W tym sezonie Wisła z tak słabym rywalem jeszcze nie grała. Przedostatnie w tabeli Podbeskidzie przy Reymonta wydawało się być już pogodzone z losem spadkowicza i nie było w stanie sprawić, by krakowianie choć trochę bardziej musieli wysilić się przed finałem Pucharu Polski. Wisła powinna prowadzić już w piątej minucie, ale Angel Rodado postanowił udowodnić, że stojąc dwa metry przed bramką da się uderzyć wysoko nad poprzeczką. Później przewaga krakowian już tylko rosła i w pewnym momencie mieli 70 proc. posiadania piłki oraz pięć uderzeń na bramkę przy żadnym Podbeskidzia. Spokojna wygrana Wisły Kraków Od 16. minuty gospodarze przeważali także w bramkach. Po rzucie rożnym zakotłowało się w polu karnym Podbeskidzia, piłka w końcu trafiła pod nogi Jesusa Alfaro, a ten umieścił ją w siatce. Wisła prowadziła i przeważała, ale piłkarze Alberta Rude nie byli sobą, gdyby sami nie skomplikowali sobie sytuacji. W poprzednim spotkaniu Joseph Colley podpadł szkoleniowcowi m.in. niewykorzystaną sytuacją, więc przeciwko Podbeskidziu zastąpił go Eneko Satrústegui. Hiszpan dosłownie podał piłkę do Miroslava Ilicicia, a zawodnik gości umiejętną podcinkę pokonał debiutującego Antona Cziczkana. W ten sposób fatalnie grające Podbeskidzie wróciło do życia dzięki kompletnemu brakowi koncentracji wiślaków. Goście robili jednak wiele, by czasem nie skrzywdzić Wisły. Najpierw zaczęli oddawać rywalom piłkę pod swoim polem karnym, a później nie byli w stanie oddalić zagrożenia od swojej bramki. W pewnym momencie piłka trafiła do stojącego na długim słupku Angela Rodado i jeszcze przed przerwą było 2:1. Początek drugiej części znów rozpoczął się z dużym wskazaniem na Wisłę, ale niewiele z tego wynikało. Krakowianie mieli przewagę, ale gdy goście zauważyli, że jednak nie taki diabeł straszny, to też zaczęli nieśmiało atakować. W 77. minucie doszło do sporej kontrowersji. Piłka po uderzeniu Igora Łasickiego trafiła w polu karnym w rękę Piotra Tomasika i wydawało się, że sędzia podyktuje rzut karny. Między zawodnikami doszło do przepychanek, aż w końcu Szymon Sobczak ustawił piłkę 11 metrów od bramki, gdy sędzia Łukasz Kuźma zdecydował, że jednak sprawdzi sytuację na monitorze. Analiza była jednak wyjątkowo krótka, a sędzia odwołał po niej rzut karny. Za moment znów było kontrowersyjnie, bo sędzia nie uznał bramki dla Wisły, gdyż wcześniej dopatrzył się faulu. W końcu jednak krakowianie postawili kropkę nad "i", a bramkę po ładnej akcji zdobył Patryk Gogół. PJ