwa gole wprowadziły Cypryjczyków do Ligi Mistrzów, ale i tak jak na polskie warunki Valckx przeprowadza świetne transfery. Różnica jest taka, że Ivan Jovanović wielki APOEL buduje od trzech lat, a Robert Maaskant Wisłę dopiero od roku, a i tak postępy osiągnął spore. Pięciu meczów z rzędu na drodze do Ligi Mistrzów nie wygrał od dawna żaden polskie zespół i tego, teraz w chwili smutku, nie możemy puścić w niepamięć! Dlatego Bogusław Cupiał powinien jeszcze bardziej wesprzeć duet Maaskant - Valckx. Wracając do samego feralnego meczu w Nikozji, nie oczekiwałem, że Wisła będzie atakować z taką pasją i rozmachem, jak APOEL. Nie mogła tego zrobić, bo na każdej ofensywnej pozycji ma słabszego piłkarza, niż przeciwnik. Miałem jednak nadzieję na twardą i konsekwentną obronę, jaką prezentowała polska eksportowa drużyna w pierwszym meczu. W rewanżu tej żelaznej defensywy starczyło jedynie na 20 minut, a później, po stracie gola na 0-1 wszystko rozsypało się jak domek z kart. Trener APOEL-u Ivan Jovanović zaklinał się w Krakowie, że jego zespół zawsze gra ofensywnie, niezależnie od tego, w jakich rozgrywkach i kto jest rywalem. Wysoka stawka, jaką był awans do Ligi Mistrzów spowodowała, że uchodzący za twardziela Jovanović troszkę zmiękł, przy prowadzeniu 2-0 nakazując swoim grać na własnej połowie. Chichot losu sprawił, że mistrzowie Polski, mając pół sytuacji zdobyli gola, który zdawał się odwrócić losy rywalizacji. Okazało się wtedy jeszcze raz, że strategia obronna Wisły okazała się tak nieskuteczna jak ta Francji oparta na linii Maginota w kampanii 1940 roku. Którym by skrzydłem APOEL nie zaatakował, tam "Biała Gwiazda" była ogrywana z dziecinną łatwością. Prawym? Próżno było szukać obecności na właściwym miejscu, a jeśli już, to skutecznej interwencji Juniora Diaza. Lewym? Michael Lamey i wspomagający go Kew Jaliens okazywali się być za wolni dla rywala. Wisła nie miała armat z przodu, ani skutecznych zasieków obronnych z tyłu. Dlatego tę batalię przegrała. APOEL strzelił gola na 3-1 z łatwością, ale w końcówce stwarzał tyle sytuacji, że można było odnieść wrażenie, iż jeśli by potrzebował zdobycia kolejnych trzech goli do awansu, pewnie by je wcisnął. Wisła z tego smutnego dwumeczu musi wyciągnąć zaliczkę i zweryfikować pewne poglądy. Teraz już wiemy, że Maor Melikson na warunki polskiej ligi jest świetnym zawodnikiem, ale w dwumeczu z APOEL-em go nie było widać na boisku, więc nie ma sensu głosić teorii, że ten skromny piłkarz zbawiłby reprezentację Polski, skoro nie może zbawić Wisły w meczach z mistrzem Cypru. Nie łudźmy się też, że APOEL będzie dzielić i rządzić w fazie grupowej. Dwa lata temu zakończył rywalizację z trzema punktami na koncie, nie sądzę by teraz liczył się w walce o wyjście z grupy. Owszem, nurtujące jest pytanie: Jak to jest, że w droższym kraju, jakim jest Cypr za 8 mln euro rocznego budżetu można zbudować drużynę, która dwa razy od 2009 roku awansuje do Champions League, a w tańszej Polsce za 12 mln euro - takie pieniądze ma do dyspozycji nie tylko Wisła, ale też Lech, Polonia i Legia - jest to nieosiągalne? W wypadku Wisły mam jedną jasną odpowiedź: dajmy popracować duetowi Maaskant - Valckx. Pięciu zwycięstw z rzędu, jakie odnieśli na drodze do LM nie możemy puścić w niepamięć, tylko na ich bazie budować przyszłość. Czarny mecz Wisły Kraków i całej polskiej piłki: