Patryk Małecki przedstawia własną wersję wydarzeń, do jakich doszło ostatnio w związku z jego osobą przy Reymonta. Wersja ta znacząco różni się od tego, co zaprezentował mediom klub informując, że Patryk sam odmówił gry dla Wisły. Małecki zaprzecza. - Nigdy bym nie powiedział, że nie chcę grać dla Wisły Kraków i każdy kto mnie zna ten to wie! Ja sam zaproponowałem, że ze względu na moje zachowanie mogę nie jechać do Lubina i w tym czasie trenować z Młodą Ekstraklasą. Nie wiem czemu podano taką wersję, że powiedziałem, że nie chcę grać dla tego klubu. Jest mi najbardziej przykro z tego powodu, że ludzie myślą, że ja tak powiedziałem, a nigdy w życiu bym tak nie zrobił - podkreśla Małecki na stronie skwk.pl. Małecki dodaje też, że nic nie wiedział o spotkaniu z trenerem, na którym miał się według Wisły i trenera Kazimierza Moskala stawić. - Ja pojawiłem się na każdym treningu przed wyjazdem. Cały czas byłem w klubie. W piątek ćwiczyłem też na siłowni. O żadnym spotkaniu nie wiedziałem! Nikt mnie o tym nie poinformował. Kierownik drużyny jest od tego, żeby przekazywać takie informacje, czy mam iść do trenera czy nie. Nie było jednak osoby, która by powiedziała, że trener Moskal na mnie czeka. Ja uczestniczyłem w zajęciach normalnie, później miałem indywidualny trening z trenerem Michalczykiem, po czym ubrałem się i porozmawiałem chwilę ze Stanem Valcksem. No a później podszedł do mnie kierownik i powiedział, że nie jadę na mecz - relacjonuje Patryk. "Mały" czuje się dotknięty faktem, że nikt z drużyny poza Osmanem Chavezem nie okazał mu wsparcia. - Człowiek, który nie jest z Polski , który nie zna naszego języka powiedział mi, że jest ze mną, że na pewno wszystko się jakoś ułoży. Większość drużyny nic nie zrobiła. Ale ja nie liczę na drużynę, tylko liczę zawsze na siebie. Niestety, od jakiegoś czasu jest taka sytuacja, że w Wiśle każdy patrzy na siebie i do tego się przyzwyczaiłem - komentuje piłkarz. Dodaje też, że z karą półrocznego zawieszenia się pogodził. Jest gotów podjąć indywidualne zajęcia o każdej porze, jaką mu wyznaczy klub. - Może to być nawet godzina 23 - deklaruje. Na pytanie o to, co zmieniłby, gdyby mógł cofnąć czas, odpowiada: - Na pewno nie kopnąłbym w stanowisko kamerzysty. A szczerze, to teraz bym podszedł do trenera, podał mu rękę, a na drugi dzień zapytałbym, dlaczego tak było, a nie inaczej. Człowiek uczy się na błędach i następnym razem będę wiedział, że lepiej zacisnąć zęby i siedzieć cicho. Nie powinienem był się tak zachować, ale to były emocje - tłumaczy Patryk Małecki w wywiadzie dla skwk.pl. Czytaj cały wywiad na stronie SKWK.