Michał Buchalik dwoił się i troił - w świetnym stylu bronił strzały Darka Jevticia, Macieja Gajosa, Macieja Makuszewskiego i Christiana Gytkjaera. Lech oddał na jego bramkę aż 26 strzałów, dziewięć było celnych. Buchalik skapitulował dopiero przy ostatnim, potężnym uderzeniu Jevticia w czwartej doliczonej minucie. Wcześniej bramkarz "Białej Gwiazdy" był niemal bezbłędny. - Na pewno lepiej jest wówczas, gdy się człowiek znajduje "pod grą", a nie tak jak ostatnio w meczu z Legią, gdy miałem spotkanie praktycznie bez rękawic. Wolę takie jak to z Lechem - mówił bohater wiślaków. - Nie potrafiliśmy utrzymać piłki z przodu, za szybko ją traciliśmy. Z jednej strony czuję żal za tę końcówkę, a z drugiej, patrząc na przebieg meczu, trzeba ten punkt szanować - dodał. Która z interwencji była w tym spotkaniu najtrudniejsza? - Ciężko powiedzieć. Przed dobitką Jevticia w pierwszej połowie popełniłem błąd, bo chciałem odbić piłkę do boku, ale ona dziwnie leciała i źle w nią trafiłem. Szczęście było jednak przy nas. Lech stworzył kilka groźnych sytuacji, gdy również nie trafiła w bramkę. W samej końcówce szczęście nas jednak opuściło - mówił Buchalik, który do końca wierzył w zwycięstwo. - Lech w tym spotkaniu stworzył naprawdę wiele sytuacji, ale nie potrafił ich wykorzystać. Wierzyłem, że po tylu próbach nasza bramka pozostanie zaczarowana. Gdy już trafili przed końcem meczu po rzucie rożnym, czułem, że coś jest nie tak. Spojrzałem na sędziego bocznego, on już trzymał chorągiewkę w górze. Wtedy naprawdę uwierzyłem, że wywieziemy stąd trzy punkty - opowiadał golkiper z Krakowa. ' Przy ostatnim strzale Jevticia nie miał jednak większych szans na skuteczną interwencję. - Ciężko, musiałbym się w ciemno rzucić, wtedy miałbym szansę. Jevticiowi dopisało szczęście, bo piłka przeleciała między nogami któregoś z naszych obrońców - analizował. Wisła zdobyła - w czterech ostatnich meczach - pięć punktów, a grała tylko z zespołami z czołówki. Wygrała 2-0 ze Śląskiem, zremisowała 0-0 z Jagiellonią i 1-1 z Lechem oraz przegrała 0-1 z Legią. - Nie chciałbym oceniać, czy to wystarczający dorobek. To już było, nie możemy teraz patrzeć w przeszłość, ale na to, co przed nami. Przed przerwą na kadrę jest jeszcze jedno spotkanie i trzeba zrobić wszystko, aby je wygrać - mówi Buchalik. Tym razem za tydzień, w sobotę, rywalem krakowian będzie Sandecja Nowy Sącz. - Przyjedzie do nas i na pewno tanio skóry nie odda, bo taki styl pokazuje w innych spotkaniach. Będziemy musieli zagrać swoją piłkę, minimum taką jak przeciwko Legii czy Jagiellonii u siebie. Albo jak dziś przez pierwsze pół godziny - twierdzi Buchalik, który może być po takim meczu pewny miejsca w składzie, choć zdrowy jest już Julian Cuesta (przy Bułgarskiej był rezerwowym). - Dobrze, ze jest rywalizacja, a ja robię swoje. Nie ma różnicy, z kim rywalizuję, najważniejsze, by grać i bronić. Chcę pomagać zespołowi - kończy piłkarz Wisły. Andrzej Grupa