Dla osób będących z dala od wiślackich klimatów małe porównanie: jeszcze o godz. 16 w poniedziałek powrót trenera Kasperczaka do Wisły był równie prawdopodobny, jak lądowanie Marsjan w Balicach, bądź nagłe porzucenie Interu przez Jose Mourinho i przeprowadzka do Odry Wodzisław. Cupiał i Kasperczak od września 2004 r. byli jak ogień i woda, a konflikt między nimi doprowadził do poważnego kryzysu w klubie. Tymczasem teraz ukorzony "Henry" wraca, by - jak mówi - dokończyć swe dzieło. Co kierowało Cupiałem, że posunął się tak daleko? Jedno jest pewne, ustępstwa poczyniły obie strony. "Gdybym pozwalał na realizowanie wszystkich jego pomysłów, to wylądowalibyśmy w drugiej lidze" - tak na temat Kasperczaka miał się wyrażać właściciel Wisły jesienią 2004 r., gdy klęska w dwumeczu z Dinamem Tbilisi zakończyła okres świetności Wisły Kasperczaka. Obiecanki, cacanki... "Chyba nikt mnie nie oszukał tak jak Praski (Hubert, prawnik i szef rady nadzorczej - przyp. red.) i Cupiał w Wiśle. Jak przychodziłem, obiecywali mi zbudowanie wspaniałego ośrodka szkoleniowego i pokazywali nawet miejsce, w którym ma on powstać. Do dziś nic takiego nie powstało" - usłyszeli od Henryka Kasperczaka dziennikarze po premierze filmu "Trzecia część meczu" (grudzień, 2009 r.). Cupiał, za namową ówczesnego dyrektora sportowego Grzegorza Mielcarskiego, już raz pozwolił na podjęcie próby przywrócenia do pracy Kasperczaka. Było to jednak w grudniu 2005 r., na długo przed trenerskimi niepowodzeniami pana Henryka w Senegalu, a zwłaszcza w Górniku Zabrze. Negocjacje prowadził wtedy prezes Ludwik Miętta-Mikołajewicz. Trener postawił twarde warunki: nierozwiązywalny kontrakt i w letnim okienku transferowym wzmocnienie drużyny, ale tylko finalistami mundialu w Niemczech. "Na samym początku Ludwik mówiłem ci, że nic z tego nie wyjdzie" - miał wtedy usłyszeć Miętta-Mikołajewicz od Cupiała. Kluczowy kontrakt Dlaczego teraz Cupiał wybrał Kasperczaka, choć do Krakowa przyjechał już doświadczony niemiecki szkoleniowiec Winfried Schaefer? W obecnej sytuacji Wisły ważną rolę musiały odgrywać finanse. Schaefer nie podjąłby się pracy za mniej niż 30 tys. euro miesięcznie (dla porównania Maciej Skorża miał 25 tys., ale złotych). Żądał zapewne też twardego kontraktu na dwa-trzy lata. Kasperczak przystał zapewne na znacznie skromniejsze warunki, świadom tego, że jego pozycja negocjacyjna po degradacji Górnika i niemal rocznym bezrobociu była słaba. Przypomnijmy, że trener Henryk stanął do konkursu na selekcjonera reprezentacji Polski po niepowodzeniu Leo Beenhakkera i Stefana Majewskiego. Proponował nawet PZPN-owi, że dla niego pieniądze są drugorzędne i we wstępnym okresie może pracować z Orłami za darmo. Teoretycznie Kasperczak ma z Wisłą umowę do końca czerwca 2012 roku, ale tak naprawdę może ona wygasnąć już w maju, jeśli nie zdobędzie z "Białą Gwiazdą" mistrzostwa Polski. Etapowy i obwarowany celami sportowymi kontrakt w tym wypadku nie jest drobnostką, tylko sprawą kluczową. Mocniejszy od zarządu! Kiedy wiosną 2002 roku Kasperczak zastępował przy Reymonta "Franza" Smudę i zaczynał budowę drużyny, która kilka miesięcy później zauroczyła Polskę i Europę meczami w Pucharze UEFA, mocny kontrakt dawał mu komfort pracy. W klubie był drugi po Bogu. Decydował o tym, kogo Wisła kupi i kogo, kiedy sprzeda. Gdy przyszły niepowodzenia i Cupiał wysłał do trenerskiego gabinetu wiceprezesa Zdzisława Kapkę z misją odprawienia Kasperczaka, pan Henio nawet się nie uniósł: "Zdzisiu, zamknij drzwi z drugiej strony. Nie ty mnie tu zatrudniałeś i nie ty mnie będziesz zwalniał" - miał spławić wiceprezesa trener. To tak, jakby w poniedziałek Maciej Skorża nie pozwolił się zwolnić szefowi rady nadzorczej Tomaszowi Turzańskiemu. Zachowanie Kasperczaka w kontakcie z Kapką obrazowało, że miał wówczas pozycję mocniejszą niż cały zarząd razem