Justyna Krupa, Interia: Jak wrażenia po pierwszym sparingu w barwach nowej ekipy, czyli Wisły Kraków? Wszedł Pan na plac gry w drugiej połowie meczu towarzyskiego z Łudogorcem Razgrad, choć nie grał Pan jako nominalny napastnik. Luis Fernandez, nowy napastnik Wisły Kraków: - Bardzo się cieszę, że mogłem już zadebiutować w koszulce Wisły. Faktycznie grałem tak jakby w roli "dziesiątki", ale dobrze odnajduję się też na tej pozycji. W ostatnich latach sporo grałem właśnie bardziej jako zawodnik podwieszony za napastnikiem lub napastnikami. Dobrze się czuję, gdy mam nieco swobody w ofensywie. Natomiast zagram tam, gdzie mnie trener wystawi. O Wiśle opowiadał Panu na pewno Kiko Ramirez, były szkoleniowiec "Białej Gwiazdy", bo wspominał o tym w rozmowie z Interią. Co jeszcze przekonało Pana do przenosin do polskiej Ekstraklasy? - Wisła wykazała duże zainteresowanie pozyskaniem mnie. Już latem mogło dojść do moich przenosin do Krakowa, ale z różnych powodów wtedy tak się nie stało. Ponowili jednak swoje zainteresowanie w ostatnim czasie i jestem bardzo zadowolony, że tu trafiłem. Świetnie mnie przyjęto. O krakowskim klubie opowiadał mi rzeczywiście Kiko Ramirez, ale też Vullnet Basha z którym grałem w przeszłości oraz były defensor krakowian Ivan Gonzalez. Dostałem bardzo dobre opinie o Wiśle. To też mnie nakłoniło do przyjścia tutaj. Długo chyba z Bashą razem nie pograliście, ale wiadomo, jaki jest ten piłkarz - budzi powszechną sympatię. - Mieliśmy okazję grać razem przez pół roku w UCAM Murcia. Basha to świetny człowiek, nadal mamy ze sobą kontakt. Bardzo miło wypowiadał się o klubie. Z Ivanem też graliśmy razem, w Alcorcón. Utrzymujemy bardzo dobre relacje. Zawsze opowiadał mi o Wiśle w samych superlatywach, podobnie, jak o samym Krakowie. Basha jednak grał w Wiśle przez kilka lat i przeżył tu nie tylko miłe chwile, ale też naprawdę trudne momenty, jakie były wówczas udziałem całego klubu. O tym też opowiedział? - Opowiadał o wszystkim. Prawda jest taka, że w każdym miejscu zdarzają się trudniejsze chwile. Wisła to wielki klub i jesteśmy tu po to, by - miejmy nadzieję - pomóc mu wrócić na należne mu miejsce. A z innym byłym kolegą z hiszpańskich boisk, czyli Victorem Perezem rozmawiał Pan o Wiśle? On też tu swego czasu grał, ale akurat ten pomocnik nie sprawdził się w polskiej Ekstraklasie. - Z nim też spotkałem się swego czasu w Alcorcón. Natomiast akurat z Victorem nie miałem jakichś specjalnie zażyłych relacji, więc nie wiem wiele o doświadczeniach Victora z Polski. Kiko Ramirez już do Pana dzwonił po transferze do Wisły? Zapowiedział, że tak zrobi. - Jeszcze nie było okazji, ale jak tylko będzie dobry moment to porozmawiamy na spokojnie. Zdecydowanie trener Kiko to świetna osoba. Wisła Kraków. Luis Fernandez ma za sobą nieoficjalny debiut Trener Ramirez opisywał Pana w rozmowie z Interią jako zawodnika bardzo sprytnego, z dobrym wykończeniem, który ma ciąg na bramkę. A Pan jak opisałby swoje największe atuty? - Lubię być przy piłce, kreować przestrzenie na boisku, szukać sobie miejsca i dobrej pozycji na placu gry. I oczywiście finalizować akcje. Lubię też przymierzyć z dystansu, czy to prawą nogą czy lewą. Zawsze, gdy mam na to trochę miejsca, chętnie próbuję. Nie chciałbym się jednak przesadnie sam definiować, wolę pokazać się kibicom w grze. Miał Pan w karierze okazję współpracować ze znanym trenerem Quique Setienem. - Setien to świetny fachowiec, potem przecież dostał szansę prowadzenia Barcelony. Inni trenerzy też bardzo pomogli mi w karierze. Warto wspomnieć np. osobę Borjy Jimeneza, który pracował ze mną w Tripoli, a teraz jest w La Corunii. Był też Juan Anquela czy Fernando Vazquez. Wszystkim im jestem bardzo wdzięczny. Kilku świetnych piłkarzy też Pan spotkał na swojej drodze. Swego czasu występował Pan - jeszcze jako młody piłkarz - w zespole Deportivo La Coruna z byłym znakomitym