Trener Albert Rude nie zaskoczył zestawieniem pierwszego składu, za to kibiców z początku mogła zaskoczyć gra Wisły. Niewiele w niej było udanych zagrań, nie powtarzały się schematy ze sparingów, do tego brakowało zespołowej gry. Efekt był taki, że w pierwszych fazach meczu przewagę mieli gospodarze. Stal jako pierwsza oddała celny strzał (uderzenie Andrei Prokicia obronił Alvaro Raton) i jako pierwsza także trafiła do siatki. W 28. minucie Marc Carbo popełnił wielki błąd i stracił piłkę 30 metrów przed swoją bramką. Wyłuskał ją Adrian Bukowski, a za moment przymierzył zza pola karnego i piłka wpadła do siatki tuż przy słupku. Dopiero po straconej bramce goście wzięli się do gry. Angel Rodado uderzył głową obok słupka, a strzał Goku Romana został zablokowany. Za moment krakowianie byli już zdecydowanie bardziej precyzyjni. Pod bramkę Stali doszło do zamieszania, aż w końcu piłka trafiła do Rodado. Jego uderzenie wybili jeszcze obrońcy gospodarzy, ale po dobitce Carbo nie było już żadnych wątpliwości. Oficjalnie gol został jednak zapisany Rodado, ponieważ uznano, że już po jego strzale piłka przekroczyła linię bramkową i na przerwę zespoły schodziły przy stanie 1:1. - W pierwszej połowie Wisła trochę zawiodła, szczególnie jeśli chodzi o ofensywę. Brakowało zespołowości - analizował Żurawski. Drugą połowę od mocnego uderzenie zaczęła Wisła, ale strzały gości kończyły się na poprzeczce lub rękawicy Gerarda Bieszczada, byłego bramkarza krakowian. Później wiślacy mieli przewagę, ale nie na tyle wyraźną, by seryjnie nękać bramkę Stali. Kwadrans przed końcem trener Rude dał zadebiutować dwóm zawodnikom - Mariuszowi Kutwie i Dejvi Bregu. Mimo to wiślacy nie byli w stanie przechylić szali na swoją korzyść, za to byli blisko straty bramki, ale Raton wygrał pojedynek sam na sam z Patrykiem Warczakiem. Stal - Wisła. Zmarnowany karny i gol w doliczonym czasie W samej końcówce gospodarze dostali jeszcze lepszą okazję - na linii pola karnego doszło do kontaktu Carbo z Bukowskim i sędziowie zdecydowali się na analizę VAR. Po ponad pięciu minutach Daniel Stefański podyktował rzut karny, a do piłki podszedł co dopiero wprowadzony Krzysztof Danielewicz. Strzał z 11 metrów był jego pierwszym kontaktem z piłką i - jak się okazało - bardzo nieudanym, bo Danielewicz nie trafił w bramkę. Wydawało się, że Wisła szczęśliwie zdobędzie punkt, ale za moment piłka trafiła pod nogi Eneko Satrustegui, który wpakował ją do bramki i zapewnił krakowianom zwycięstwo. PJ