wzięty! Takiego komfortu przed, ani po Kasperczaku nie miał w Wiśle żaden inny trener. Akceptacja kibiców Okazuje się, że wbrew zajściom z grudnia 2004 r. (Kasperczak nieproszony przyszedł na konferencję z nowym trenerem Wernerem Liczką, a później chciał poprowadzić jego trening), czy wbrew późniejszemu podaniu Wisły do sądu, większości kibiców podoba się pomysł powrotu do współpracy z "Henrym". W naszej ankiecie zagłosowało w kilka godzin ponad 3 tys. osób, z czego 57 procent wybrało opcję "Powrót Kasperczaka to dobry pomysł, bo to najlepszy trener, jaki w klubie pracował". Przeciwników powrotu trenera było 35 procent, z czego 22 procent wskazało, że "Czas tego szkoleniowca dawno przeminął", a 13 procent wybrało opcję "Za podanie klubu do sądu bramy Wisły powinny być dla niego zamknięte". Zobacz wyniki ankiety! To dosyć niespodziewane wyniki, z których widać, że wbrew stanowisku Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków (w konflikcie opowiedziało się ono zdecydowanie po stronie Cupiała słynnym transparentem: "1906 procent poparcia dla decyzji Bogusława Cupiała"), większość kibiców Kasperczaka akceptuje. Obustronne ryzyko Rodzi się jednak pytanie, czy tzw. kasperczakowcy uczuciowo i mentalnie nie zatrzymali się na jesieni 2002 i wiośnie 2003 roku, kiedy Wisła pod batutą "Henry'ego" ogrywała AC Parmę, Schalke 04 i toczyła pasjonujący, choć przegrany bój z Lazio, czy gromiła ligowych rywali, strzelając im nawet po siedem goli na wyjazdach? Wiary tych ludzi w czarodziejskie możliwości trenera Henryka nie zachwiały nawet jego niepowodzenia w Senegalu i Górniku Zabrze. Ba - nie ruszyło jej też poniedziałkowe publiczne przyznanie się Kasperczaka do błędów z przeszłości. Dlatego obie strony ryzykują teraz sporo. Cupiał godząc się z Kasperczakiem złamał twarde zasady, którymi kierował się przez całe życie. Kasperczak położył na szali mir, jakim cieszy się u tysięcy kibiców Wisły. Tych, którzy pamiętają go z wielkich pucharowych czynów. Problem w tym, że jeśli nie powiedzie mu się z Wisłą teraz, to czar pryśnie. Równie szybko jak prysnęła magia bohatera Orłów Górskiego - Grzegorza Laty, kiedy ten zaczął zapisywać inną kartę w historii polskiej piłki, tę związaną z prezesurą w PZPN. Co może uratować "Henry'ego"? Jeszcze jeden cytat z Kasperczaka ciśnie się na usta w tym momencie. Pochodzi z naszej rozmowy w Hotelu Mariott z 7 lutego (po losowaniu grup Euro 2012): "Panie Michale, "Kosa" to był talent, jakich mało w polskiej piłce" - stwierdził pan Henryk, po czym kiwają głową zamyślił się, przygryzając oprawki okularów. Nie śniło mu się jeszcze wtedy, że wróci do Wisły. Nazajutrz wybierał się do Ministerstwa Sportu, by porozmawiać o reformie szkolenia piłkarskiej młodzieży w naszym kraju. Wspomnienie Kamila Kosowskiego (choć akurat w hotelu był wtedy obecny inny "Kosa" - Roman Kosecki) nie było przypadkowe. Z "Kosą", Maciejem Żurawskim, Tomaszem Frankowskim, Kalu Uche, Mirosławem Szymkowiakiem, Maurem Cantoro Wisła miała olbrzymi potencjał, który trener Kasperczak wydobył, ujarzmił oskrzydlającym systemem 4-4-2 i maszynka do gromienia rywali była gotowa. Współczesna "Biała Gwiazda" nie ma nie tyko boiskowego herszta na miarę Kosowskiego, ale też równie bramkostrzelnych napastników co "Franek", "Żuraw", czy Marcin Kuźba. A właśnie przez strzelecką niemoc pracę przedwcześnie stracił Maciej Skorża. Jedyne, co może teraz uratować "Henry'ego", to jego talent do podnoszenia umiejętności technicznych piłkarzy i zdolności dotarcia do ich mentalności. Jeżeli przyjąć, że technicznie za kadencji trenera Skorży zawodnicy notowali zastój, a tacy jak Rafał Boguski, nawet regres, to pytanie nasuwa się samo: czy pod skrzydłami Kasperczaka się rozwiną? CZYTAJ RÓWNIEŻ: Piłkarskie imperium Cupiała Sensacja! Kasperczak wraca do Wisły! Kasperczak: Dawniej strzelali mi na zawołanie!