reprezentantem Hiszpanii Carlosem Marcheną. - Miałem szczęście do świetnych kolegów z boiska, Marchena był jednym z nich. To w końcu mistrz świata, mistrz Europy z reprezentacją Hiszpanii. Natomiast na co dzień to facet bardzo skromny, który starał się każdemu pomóc, a także wielki profesjonalista. Wspaniała osoba. A jako młody zawodnik, na kim Pan się wzorował? - Na Brazylijczyku Ronaldo. To był niewiarygodny zawodnik, czysty talent. Choć na Twitterze cytował Pan też wywiady Roberta Lewandowskiego. - Lewandowski to w tym momencie najlepszy napastnik świata. Praktycznie wszystko, co robi na boisku, jest niezwykłe. W pewnym momencie, po latach gry w rodzimej Hiszpanii, podjął Pan decyzję o tym, by spróbować swoich sił za granicą i przeniósł się Pan do Grecji. Wygląda na to, że dobrze się Pan odnalazł w greckich realiach. - Okazało się, że to była świetna decyzja. Chciałem wyjść ze swojej strefy komfortu, pragnąłem nowego doświadczenia. To był naprawdę piękny czas i jestem bardzo zadowolony z tego pobytu w Grecji. I wdzięczny klubowi z Tripoli. Czy jednak było dobrą decyzją to, że później opuścił Pan Grecję i przeniósł się do Zjednoczonych Emiratów Arabskich? Tam długo Pan już nie zabawił i mało miał okazji do gry. - Nie jest tak, że żałuję tego kroku. Miałem swoje motywy do podjęcia tej decyzji. Później nie grałem z różnych z przyczyn, ale nie chcę tego roztrząsać. Faktem jest, że w ZEA można mieć w składzie tylko czterech zawodników zagranicznych starszych, niż 23 lata. Natomiast teraz jestem w Wiśle i na tym się koncentruję - na tym, by z krakowskim klubem osiągać nasze cele. Choć trzeba przyznać, że dzięki przygodzie z ZEA wiele się nauczyłem, moja partnerka też. To było ciekawe doświadczenie. Udzielił Pan kiedyś wywiadu, w którym wspominał, że jeden z psychologów, z którym zaczął Pan pracować nauczył Pana, by jako cel stawiać sobie przede wszystkim czerpanie radości z piłki. Podobno odmienił Pana podejście? - Rzeczywiście cieszę się bardzo tym co robię - każdym treningiem, każdym meczem. Ten coach sportowy, z którym współpracowałem - bo to był właśnie coach sportowy, nie taki zwykły psycholog - bardzo mi pomógł. Zmienił sposób, w jaki zachowywałem się w wielu sytuacjach. Jestem bardzo zadowolony, że zacząłem współpracę z nim. Nauczył mnie koncentrować się na tym, co jest tu i teraz, nie na tym, co będzie jutro. Chodzi o to, by cieszyć się tym, co obecnie, bo jutro to odległa sprawa. Wpłynął na mój sposób trenowania. Gdy nie jest Pan zajęty treningami piłkarskimi, lubi Pan czasem praktykować inne sporty? - Bardzo lubię tenis, ale obecnie tak naprawdę nie mogę w niego grać na poważnie, bo jestem zawodowym piłkarzem. I cała moja energia powinna być skoncentrowana na futbolu. Latem mogę sobie na grę w tenisa pozwolić, ale w trakcie sezonu już nie. Kiedy byłem mały, trenowałem grę w tenisa codziennie. Po trzy - cztery godziny poświęcałem na tenisowe zajęcia, dzień w dzień. Rywalizowałem też w turniejach. Bardzo dobrze mi to wychodziło. Ale przyszedł moment, kiedy trzeba było wybrać, czy postawić na tenis, czy na piłkę. Kiedy miałem jakieś 11 czy 12 lat zdecydowałem się postawić na futbol, tym bardziej, że wszyscy moi koledzy grali w piłkę. Oczywiście nie żałuję, że podjąłem taką decyzję. Zawsze zostaje śledzenie meczów innych tenisistów. Który jest Pańskim ulubionym zawodnikiem? - Rafa Nadal. Jego mentalność - tak mocna - to coś niewiarygodnego. Bardzo go podziwiam. Może na zgrupowaniu w Turcji któryś z wiślaków da się namówić na tenisową rozgrzewkę. Ma Pan z kim pogadać w nowej szatni po hiszpańsku? - Wszyscy bardzo dobrze mnie przyjęli. Felicio Brown Forbes komunikuje się po hiszpańsku, Paweł Kieszek też poznał hiszpański. A poza tym ja z kolei znam angielski, więc nie mam problemów z dogadaniem się. Rozmawiała: Justyna Krupa Czytaj także: Raków Częstochowa zaliczy rekordowy transfer