Niekochane dzieci zemściły się na Wiśle. Warta nie może być pariasem
Porażki z Wartą i Radomiakiem unaoczniły Wiśle Kraków smutne zjawisko: nie potrafi stawiać na swoich ludzi. W obu klubach ważne rolę, w wypadku poznaniaków nawet kluczową, pełnią ludzie, jakich się nie poznano przy Reymonta. I odprawiono ich bez żalu. Niekochane dzieci odpłaciły się pięknym za nadobne Wiśle Kraków.
Dawid Szulczek był asystentem Artura Skowronka. Trener o twarzy licealisty już wtedy imponował wiedzą taktyczną, spostrzegawczością i umiejętnością ich przekazu. W Wiśle nie znalazł przestrzeni do rozwoju i awansu pionowego ani poziomego. Dlatego przeniósł się do Wigier Suwalki i nikt za nim nie uronił nawet łzy. Kilka miesięcy później, gdy misja Skowronka do biegła końca, emisariusze "Białej Gwiazdy" nawet nie pomyśleli o Szulczku. Pojechali do Niemiec po Petera Hyballę. Jego sprowadzanie, negocjacje z tym związane trwały niewiele krócej niż sama praca szalonego Niemca.
Można stwierdzić: "cudze chwalicie, swego nie znacie". Szulczek powoli rozwijał skrzydła w Wigrach. W listopadzie ubiegłego roku ówczesny dyrektor sportowy Warty Radosław Mozyrko uparł się, by sprowadzić go do Poznania.
Szulczek przejął klub po 15 kolejkach, gdy był tuż nad przepaścią - na przedostatnim miejscu z dwoma zwycięstwami, pięcioma remisami i ośmioma porażkami. Do 13. wówczas Wisły Kraków tracił sześć punktów. Punktował tak, że na koniec sezonu zasłużenie ograł ją w Krakowie i z przewagą 11 punktów utrzymał Wartę na 11. pozycji, o u punkt za Legią. Dysponując trzykrotnie niższym budżetem! W dokumentach licencyjnych Warta zapisała 15 mln zł, ale tak naprawdę do wydania ma 12 mln. Wisła w tym sezonie bazowała na 35-milionowym budżecie.
Gdy zapytałem Dawida Szulczka, czy tajemnicą jego sukcesu były też proporcje: siedmiu Polaków i tylko czterech obcokrajowców składzie, podczas gdy w Wiśle owe proporcje były odwrócone, wskazał na fakt, że zawsze stanowili zgrany zespół. Zarówno w tych dobrych, jak i ciężkich chwilach.
Wróćmy teraz do Hyballi. Niemiec postanowił pozbyć się Dawida Abramowicza. Wisła, bez żadnego nadzoru właścicielskiego, przystała na to. Abramowicz wrócił do Radomiaka i w przedostatniej kolejce przygwoździł krakowian bramką i wypracowaniem dwóch kolejnych. Dysponuje takim wrzutem z autu, o jakim większość piłkarzy z Reymonta może pomarzyć, ich podania z rzutów rożnych bywają krótsze. Jest wysoki, silny, wybiegany. W walce o powrót do PKO Ekstraklasy zawodnik na wagę złota.
Gdy Hyballa "odstrzeliwał" Abramowicza, zarząd tylko patrzył. Nikomu nie zapaliła się lampka, by powiedzieć: "Spokojnie panie trenerze Hyballa, panu Abramowicz może być niepotrzebny, ale on się może rozwinąć, więc go tylko wypożyczymy, a nie sprzedamy".
Wracając do Warty Poznań, a to przecież klub legenda, który jako jedyny za każdym razem stawał na podium w pierwszy pięciu mistrzostwach Polski. Nawet najstarszym: Pogoni Lwów, Cracovii, Wiśle i Polonii Warszawa się to nie udawało. W 1928 r. mistrzem była Wisła, Warta - wicemistrzem. Rok później krajowy prymat wywalczyła już Warta, zostawiając w pobitym polu krakowskie Garbarnię i Wisłę.
W kuluarach dowiedziałem się, że odbudowa pozycji Warcie wcale nie przychodzi łatwo. Lech Poznań i owszem ją toleruje, podchodzi z sympatią, ale na swoich warunkach. Podobnie jak samo miasto, traktuje starszy klub trochę jak pariasa.
Najlepszym przykładem są ostanie derby Poznania, jakie miały się odbyć przy Bułgarskiej, o co zabiegał "Kolejorz". Interia dowiedziała się, jak wyglądała propozycja Lecha. Warta miała się zadowolić 200 tys. zł i choć wystąpiłaby w roli gospodarza, to wszystkie wpływy z biletów zgarnąłby Lech. Owe wpływy z tak atrakcyjnego meczu byłyby na poziomie dwóch-trzech milionów zł.
Dlatego Warta nawet nie zastanawiała się nad tą ofertą. Podjęła Lecha w Grodzisku Wielkopolskim. Nie ucieszył jej też fakt, że przedstawiciele miasta Poznań podskakiwali do góry tylko po bramkach dla Lecha. Po tej dla Warty cieszyli się w sposób stonowany.
Od jednego z poznańskich dziennikarzy usłyszałem przed meczem Wisła - Warta, że w przyszłym sezonie z rozegraniem obu derbów Lech - Warta przy Bułgarskiej nie będzie już żadnego problemu. Z prostej przyczyny: we wniosku licencyjnym Warta miała zgłosić jako stadion rezerwowy właśnie obiekt Lecha. Po meczu postanowilem zweryfikować te doniesienia.
- Nic podobnego. Zgłasza się tylko jeden stadion i naszym domowym będzie niezmiennie ten w Grodzisku Wielkopolskim - powiedział nam rzecznik Warty Piotr Leśniowski.
Historią wielki, teraźniejszością skromny, niemalże rodzinny klub - Warta Poznań. Warto za niego trzymać kciuki.
Czytaj też: Citaiszwili: Za rok zobaczymy Wisłę w Ekstraklasie
Michał Białoński, Interia