Wisła ograła Lecha 5-2, choć przegrywała 0-2. 21-letni golkiper "Białej Gwiazdy" wystąpił dopiero po raz trzeci w Ekstraklasie, ale ten mecz mógł być dla niego szczególny. To właśnie Lech ściągnął go z UKP Zielona Góra i jako 16-latek trafił do tutejszej Akademii. Choć później był w pierwszej drużynie, jeździł na zgrupowania, to nie zadebiutował w Ekstraklasie. Po serii wypożyczeń latem piłkarza wykupiła z Lecha Wisła, a Lis walczy teraz o miejsce w bramce z Michałem Buchalikiem. W Poznaniu trener Maciej Stolarczyk postawił właśnie na młodszego z golkiperów. Lis nie rozgrywał wielkiego spotkania - takiego, jak przed rokiem na tym stadionie Buchalik. Przepuścił dwa pierwsze strzały rywali, później obronił kilka niezbyt groźnych - większość roboty wykonywali za niego obrońcy. Nieco nerwowo wprowadzał też piłkę do gry, choć to po jego wykopie, a także przedłużenia Zdenka Ondraszka i błędzie Rafała Janickiego, krakowianie zdobyli ważnego gola na 1-2. - To była bardzo ważna bramka, bo traciliśmy do Lecha już tylko jedną. A oni mieli jeszcze sytuację na 3-0, gdy strzelali do pustej bramki. Cieszyliśmy się, że ten gol padł, w szatni powiedzieliśmy sobie parę ważnych słów i wyszliśmy pewni siebie na drugą połowę - mówił Mateusz Lis. Właśnie w pierwszym kwadransie po przerwie Wisła zdemolowała Lecha. - Z 0-2 wyjść na 5-2 to rzadka sytuacja, ale pokazuje potencjał, jaki mamy. W tak trudnym momencie potrafiliśmy się podnieść, jesteśmy silną drużyną, nie ma u nas jednostek, a moc pokazujemy wówczas, gdy wszyscy jesteśmy razem - mówił Lis. Co więc przeważyło na korzyść wiślaków na początku drugiej połowy? - Konsekwentnie graliśmy swoją piłkę, nie zwątpiliśmy w swoje możliwości, każdy wierzył w siebie i w to, że możemy uzyskać dobry rezultat. Czuliśmy, że potrafimy dojść Lecha i to właśnie pokazała druga połowa - dodał bramkarz Wisły. Po zwycięstwie w Poznaniu Wisła awansowała na siódme miejsce, a w następnej kolejce zmierzy się w Krakowie z Górnikiem Zabrze. Andrzej Grupa Wyniki, terminarz i tabela Ekstraklasy